Bieszczady dzień 4 || 98.34km
Sobota, 4 sierpnia 2012
· Komcie(0)
Kategoria Wyprawa
Dzień ulgi dla nóg, w sensie obciążeniowym. Gdy rano ruszamy na wycieczkę bez bagażu, daje się odczuć, że rower szybciej jedzie. Po śniadanku koło sklepu, ruszamy w kierunku na Ustrzyki Górne.
Od razu na dzień dobry, mamy przepiękny podjazd. Jest przecudnie. Słońce świeci, ale jakoś tak lżej się pedałuje. Do Ustrzyk jedziemy w nadziei na znalezienie bankomatu. Jakie jest jednak nasze rozczarowanie kiedy okazuje się, że Ustrzyki to tylko lichy zakręt drogi z dwoma barami i kilkoma straganami. Totalnie przereklamowana miejscowość moim zdaniem. Ceny w sklepach to już totalna porażka. Za butelkę 1,5 litra coli dwa batoniki i jagodziankę daliśmy 14zł! Brak bankomatu to dodatkowy kłopot bo nie mamy kasy na opłacenie noclegu. Pan w sklepie podpowiada nam jednak, że w :Lutowiskach jest maszyna do pieniędzy i tam też się udajemy!
Nasyceni gotówką, po zakupach kierujemy się na centralne Bieszczady. W Dwerniku spotyka nas Burza, która równie szybko odchodzi jak przyszła. Im dalej w głąb regionu tym piękniej. Trasa z dala od zgiełku i masy ludzi. Znak „droga nie remontowana na długości 7km” jest przypieczętowaniem moich marzeń o tym regionie! Nie ma tłumów w klapeczkach, dziuń w koszuleczkach na ramionkach i masy rozwrzeszczanych i rozbestwionych dzieciaków, ciągnących rodziców do każdego straganu z drewnianymi ciupagami!
Droga zmienia się z asfaltowej w dziurawo-asfaltową aby później przejść w szuterek! Szuter z kamieniami i luźnym żwirkiem. Droga wiodła wzdłuż Sanu a my podążaliśmy malowniczymi ścieżkami zakręcając przepiekną pętle w centrum, tego urokliwego regionu.
Ostatni odcinek, powrotny, był już karkołomny. Odbiliśmy w Lewo zostawiając rzekę i musieliśmy pokonać przełęcz. Nie była to wysokościowo wysoka górka, jednak stan drogi, jej nachylenie sięgające sporo ponad 11%, powodowały, że jechało się naprawdę ciężko mimo tak niewielkiego bagażu.
Zakończeniem dnia była gotowana kukurydza z kiełbaską na kolację! Mniamć!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew
Od razu na dzień dobry, mamy przepiękny podjazd. Jest przecudnie. Słońce świeci, ale jakoś tak lżej się pedałuje. Do Ustrzyk jedziemy w nadziei na znalezienie bankomatu. Jakie jest jednak nasze rozczarowanie kiedy okazuje się, że Ustrzyki to tylko lichy zakręt drogi z dwoma barami i kilkoma straganami. Totalnie przereklamowana miejscowość moim zdaniem. Ceny w sklepach to już totalna porażka. Za butelkę 1,5 litra coli dwa batoniki i jagodziankę daliśmy 14zł! Brak bankomatu to dodatkowy kłopot bo nie mamy kasy na opłacenie noclegu. Pan w sklepie podpowiada nam jednak, że w :Lutowiskach jest maszyna do pieniędzy i tam też się udajemy!
Nasyceni gotówką, po zakupach kierujemy się na centralne Bieszczady. W Dwerniku spotyka nas Burza, która równie szybko odchodzi jak przyszła. Im dalej w głąb regionu tym piękniej. Trasa z dala od zgiełku i masy ludzi. Znak „droga nie remontowana na długości 7km” jest przypieczętowaniem moich marzeń o tym regionie! Nie ma tłumów w klapeczkach, dziuń w koszuleczkach na ramionkach i masy rozwrzeszczanych i rozbestwionych dzieciaków, ciągnących rodziców do każdego straganu z drewnianymi ciupagami!
Droga zmienia się z asfaltowej w dziurawo-asfaltową aby później przejść w szuterek! Szuter z kamieniami i luźnym żwirkiem. Droga wiodła wzdłuż Sanu a my podążaliśmy malowniczymi ścieżkami zakręcając przepiekną pętle w centrum, tego urokliwego regionu.
Ostatni odcinek, powrotny, był już karkołomny. Odbiliśmy w Lewo zostawiając rzekę i musieliśmy pokonać przełęcz. Nie była to wysokościowo wysoka górka, jednak stan drogi, jej nachylenie sięgające sporo ponad 11%, powodowały, że jechało się naprawdę ciężko mimo tak niewielkiego bagażu.
Zakończeniem dnia była gotowana kukurydza z kiełbaską na kolację! Mniamć!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew