Jadąc tego poranka do Agnieszki rodziców, po raz kolejny napawałem sie jesiennością. W głębi serca czuć jednak niejaki zawód, że wakacje się kończą a nadchodzi okres nieco trudniejszy dla nas rowerzystów.
Jesień objawia swoje oblicze w przepiękny sposób tego roku. Pełno żółtych liści, i słoneczne dni, mimo iż mgliste poranki. Jadąc rano około 10 w lesie jeszcze była rosa, choć bardziej nazwać można by to chmurą w lesie. Między drzewami unosiły się obłoczki.
Słońce wyszło jeszcze, gdy byłem w Legionowie. Wiatr w Twarz nie ułatwiał walki z jesienną aurą. Mimo, że w uszach gościła ciekawa nowa książka Alistera Mc Laina, to jechało się ciężkawo z mordewindem.
Cały dystans zajął mi prawie 2h 20 minut. Jednak i tak było fajnie bo na niebie, po ustąpieniu porannych mgieł, nie było ani śladu obłoczków...
A to nowa piosenka Cezika która zajebiście mi się podoba:
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.