Do pracy dzień 4! | Księgowy

Do pracy dzień 4! || 51.68km

Wtorek, 17 kwietnia 2012 · Komcie(1)
Dzień dziś dał mi do wiwatu! Oj działo się dziś od samego rana...

Zaczęło się już o świcie, kiedy dotarło do mnie ile to ja spraw mam do załatwienia. Kiedy już myśl ta przebiła się przez system odporności na stres wybiła godzina 7:15. Szybkie śniadanie i o 8:00 byłem już w siodełku. Pożegnałem się z Agnieszką i ruszyłem zdobywać Warszawę.

Mimo bezchmurnego nieba poranek, był zimny. Słońce dawało złudne wrażenie ciepła a wiatr wiejący w plecy niby pomagał, jednak pieruńsko wychładzał. Na 3 światłach, po raz kolejny trafiając na czerwone, doszedłem do przekonania, że zdecydowanie za zimno się ubrałem. W łapy było mi zimno w plecy wiało, i chłodziło jak w lodówce, jednym słowem, zapowiadało się ciężkie 25km na Uczelnie.

Kiedy podjeżdżałem na skarpę, o dziwo się nie spociłem, a zimny wiatr okazał sie przyjemnym chłodem. Bylem na miejscu przed czasem. 9:30 to było za wczesnie aby iśc upominać sie w dziekanacie o ostatnią jubileuszową naklejkę na legitymację.

Czekałem więc spokojnie słuchając muzyki w MP3 i opalając się na słońcu za wiatrem na dziedzińcu szkoły. Około 9:55 wyruszyłem przed dziekanat. Pani łaskawie raczyła dotrzeć do pracy 15 minut po czasie. (10:15) Dziekanat był w środku oblegany już przez jedną pracownicę, ale bez tej drugiej, system nie mógł zatrybić a ja jako, że do owego systemu należę, nie mogłem uzyskać naklejki. Najbardziej irytujący był komentarz pani:

- o jest pani już, jest już 15 po, mógłbym uzyskać naklejkę na legitymację?
- 15 minut to kwadrans studencki powinien sie pan przyzwyczaić przez te kilka lat.
- Tylko, że ja się śpieszę do pracy , proszę pani i naprawdę nie mogę czekać na pani kwadrans bo mi za niego nie zapłacą...
- No prosze pana albo studia albo praca! Czasem trzeba wybrać priorytety!


I wiecie co? Weszła do dziekanatu i zamknęła drzwi od środka. Przebrała się i dopiero mnie przyjęła z miną przepitej niedźwiedzicy. Nie strzepiłem języka, odszedłem w milczeniu zrezygnowany, bo miałem naprawdę mało czasu aby dotrzeć do pracy na czas.

Opuszczałem wydział, lekko zniesmaczony, niby spędziłem tu 6 lat, wiele semestrów i wszystko jest mi tak bliskie a jednak poczułem się dziś jak jakiś szczeniak zbesztany przez starszą doświadczoną kadrę. Ile bym tu nie studiował zawsze będę tym niżej... taki los studenta.

Na Młociny miałem pod wiatr, pod słońce i wszystko było kuźwa pod! Dojechałem na styk dość nieźle zmachany. W pracy jednak nie miało być lepiej. Ledwie się ogarnąłem z ciuchów rowerowych a już dostałem bure od dyrektor regionalnej, wizytującej dziś kontrolnie oddział, że nie mam badań i że maja być na wczoraj! Ubezpieczyciel umówił mnie na piątek na 9:45 a ja miałem się rozdwoić aby były na dziś po południu. No i opuściłem oddział szybciej niż tam dotarłem;) Ubrany w garnitur, krawat i spodnie w kant pomknałem zdobywać Polski system służby zdrowia.

w skrócie:
* 112 dojechałem do mostu Grota
* 731 do Jabłonny
* DOM i przwalanie dokumentacji medycznej, co może a co napewno się nie przyda
* 731 Do Legionowa tam do Mediq gdzie odwiedziłem 2 lekarzy w ciągu jednej godziny i wykorzystując swoją gadkę, szczyptę sprytu i elokwencję oraz cwaniactwo ominąłem 12 ludzi do okulisty, i 5 osób do medycyny pracy.
* Po 17 byłem już w oddziale spowrotem z badaniami... i co?

Dostałem ochrzan, że badania zrobiłem prywatnie a nie przez fundusz ubezpieczeniowy pracodawcy. No, ale summa summarum przyjęli świstek a ja będę teraz się woził aby uzyskać zwrot kosztów leczenia. Najlepsze jest w tym to, że Mediq w Legionowie jest podłączony pod ów fundusz pracowniczy i na infolinii gdy próbowałem się umówić, zaklepywali mi wizytę na piątek albo później.

W pracy sporo papierologii, tonąłem w procedurach, nadawalem depozyty i rejestrowałem dokumenty w systemie. pracy było sporo, sporo nowego się nauczyłem, ale wyprostowałem wszystkie zaległości nawet zrobiłem ponad normę i z czystym sumieniem mogę powiedzieć sobie "dobra robota". Jak na taki zakręcony dzień wyszło całkiem zgrabnie a dyrektor regionalna była wielce zadowolona. A gdy szycha się cieszy, cieszy się też ściółka, czyli my szarzy pracownicy:)


Nocny rower powrotny smakował nad wyraz dobrze, pomijając to, że niemiłosiernie mi zimno było w uszy i dłonie. Lampka przednia zdechła,umarła ale niebawem jak znajdę czas dokupię może taką mała mrygaczkę i duża daleko-świecąca będzie miała mniej do roboty!

Kilometrowo mało, jednak opisowo dużo:) Jeśli dotarłeś do tego miejsca, wygrałeś bon na zakupy w Tesco za 0,01 pln.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (1)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa yznie

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]