Na koncert Stinga do Gdańska || 123.17km
Zaczęło się dzień wcześniej, kiedy to po wieczornym spotkaniu ze znajomymi okazało się, że Słonecznego nie ma w piątek, że codziennie kursuje dopiero do wakacji czyli po 23 czerwca. Zrezygnowani podjęliśmy decyzję, że pojedziemy kolejami Mazowieckimi do Działdowa i tam kawałek rowerkami sobie śmigniemy a w sobotę rano wsiądziemy z Malborka w Słoneczny i dojedziemy już na koncert do Gdańska.
Day 1
Pkp do Działdowa wlókł się koszmarnie. Pełno remontów torów czasem po 20 minut staliśmy na stacjach. W Działdowie zdecydowaliśmy, że przeskoczymy jeszcze osobowym do Iławy. W PKP gdzie kupowaliśmy Bilety trwał remont i nad glowami facet młotem pneumatycznym walił jakieś ścianki chyba działowe, albo szukał ropy w podłodze, nie wiem! Wiem, że do kasjerki krzyczało się w niebogłosy.
Do Iławy dojechaliśmy jakoś o 18 z minutami. Było za późno, aby jechać na łubudu na północ, więc stwierdziliśmy z Agnieszką, że odwiedzimy pojezierze Iławskie. Piękna droga przez Lasy przypominała mi momentami Tatrzańskie podjazdy, czy Szwedzkie bezludzia. Tylko Agnieszka ja jeziora i cisza spokój. Pierwsza miejscowość wyłoniła się z leśnych głuszy po prawie 20km. W Siemianach, nieomal martwi z głodu wpadamy do sklepu i dokonujemy nietypowych zakupów. Agnieszka kupuje ogórki korniszonie i 2 kawałki kiełbasy oraz pół chleba. Ja kupuje 4 parówki i Almette oraz widelczyki jednorazowe(do ogórków). Nie muszę mówić jaka minę miała kasjerka;)
Zjadamy kolację na jakiejś łączce koło drzewa. Słoneczko piękne grzeje nas i nic nie zapowiada dalszych przepraw pogodowych.
Rozbijamy namiot w lesie między 33 a 34 kilometrem widocznym na mapie. Chmary komarów są straszne. Jednak sprawność Campera mam, wiec namiot staje w 3 minuty. Noc jest ciepła więc standardowo nie rozkładamy tropiku a tylko moskitierę. Jest widno kiedy zasypiamy a ptaki nad Glowami sprawiają nam przecudny koncert.
Day 2
Ranek o 6 jest chłodny na namiot cos kapie co ku naszemu zadowoleniu okazuje się deszczem Anie rosą z drzew. Pada coraz mocniej, więc „ubieram” namiot w deszczową osłonkę i drzemiemy do 9. Deszcz pada regularnie i rzęsiście. Decyzja jest, aby jednak jechać. Słoneczny z Prabutów miał być około 12( potem okazało się że 12,45). Dystans jaki przewidywałem do Prabutów też okazał się zawyżony. Było w rzeczywistości sporo mniej kilometrów. Jednak jazda w ulewnym deszczu, rodem z lasu tropikalnego, nie należała do przyjemności i trudno było przewidzieć ile czasu zajmie.
Prabuty jakie poznaliśmy, to zimny dworzec i prawie 1,5 h czekania na pociąg.
W Gdańsku lądujemy sprawnie o 14:04. Deszcz już nie pada, jest pochmurnie i nawet ciepło. Nasze ubrania mokre są, a buty obciekają wodą. Gdańsk, odwiedzony już kiedyś jak wracałem z Szwecji, odkrywam na nowo. Asfaltowa ścieżka rowerowa ciągnie się przez całe miasto wzdłuż głównej drogi w centrum. Pełno rowerzystów nas mija, jesteśmy otoczeni przez pozytywne zachowania. Kierowy i piesi ustępują rowerom. Uważa się tu aby nie iść po ścieżce. I cała maszyna cykliczno-piesza gra na medal! Naprawdę mile jestem zaskoczony!!!
W kwaterze przebieramy się i udajemy się na obiad do KFC. Było najbliżej i stwierdziliśmy, że jesteśmy na wczasach i sobie pozwolimy na takie jedzenie. Objadamy się po uszy i szczęśliwi wolnym krokiem udajemy się na koncert do Ergo Areny!
Obiekt duży oryginalny choć zdziwiło mnie to, że to nie stadion narodowy. Ergo Arena Gdańsk to hala widowiskowo – sportowa, ale o gabarytach zbyt małych do odbycia meczu na Euro 2012. (następnego dnia znajdujemy właściwy stadion – PGE Arena – złoto-żółty)
Koncert zaczyna się około 20:30 i powiem wam, że cholernie mi się podobało.
Czasem na koncercie jest sporo gorzej wykonanie niż w rzeczywistości. Wiadomo, że na płycie wiele filtrów itd. Tu natomiast Sting z Orkiestrą Bałtycką brzmiał genialnie! Śpiewał czysto, naprawdę wykonanie było ekstra! Nie słuchałem, wcześniej tego człowieka, ale nabieram do niego strasznego respektu! I podoba mi się jego muzyka!
Day 3
Dzień niedziela. Wstajemy o 8 i szybki kurs do sklepu po śniadanie. A potem ruszamy na zwiedzanie. Najpierw Sopot i Krzywy domek.
Potem Molo (5,5zł za wejście o zgrozo!!!), ale mówię raz wejdę będę miał na całe życie. Z mola udajemy się na plażę, i opalamy się, zbieramy bursztyny( nie znalazłem ani jednego, ale zbierałem! A co!!)
Ścieżka rowerowa wzdłuż plaży ciągnie się znów przez całe trójmiasto i po raz kolejny jestem mile zaskoczony.
Taką masę rowerzystów widziałem tylko jak wjechaliśmy w skandynawskie kraje! Super sprawa!
W Gdańsku lądujemy szybko omijając centrum. Po drodze przejeżdżamy przez dzielnicę zwana śmiesznie "jelitkowo"
Zwiedzamy rynek stare miasto i Stocznię Gdańską… PKP Słoneczny odbiera nas z dworca o 16.45
ale i tak było zajebiście!!!
DST łączny:123,17km
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew