Na Zaborze - Deszczówka dobra na średnie dystanse | Księgowy

Na Zaborze - Deszczówka dobra na średnie dystanse || 44.87km

Sobota, 14 lipca 2012 · Komcie(0)
Kategoria Na Zaborze
Dzień w pełni rowerowy, choć poranek nie zapowiadał tak przekornego tytułu. Było słonecznie, jakieś obłoczki krążyły po niebie a dzień w sumie wiał nudnym "standardowym dniem".

Po Agnieszkę do pracy jechałem w bluzie i szybko musiałem się przebrać bo słońce wyciskało siódme poty. Gdy wróciliśmy z zakupów dzień kusił błękitnym niebem. Miałem jeszcze jednak kilka rzeczy do zrobienia. pogrzebałem na przykład w kodzie mojego bike-loga i zmodyfikowałem szatę graficzną. Specem od Ha Te Em El nie jestem, ale względnie osiągnąłem swój cel:) Choć zawsze jest jeszcze coś co można poprawić.

Druga cześć tego wpisu mogłaby się nazywać - "a miało być tak pięknie". Wyjechaliśmy z domu o siedemnastej i ruszyliśmy na północ. Nie zdecydowaliśmy się na glówną a na równoległą do niej boczną trasę. Pogoda nad nami była przystępna, świeciło słońce a wiatr wiejący w plecy pomagał w pedałowaniu. Nagraliśmy kilka ujęć kamerką może kiedyś w przypływie weny zmontuje z tego jakiś materiał.

Gdy wróciliśmy na trasę Jabłonna-Nowy Dwór, po lewej stronie z nad horyzontu widać było lekko ciemne chmurki. Nic nie wskazywało, że deszcz popada. Nie ujechaliśmy jednak więcej niż kilka kilometrów i z lekko szarych chmurek zaczęło kropić. Uciekliśmy na przystanek i lunęło! Padało jak z prysznica przez dobre kilkanaście minut. Cóż, tak bywa czasem.

Dalej jechaliśmy już bez deszczu.
"Dobrze, że na głowę nie leje" - powiedziałem roześmiany a strugi wody ściekały mi z policzków. Nie mam bowiem we Francy błotników a mokra jezdnia dawała piękny pióropusz wody. Minęliśmy Nowy Dwór i przez Bronisławkę - malutką miejscowość - dojechaliśmy do Pomiechówka.
Nie dało rany jednak dotrzeć do celu, znów lunęło. Szybko znaleźliśmy jakiś przystanek i schroniliśmy się na nim. Nie zanosiło się na to że przestanie padać a zimny wiatr powodował, że i tak już mokry, dygotałem z zimna. Zdecydowaliśmy się jechać mimo deszczu, bo do celu pozostało nie wiele. O ile swojąc na przystanku rzeczywiście padało i powoli ustało, o tyle podczas jazdy znów sie wzmogło i nabierało siły.

Sunęliśmy więc w regularnym deszczu cali zmoknięci i obciekający wodą i im bardziej nas moczyło, tym więcej frajdy z tego mieliśmy. Było mi zwyczajnie wszystko jedno, ale przede wszystkim sporo cieplej! Nie ważne że w butach już woda chlupała. Złapaliśmy totalną fazę na deszcz, atakowaliśmy największe kałuże, a nogami rozchlapywaliśmy wodę jeszcze mocniej.

Ostatni, no może przedostatni, odcinek wiódł przez polne drogi. Oncinek ten określany przez lokalnych mieszkańców jako "Góra Wólka" to droga wiodąca przez pola. Jest to dość malownicza piaszczysta dróżka, wyjeżdżona w lekkim obniżeniu pomiędzy polami. Odcinek ten, wiedzie nie po płaskim lecz pod górkę i to dość stromą, jak na te opony i warunki pogodowe. Gdy więc wjechaliśmy na nią, droga nie przypominała już szlaku dla maszyn rolniczych, a rwący strumień. W obniżeniach gdzie kołami jeżdżą pojazdy płynęły rzeki a rower rozcinał tylko szumiącą wodę niczym motorówka.

W ustach miałem piach,na policzkach bryzgała mi woda z błotem a cienkie slicki, ślizgały się w namokniętym rwącym blotno-piaszczystym potoku.
Było to jedyne w swoim rodzaju przeżycie. Nie zmiennie jednak sprawiające nam multum radości. Gdy ostatni kilometr jechaliśmy już asfaltem, deszcz jak na komendę przestał padać, a nad nami pojawiła się równa linia wyznaczająca koniec deszczowego frontu, jaki właśnie nad nami przeszedł.

Do końca dnia było już pogodnie. przebrani i wykąpani siedzieliśmy patrząc za okno i śmiejąc się ze swojej rowerowej przygody!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa eniew

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]