Bieszczady dzień 2 || 138.47km
Jest dość trudno, bo temperatura zdaje się rozkręcać z każdą chwilą, czego nie można powiedzieć o nas. My ludzie nizin Mazowieckich nie wiemy co to znaczy jechać pod górę! W Zakliczynie, przecinamy trasę, którą jechaliśmy rok temu do Krynicy. Do gromnika, podjazd i przerwa na regeneracje i zakupy. Ha w całym tym zamieszaniu, okazało się, że nie zabraliśmy z domu ani łyżek, ani widelców ani nawet scyzoryka! Kupujemy więc trzy łyżki i mały nożyk do obierania kartofli – nawet całkiem ostry! Od tej pory mamy czym smarować chleb, a kajzerki na śniadaniu nie musimy rozrywać na pół, tylko możemy je przekroić;)
W Biecz`y wyjeżdżamy na Krajówkę nr 28 i dalej podążamy nią tranzytem. Mimo godziny popołudniowej jest dość ciepło, żeby nie powiedzieć upalnie. W Jaśle troszkę oddechu i przerwa. Do Krosna znów Tranzytem, aby na rynku zjeść frytki. Chciałem Royal Burgera z pod parasolki, ale pani oznajmiła, że nie ma. Piwa za to mieli pewnie jeszcze z zapasem…. A jak człowiek zjeść chce, to nie ma! Ech…
Dzień ma się wolno ku końcowi a my pedałujemy miarowo trasą na Iwonicz. Szukanie noclegu kończymy już o zmroku. Oczywiście jak to bywa u nas w standardzie, nocleg jest na szczycie przeogromnej góry, na która wdrapujemy się prawie 11% asfaltowym podjazdem. Ja nie mam pojęcia, jak oni tam egzystują zimą. Najważniejsze, że mamy gdzie spać i miejsce aby się umyć. Warunki są troszkę rodem z lat 70-tych, a toaleta daje wiele do życzenia, jednak nic to! Wyprawa to przygoda, choć pewnie nie jeden z was nie nazwałby tego wyprawą, bo i jak to? Spać po kwaterach? Bez namiotowania, bez gotowania zupy! Hańba. Może i hańba, ale raz na ruski rok można sobie pozwolić na odrobinę rowerowego luksusu! A co!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew