Alpy - Dzień 1 | Księgowy

Alpy - Dzień 1 || 83.00km

Piątek, 1 lipca 2011 · Komcie(0)
Kategoria Wyprawa
Wstęp.
Po zeszłorocznym Polsko – Polskim tranzycie z północy na południe, tego lata postanowiliśmy wybrać się dalej i zasmakować obczyzny! Nasza dwuosobowa rowerowa karawana w tym roku obrała kierunek południowo zachodni, aby odwiedzić nie tylko inne kraje, ale również inne, zgoła odmienne od naszych rodzimych, krainy. Od czeskich opadów deszczu przez alpejskie przełęcze, aż do Włoskich upalnych plaży i bogatych kurortów. To wszystko udało nam się zmieścić w zaledwie szesnastu dniach rowerowej wyprawy przez Europę. O tym co widzieliśmy i co przeżyliśmy, postaram się opisać w najbardziej interesujący sposób.
Zapraszam


Dzień 1.
Pogoda w Polsce układała się nieciekawie. Od kilku dni nad naszym krajem kłębiły się przelotne fronty z opadami. Jadać pociągiem ze stolicy z niepokojem patrzyliśmy na szare chmury. Sama podróż była błyskawiczna, trafiliśmy na pociąg, który jechał do Katowic przez zaledwie 3,5 godziny. W Katowicach sprawnie i bez przeszkód przesiadamy się do pociągu osobowego w kierunku Bielska Białej. W przedziale „służbowym” na końcu jest nas około 15 osób. Razem z nami jedzie około 13 osób na wyprawę pieszą z plecakami. Studenci z Katowickiej uczelni skrzyknęli się dzięki facebookowi.
Dworzec w Bielsko Białej wygląda ciekawie. Jest to dość mała stacja ale budynek jest odnowiony a wnętrze odremontowane. Warunki pogodowe panujące dookoła, uniemożliwiają nam zachowanie się jego walorami estetycznymi. Z nieba dosłownie się leje. Chwilę wahamy się czy i jak opuścić miasto w końcu jednak zaciskamy zęby i wyruszamy.
Postój w Tesco niecałe 1,5km dalej jest spowodowany nie tylko pogodą, ale i zapasami jakie na wyprawę musimy poczynić.

Kiedy Aga jest w środku, ja staram się nie zamarznąć w przeciągu. Drzwi do sklepu co chwila otwiera fotokomórka a ludzie nie wchodzą do środka, tylko przechodzą obok po parkingu. Wreszcie ogarniamy się z zakupami i przybywa nam kilogramów na bagażniku. Nasze buty przyozdobione workami na śmieci i owinięte ciemna taśmą samoprzylepną wyglądają bardzo oryginalnie.

Do naszej rowerowej mody deszczowej dokładamy rękawiczki foliowe ze stacji benzynowej.

Na stacji podnosimy także ciśnienie w kołach. Wreszcie opuszczamy miasto w pełnym rynsztunku. Deszcz przestaje padać choć z nieba nie znikają ciemne chmury.
Jedzie się dziwnie. Jesteśmy przemoczeni a z pod kół aut, chlapie się woda. Ogólnie początek wyprawy nastraja nas bardzo negatywnie.

Gdy przekraczamy granice w Cieszynie znów zaczyna się taniec z deszczem.

Na moście zmieniamy przetarte torebki z butów na nowe i kierujemy się na Frydek Miśtek. Termometr elektroniczny na sakwie pokazuje 12 stopni.
Nocleg przypada nam w okolicach ciekawej czeskiej miejscowości o nazwie „Baśka”.
Niefortunnie usytuowany namiot, znajduje się w dolinie dawnego koryta rzeki.

Jest w obniżeniu nie widoczny, jednak chłód i wilgoć jaka bije od ziemi jest tak przenikliwa, że śpimy w bluzach i nogawkach.
Noc wita nas 7 stopniami a nad ranem budzą nas głosy zwierząt które wybrały się na schadzki przy, nieopodal położonym, paśniku.


DST: 83km (łącznie z dojazdem do PKP w Legionowie i Warszawie)


galeria


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa obled

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]