Na uczelnie - czyli o tym jak to świat rowerem stoi || 65.76km
Pierwszą "rzeczą" były wyniki wczorajszego kolokwium. Mimo, że pisane o 14 zostało sprawdzone o 23.56 i gdy rano wstałem na mailu znalazłem informację, że jestem oczekiwany w sprawie owego kolokwium poprawiania. Cóż rad nie rad udałem sie do Stolicy naszej ukochanej, aby owo kolokwium pisać jescze raz. Nie ma to jak Łuniwersytet, jednego dnia piszesz a na poprawe masz 4h. bo w sumie wyniki odczytałem rano a poprawa o 14 była.
No więc pojechałem. Rano jeszcze z Agnieszką podskoczyłem do jej pracy, by jej smutno nie było i dopiero od niej, znów pod swoim blokiem przejechawszy, udałem się na Wydział Geologi Uw na ul. Banaha.
Pisania nie będę wam tu streszczał, kogo obchodzi historia rzeki Pisi Gągoliny i przepływów zanieczyszczeń.... Ochrona Wód podziemnych jest... hmmm zawiła....
Co jednak tego dnia najbardziej mnie podbudowało, to to ilu bikerów spotkałem wracając z uczelni po 16 godzinie!
Było ich całe mrowie. Mrówki na rowerach pędza przez betonową dżunglę!!! No rany rety, ile mnie mijało cyklistów, ilu wyprzedzałem i ilu stawało nas na światłach na ścieżce rowerowej!! TO było czadowe. Staliśmy w szeregu zachodząc nawet na pasy, bo się nasz szereg nie mieścił!! I potem jak takie małe molekularne cząstki swobodnie krążące wylewaliśmy się na ulicę rozpierzchliwie!
No serce milczy, noga śpiewa... Choć tego dnia nie śpiewała. Braku śpiewu, były różne powody. Przede wszystkim jak to w naturze bywa każdy wiatr ma dwa końce!! I jak raz cie dmucha, to potem ty musisz z nim walczyć... a jazda pod wiatr nic przyjemnego.
Druga sprawa, że kasy miałem w portfelu na jednego snickersa a rano zjadłem dwie kanapeczki ledwie. Te upały odcinają mi przełyk chyba. Nie mogę zjeść więcej, jak tak gorąco a potem mi łyda nie chce śpiewać.
No wstyd wstydów, ale puchłem w upale i z pustym żołądkiem jak wracałem... Powiem wam w tajemnicy, że jedna taka blond włosa w jakichś leginsach po silnej walce z wiatrem (po wyprzedzeniu) pojechała z prędkością około 27km/h co mnie totalnie złamało. Miała My Py Czy w uchu i popruła... Myślicie, że dała koła? A w życiu, może i jechała szybko, ale bujała się jak pijany trolejbus a jak wsiadłem jej na koło to sie przestraszyła i nieomal skończyłoby się to związkiem(ja i ona i asfalt).
No dacie wiara? Jedzie, jedzie te 26-25km/h i nagle hamuje bo myslała, że chyba ufo jej sie do d... przyczepiło. I w dodatku odbiła tak na prawo, że nieomal sama zaryła swoim bikiem w trawnik. Zgroza! Dałem jej spokój, bo chyba w jej małym rowerowym świecie, wyprzedzone osoby znikają w niebycie z tego padołu ziemskiego i w żaden sposób nie powinny tkwić za nia podczas jazdy...
Dobra rada, jak dziunia nie umie dawać koła, nie bierzcie bo was zabije!!!!! Ewentualnie musicie co chwila chrząkać aby was słyszała, a najlepiej kasłać lub klaskać, bo mp3 może mieć głośno ustawione;P U mnie skończyło się lekka stójką na przednim i głupim uśmiechem z bezgłośnym sorry. Co będe jej sie tłumaczyć...:D
Dalej jechałem już w samotności nie goniąc nikogo, ale nie zmienia to faktu, że rowerzystów było sporo na mojej drodze a ludzie poniektórzy tym faktem byli wyraźnie niepocieszeni.
Pamiętne słowa pewnej pani z dzieckiem na ścieżce rowerowej (dziecko na rowerze) tymi rowerami to jeżdżą!!!
No fakt mają ludzie prawo być zdziwieni, przecież nie od dziś wiadomo, że rowerem się biegnie albo co najmniej spaceruje. Kto by pomyślał, że jeździ. :D
wynik przejazdu "nazad" taki, że na Modlińskiej z trzęsącymi się z omdlenia nogami i ustami jak umarlak (suchymi od słońca i braku picia) wparowałem pod kiosk i wysapałem:
"s-sni-snikersa p-sze"
Udało się dojechać, ale zdecydowanie bez jedzenia nie oganiam. Cóż widać wysiłek intelektualny tak na mnie podziałał i źle zbilansowałem swoje wielocukry w krwi:P
mimo to wyjazd zaliczam do udanych, bo każdy przybliża mnie do pieknej brązowej opalenizny:D
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew