Puszcza Knyszyńska - dzień 1 | Księgowy

Puszcza Knyszyńska - dzień 1 || 90.64km

Sobota, 12 maja 2012 · Komcie(3)
Kategoria Wyprawa
Weekend zapowiadał się zmianą pogody i wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, to jest ten czas kiedy siedzi się w domu a łańcuch rdzewieje. Nikt by jednak nie pomyślał, że poza tymi co pognali na Skandię ścigać się w lasach, do Białegostoku zawitamy także i my – ludzie z płaskich nizin centralnego Mazowsza.

Wyjazd zorganizowała mi Agnieszka. Od kilku ładnych dni mówiła, że szykuje dla mnie niespodzianke i że w sobotę mam spakować sakwy i być gotowym do drogi. Do ostatnich chwil przed wyjazdem nie wiedziałem gdzie i dokąd jadę. Najpierw SKM potem metro Polski BUS i… Białystok – przygoda nabrała kształtu!

Gdy wysiadaliśmy na dworcu PKS, nie było zbyt ciepło, wiatr przeszywal a na niebie kłębiły się szaro bure chmury. Jednym słowem, coś się kroiło, zanim dobrze złożyliśmy rowery po podróży z nieba zaczęło padać. Wybraliśmy więc moment na przeczekanie opadów w pizzerii Paradiso.

Gdy opuszczaliśmy ją jakąś godzinę później. Deszcz padał dość umiarkowanie, choć zauważalnie a na ulicach było dośc mokro. Przebijamy się więc mozolnie przez miasto lekko zagubieni, bo plan miasta jaki posiadamy to tylko wydruk z jakiejś strony i mało która ulica da się dopasować do tego co fizycznie mijamy jadąc na siodełkach. Całe szczeście pomagają na lokalni i wyjeżdżamy po kawałku z centrum.

Samo centrum to jeden wielki korek spowodowany Maratonem Skandia MTB Maraton. Podziwiam organizatora za logistykę, odcieli po jednym pasie dwupasmówki wlotowej do miasta, zatrudnili armie policji na motorach i radiowozach. Czuło się klimat gigantycznej imprezy nieomal tak wielkiej jak Tour De Pologne. Sam pan Lang swoą drogą organizuje również i tą imprezę;)

Opuszczamy Białystok w trudach, zimnego wiatru, deszczu przelotnego i pogody spekulującej pomiędzy „dowalić im” i „lekko przycisnąć”. Kierunek obraliśmy na Wasilków i Sanktuarium w Świętej Wodzie.

Dalej odbijamy szlakiem szutrowym na Studzianki i przez przepiekne wioski przemieszczamy się w kierunku Puszczy Knyszyńskiej, która jest tego dnia naszym celem. Jedzie się wolno, z lekka leniwie. Pogoda wyprostowała się nieco, nie pada aczkolwiek przeszywające zimno jest odczuwalne. Robimy dużo zdjeć sporo postojów zaglądamy w każdy zakamarek.

Za Supraślem po wjechaniu przepiękną drogą do Puszczy i zagłębieniu się w nią nieco, orientujemy się przerażeni która godzina. Była 16:50 a do noclegu wciąż kawał drogi. Smutni, decydujemy się zawrócić na Supraśl i wrócić inna drogą. Zaaferowani trasami, widokami i urokiem tych terenów totalnie nie pilnowaliśmy czasu… Wyjazd 14 z Białegostoku był jednak zbyt późny i to dało się odczuć.
Nie zrażeni tym, że omijamy terenowy przepiękny odcinek do Puszczy, przecinamy ją na siodełku w inny sposób. Mianowicie trasą na Krynki. Zaraz za puszczą po przejechaniu mostku i wdrapaniu się na pagórek w miejscowości Sokołda udajemy się w lewo.

Tu niestety znów szczęście nas opuszcza. W poszukaniu szlaku przez Puszczę do Strych Lipin, totalnie gubimy orientację a na domiar złego, we wsi w której droga się nagle kończy, naprzeciw nam stają trzy osobniki: Kundel, owczarek niemiecki i babcia w chustce. Z całej trojki ten ostatni jest najbardziej przyjazny, kundel nieco ujada a wilczur niepewnie na nas patrzy. Poinformowani przez lokalną panią na temat trasy wracamy w kierunku przeciwnym, starając się nie wzbudzić większego zainteresowania. O ile kundel nie stanowi zagrożenia, to owczarek zdawał się być jeszcze nie zdecydowany, co by chciał z nami zrobić tego popołudnia.
Nawigacja, nazwijmy ją, prowadzona przez lud tamtejszy w osobie kobieciny w chustce, nie doprowadziła do rozwiązania naszego problemu lokalizacyjnego. Po wykonaniu wszelkich rad pani:

„tamoj wy wrócą i zakręcą na lewo w tako leśniczówkę i potem tamoj w prawo, bo można i przez ten las takoło ale tamoj chiba ni ma dali drogi.”
Pozycja nasza nie zmieniała się, lub raczej zmieniała w bliżej nieokreślonym kierunku. Dopiero wyjazd w miejscowości Podłazińsko, uświadomił nam prawdę ludową. Tamoj chiba drogi ni ma… a nawet jak była to już nie wracamy! Kropka koniec null!

Jedziemy więc tym co mamy pod kołami. Wiejskie asfalty nie są tu w tych okolicach przykładem kunsztu budowlanego, jednakowoż można uznać, że swoją żywotnością przetrwają niejedna autostradę, czy drogę ekspresową.

Przez Pawełki, Bilwinki, Słojniki i Planteczkę, docieramy do jakże urokliwej miejscowości Janowszczyzna a dalej przez Straż do miejsca noclegu Ostrówka. Urokliwe miejsce z dala od szumu, do ktroego wiedzie przepiękna, lub po prostu piękna, szutrówka. Nocleg mamy w obitym „sajdingiem” domku rodem z chłopów z piecem kaflowym i o wnętrzu o takim ekstra klimacie wsi, że czuje się jak u swojej babci. Ciesze się tymi izbami jak małe dziecko i przypominam sobie dzieciństwo. Zapach lekko starego zmurszałego już drewna i zdobione drzwi, czy wielki piec kaflowy. To wszystko sprawia, że przemiło kończymy dzień! Padamy zmęczeni ale szcześliwi!

Pełna galeria zdjeć z dnia pierwszego:



Trasa dnia pierwszego:



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (3)

rozumiem, że to tajemnica...

LeeFuks 17:56 niedziela, 27 maja 2012

hej, mam pytanie odnośnie Polskiego Busa. Jak wygląda kwestia przewozu rowerów? na ich stronie nie znalazłem żadnej informacji. Czy to kierowca decyduje czy weźmie twój rower? Mógłbyś podac ile kosztuje przewóz roweru? dzięki i pozdrawiam LF

LeeFuks 21:33 środa, 23 maja 2012

No cóż dobra papierowa mapa to podstawa :)

surf-removed 22:23 poniedziałek, 14 maja 2012
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa chorz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]