Alpy - Dzień 7 | Księgowy

Alpy - Dzień 7 || 125.00km

Czwartek, 7 lipca 2011 · Komcie(0)
Kategoria Wyprawa
Dzień 7
Po nocy nad tunelem znów w super nastrojach, ruszamy dalej. Do Wildalpen mamy kilka kilometrów, o poranku znów jest z górki, co cieszy nas przeogromnie. Postój w małej miejscowości na toaletę i napełnienie bidonów wodą. Za Palfau zaczyna się ogromny podjazd. Znak zjazd 15% pojawia się dopiero na szczycie. Droga jest naprawdę stroma, prowadzimy rowery, bo przy dośc dużym ruchu obok nas, trudno jest bezpiecznie podjeżdżać. Przed szczytem robimy postój na ostygnięcie i widzimy wielką ciężarówkę, która z mozołem wspina się tak jak my. Jedzie z 10 km/h, ale w rezultacie podjeżdża całość.

Dalej kierujemy się szybkim 15% zjazdem na Admont. Osiągam tam bagatela 69.78km/h. Gdyby nie kręta droga wcześniej pewnie 70km/h spokojnie bym przekroczył, jednak bezpieczeństwo najważniejsze! Droga jest dziwaczna, obfituje w krótkie podjazdy i takie same zjazdy.

Niektóre daje radę przejechać z rozpędu jednak na część z nich trzeba trochę popedałować. Jest ciekawie, bo czujemy się jak na kolejce górskiej w wesołym miasteczku.
Podczas postoju na jedzenie w jednej z małych urokliwych alpejskich miejscowości, spotykamy rowerzystów na rowerach pół-poziomych. Starsze małżeństwo pedałuje sobie po Alpach z sakwami.

Podczas dalszej drogo tego dnia spotyka nas znów deszcz, choć z tym deszczem to było tak nie do końca jasne. Najpierw zobaczyliśmy siną chmurę w oddali a potem kilka razy odgłos grzmotów. Agnieszka zadecydowała, że poczekamy na przystanku aż przejdzie, bo potem może nie być gdzie się schować. Usiedliśmy więc sobie i nasłuchiwaliśmy grzmotów. Nie padało 5 – 10 – 15 minut w końcu odkrywam, że owe grzmoty to odgłos samochodów przejeżdżających po pobliskim drewnianym moście. Owszem zaczęło kropić i kilka razy nawet naprawdę zagrzmiało jednak wcześniejsze odgłosy nijak się miały do intensywności opadów.
Siedząc na przystanku szacujemy ile jeszcze nam dni zostało i czy wyrobimy się na samolot do Włoch. Za miejscowością Liezen wjeżdżamy na boczne lokalne drogi. Na „czerwonej” drodze zbyt wiele było tirów. Końcówka dnia jest ciężka. Wody dawno nam zabrakło, jest późne popołudnie a miejsca na nocleg jak nie było widać tak nie ma. Jedzie się coraz gorzej i w pewnym momencie siadamy sobie na asfaltowej ścieżce rowerowej i odpoczywamy smutni.
Pierwsza próba noclegu okazuje się spalona, Agnieszka wypatruje kogoś, kto z oddali nam się przygląda. Rezygnujemy więc i po 7km znów ponawiamy próbę, która tym razem, kończy się sukcesem. Nocujemy na łące za krzakami.

galeria




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa egoal

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]