Alpy - Dzień 2 | Księgowy

Alpy - Dzień 2 || 121.00km

Sobota, 2 lipca 2011 · Komcie(0)
Kategoria Wyprawa
Dzień 2

Rano budzi nas odgłos zwierząt i kapanie na namiot. To ostatnie spostrzeżenie najbardziej dołuje. Leże zawinięty w śpiworze i tylko twarz mi wystaje. Każdy ruch powoduje, że zimne (lodowate) powietrze wdziera się bezpardonowo do środka. Agnieszka tuż obok także zwinięta. Przemogliśmy się wreszcie i wyczołgaliśmy z namiotu. Obóz znika w 20 minut a na zewnątrz niespodzianka! Deszcz kapie z drzew a na niebie jest tylko kilka obłoczków. Pogoda się poprawia. Na drodze termometr wskazuje 17 stopni a my rozbieramy się stopniowo z kurtek, jednak bluz jeszcze nie zdejmujemy. Jedzie się byle jak. Wiatr w twarz wcale nie daje poczucia termicznego komfortu. Wilgotne ubrania przedmuchane silnym zefirkiem sprawiają, że już po chwili znów ubieramy się w kurtki.

Pierwsze gotowanie obiadu przypada na jakiś przystanek autobusowy.

Podczas, kiedy Aga ogarnia sprawy kuchenne ja przez 5 minut wysłuchuje melodyjek z biura Obsługi. Próba polaczenia się z nim, graniczy z cudem. Wreszcie udaje się i rozwiązuje problem braku roamingu w telefonach (totalnie o tym zapomnieliśmy).

Jazda w 17 a nie 12 stopniach jest dużo bardziej sprawna niż poprzedniego dnia. Pyzatym nie pada. Jednak nogi jeszcze nie przywykłe do obciążeń sprawiają niejednokrotnie zawód na podjazdach w czeskich górach.

Ulubione powiedzenie tego dnia to:
„tu zaraz będzie płasko w Alpach pewnie się zacznie”

Dzień ciągnie się jak rozjechana guma do żucia. Niby jedziemy, ale tak nijak to wchodzi. 13-15km/h to wszystko na co nas stać. Postój na jednej ze stacji benzynowej poprawia nieco nastroje wyprawowej dwójki.
Podjadając kanapki odpoczywamy. Nasz spokój i znużenie przerywa ciekawe zdarzenie. Z pod dystrybutorów odjeżdża biała skoda „wagon”. Niby nic, gdyby nie to, że pojazd dosłownie gubi drzwi.

Najpierw wypada jakiś kask(coś w stylu ochraniacza dla ludzi koszących spalinowymi kosami) a potem tylne drzwi bujając się na jednym zawiasie odpadają na ulice z hukiem. Najzabawniejsze jest to, że kierowca nie orientuje się o stracie od razu. Dopiero okrzyki i gestykulacja, tankującego obok Czecha sprawiają, że biała skoda staje.

Dusimy się ze śmiechu próbując ukryć twarze w dłoniach. Niski jegomość z kamienna twarzą, najpierw wraca się po kask a następnie zbiera z ziemi drzwi. Najzabawniejsze jest to, że on te drzwi wsadza na zawias i przywiązawszy je sznurkiem jak gdyby nigdy nic odjeżdża.
Nocleg tego wieczoru przypada nieopodal drogi. Od ulicy dzieli nas jakiś płotek, spore krzaczki i rów. Kolacja obfituje w same pyszności. Szef kuchni poleca, kaszę manną malinową i czokokulki.




galeria:galeria


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa atorz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]