Alpy - Dzień 9 || 112.00km
Sobota, 9 lipca 2011
· Komcie(0)
Kategoria Wyprawa
Dzień 9.
Wstajemy przed 9:00. Dopiero około 11 wyruszamy z naszej kwatery. Nie wszystko wyschło co upraliśmy, więc na sakwach znów lądują masy ubrań. Od rana jest z górki, aż do samego Lend. Dalej udajemy się w kierunku kolejowego tunelu do przewozu samochodów. Troszkę błądzimy przed skrętem na drogę 167, ale w końcu udaje się wjechać i dalej idzie już sprawnie. Przez większość trasy do tunelu jest w miarę płasko. Przed kolejowym tunelem natrafiamy na jeszcze jeden, tym razem zwykły tunel. Droga rowerowa poprowadzona jest po lewej stronie ulicy. Jest strasznie głośno, ale przyjemny chłód rekompensuje nam hałas.
Pod koniec zaczyna się wspinaczka, na mapie pokazywali zwykłą drogę, potem tunel i znów zwykłą. Okazało się że przed sam tunel tez trzeba się wspiąć. Od Bad Gastein zaczyna się wspinaczka. Jest upalnie 33 stopnie i leje się z nas, jednak jakoś wolno wspinamy się serpentynami ku górze.
Do stacji kolejowej docieramy na 10 minut przed odjazdem pociągu. 10e zapłaciliśmy za 2 rowery i 2 ludzi. Pociąg jest duszny, ale pozatym ma miejsce dla rowerów i wyglądem przypomina nasz polski „Słoneczny”.
Dla samochodów są specjalne wagony a kierowcy z aut musza je zamknąć i przyjść na koniec do wagonu osobowego. Przejazd trwa pewnie około 10minut. Wysiadamy i jeszcze większymi serpentynami zjeżdżamy w dół przełęczy.
Upał po drugiej stronie jest jeszcze większy niż był. Za wielką górą powietrze totalnie stoi. Dopiero kilkanaście kilometrów dalej trafiamy na „przeciąg” i czuć jakiś powiew.
Jemy Kanapki z serkiem na ławeczkach przy stoliczku a nastepnie udajemy się w upalna drogę do Lienz. Mamy wiatr w plecy, co powinno pomagać, jednak stwarza wrażenie jeszcze większego braku ruchu powietrza. Gotujemy się co jakieś 10km. Na termometrze jest 33,5 stopnia i zero wiatru. Przed samym Lienz dzień ma się ku końcowi. Mapa wskazuje mega podjazd i decydujemy się zaatakować go jeszcze tego dnia. Piekielnie idzie początkowo, ale im później tym chłodniej. Z wysokością także spada temperatura. Jedzie się mozolnie, ale docieramy na szczyt. Po drugiej stronie po szybkim zjeździe wiatr wieje już w twarz. Tym razem popadamy w drugą skrajność. Wiatr prawie zdejmuje nas z siodełka! Końcówka dnia to szukanie noclegu i atak na pole kukurydzy.
Między miedzą i kukurydzą znajdujemy nasze schronienie.
galeria
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew
Wstajemy przed 9:00. Dopiero około 11 wyruszamy z naszej kwatery. Nie wszystko wyschło co upraliśmy, więc na sakwach znów lądują masy ubrań. Od rana jest z górki, aż do samego Lend. Dalej udajemy się w kierunku kolejowego tunelu do przewozu samochodów. Troszkę błądzimy przed skrętem na drogę 167, ale w końcu udaje się wjechać i dalej idzie już sprawnie. Przez większość trasy do tunelu jest w miarę płasko. Przed kolejowym tunelem natrafiamy na jeszcze jeden, tym razem zwykły tunel. Droga rowerowa poprowadzona jest po lewej stronie ulicy. Jest strasznie głośno, ale przyjemny chłód rekompensuje nam hałas.
Pod koniec zaczyna się wspinaczka, na mapie pokazywali zwykłą drogę, potem tunel i znów zwykłą. Okazało się że przed sam tunel tez trzeba się wspiąć. Od Bad Gastein zaczyna się wspinaczka. Jest upalnie 33 stopnie i leje się z nas, jednak jakoś wolno wspinamy się serpentynami ku górze.
Do stacji kolejowej docieramy na 10 minut przed odjazdem pociągu. 10e zapłaciliśmy za 2 rowery i 2 ludzi. Pociąg jest duszny, ale pozatym ma miejsce dla rowerów i wyglądem przypomina nasz polski „Słoneczny”.
Dla samochodów są specjalne wagony a kierowcy z aut musza je zamknąć i przyjść na koniec do wagonu osobowego. Przejazd trwa pewnie około 10minut. Wysiadamy i jeszcze większymi serpentynami zjeżdżamy w dół przełęczy.
Upał po drugiej stronie jest jeszcze większy niż był. Za wielką górą powietrze totalnie stoi. Dopiero kilkanaście kilometrów dalej trafiamy na „przeciąg” i czuć jakiś powiew.
Jemy Kanapki z serkiem na ławeczkach przy stoliczku a nastepnie udajemy się w upalna drogę do Lienz. Mamy wiatr w plecy, co powinno pomagać, jednak stwarza wrażenie jeszcze większego braku ruchu powietrza. Gotujemy się co jakieś 10km. Na termometrze jest 33,5 stopnia i zero wiatru. Przed samym Lienz dzień ma się ku końcowi. Mapa wskazuje mega podjazd i decydujemy się zaatakować go jeszcze tego dnia. Piekielnie idzie początkowo, ale im później tym chłodniej. Z wysokością także spada temperatura. Jedzie się mozolnie, ale docieramy na szczyt. Po drugiej stronie po szybkim zjeździe wiatr wieje już w twarz. Tym razem popadamy w drugą skrajność. Wiatr prawie zdejmuje nas z siodełka! Końcówka dnia to szukanie noclegu i atak na pole kukurydzy.
Między miedzą i kukurydzą znajdujemy nasze schronienie.
galeria
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew