Mgliście jesiennie - rowerowy rap:) || 21.92km
Poniedziałek, 22 października 2012
· Komcie(0)
Kategoria Po Agnieszkę do pracy
Wycieczka zwykła tak jak kropla rosy
Zwykła wycieczka przez zamglone szosy
Przez poranki wilgotne i przez liści pełne stosy
Zimny ranek nieomal jak końcówka nocy...
I wiozę na ramie liść żółty jesienny
Wiozę jednaki miarowy niezmienny
Na gapę go wiozę bo w ramę się wciska
W powietrzu wirują liściaste igrzyska
Z nieba spadają i kleją się do pyska
I znów zerwał kolejne poryw wietrzyska
Pizga znów o poranku mocniej niż zwykle
Zimno i zimniej chyba nie przywyknę
Wszędzie mgły i wilgoć gdy tylko wymknę
Się rano, co dzień to samo aż do opadów śniegu
Życie jest pełne codziennych zabiegów
Wożę więc liście dumnie i uroczyście
Z ulic zniknęły już dziuńki i dresy
Radość i chwała, bo miałem ich przesyt
Nie znośni nie winni podobni do innych
Był to dla mnie wszak problem nie mały
Więc zostałem ja, codzienny i trwały
Jak posag z żelaza ze spiżu czy skały
Codziennie od rana czy chłód czy upały...
Nie jeżdżę ospały ja mam w sobie siłę
Latem czy wiosną jesienią czy w zimę
Na rower znów wsiadam korbami przekręcam
Ludzi motywuje, przerażam zachęcam
Żal mi okropnie tych co stoją na przystanku
Na busa czekając w mrozie o poranku
W cywilnym ubranku w palteczkach i butkach
W ich oczach pokora nadzieja, choć krótka
Tuż obok jest kiosk i jest z fajkami budka
Nic ich nie grzeje więc tupie ta grupka
Ja ja sobie jadę i jestem przykładem
Sam się ogrzewam swoim jednośladem.
Nie zrażony zakazem, wydanym przez lud
Siły i ciepła mam tu przecież w bród
I dupie mam chłód co ziębi czekaczy
Gdy stoją na busa czekając co pracy.
Nie będę tłumaczył bo to nic nie znaczy
Jesienią rowerem, do szkoły do pracy.
I tak jak rodacy lecz troszkę całkiem inny
Rower jesienią jest szybki i zwinny
Ja jestem niewinny, że wy tam marzniecie
Nikt wam rowerów nie schował po lecie
Nikt nie zabiera nie usuwa przecież
Chcecie marznijcie ja dalej już lecę.
Jak dogrzać się zimą, gdy śniegi przymrozki
Rower bez troski espedy i noski
Codziennie do wioski stołecznej w siodełku
I w ulicznym zgiełku cieplej niż pudełku.
Temperaturę mi ponoszą ci co znów szosą
Wiozą swą dupę ciepłą i bosą.
Odziani w garniaki, udają cwaniaki
Mają silniki, klimy i haki.
Żwawe wycieraczki Ogrzewane siedzenia,
światła przeciwmgielne i klakson do trąbienia
lecz to nic nie zmienia z trudnego położenia
stoją w sznureczku czekając do ruszenia
Gdy światło się zmienia oni nadal stoją
Czekają z pokorą i zimna się nie boją
Kasę wydają na benznynę swoją
Płacą żądają wygód niech stoją!
Rowerem jest szybciej, zdrowiej i fajniej
Czasem jest ślisko, lecz raczej zwyczajnie
Całkiem normalnie jeździ się zimą,
Nawet pomimo tych rannych przymrozków,
śniegów, opadów, soli i czerwonych nosków.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew
Zwykła wycieczka przez zamglone szosy
Przez poranki wilgotne i przez liści pełne stosy
Zimny ranek nieomal jak końcówka nocy...
I wiozę na ramie liść żółty jesienny
Wiozę jednaki miarowy niezmienny
Na gapę go wiozę bo w ramę się wciska
W powietrzu wirują liściaste igrzyska
Z nieba spadają i kleją się do pyska
I znów zerwał kolejne poryw wietrzyska
Pizga znów o poranku mocniej niż zwykle
Zimno i zimniej chyba nie przywyknę
Wszędzie mgły i wilgoć gdy tylko wymknę
Się rano, co dzień to samo aż do opadów śniegu
Życie jest pełne codziennych zabiegów
Wożę więc liście dumnie i uroczyście
Z ulic zniknęły już dziuńki i dresy
Radość i chwała, bo miałem ich przesyt
Nie znośni nie winni podobni do innych
Był to dla mnie wszak problem nie mały
Więc zostałem ja, codzienny i trwały
Jak posag z żelaza ze spiżu czy skały
Codziennie od rana czy chłód czy upały...
Nie jeżdżę ospały ja mam w sobie siłę
Latem czy wiosną jesienią czy w zimę
Na rower znów wsiadam korbami przekręcam
Ludzi motywuje, przerażam zachęcam
Żal mi okropnie tych co stoją na przystanku
Na busa czekając w mrozie o poranku
W cywilnym ubranku w palteczkach i butkach
W ich oczach pokora nadzieja, choć krótka
Tuż obok jest kiosk i jest z fajkami budka
Nic ich nie grzeje więc tupie ta grupka
Ja ja sobie jadę i jestem przykładem
Sam się ogrzewam swoim jednośladem.
Nie zrażony zakazem, wydanym przez lud
Siły i ciepła mam tu przecież w bród
I dupie mam chłód co ziębi czekaczy
Gdy stoją na busa czekając co pracy.
Nie będę tłumaczył bo to nic nie znaczy
Jesienią rowerem, do szkoły do pracy.
I tak jak rodacy lecz troszkę całkiem inny
Rower jesienią jest szybki i zwinny
Ja jestem niewinny, że wy tam marzniecie
Nikt wam rowerów nie schował po lecie
Nikt nie zabiera nie usuwa przecież
Chcecie marznijcie ja dalej już lecę.
Jak dogrzać się zimą, gdy śniegi przymrozki
Rower bez troski espedy i noski
Codziennie do wioski stołecznej w siodełku
I w ulicznym zgiełku cieplej niż pudełku.
Temperaturę mi ponoszą ci co znów szosą
Wiozą swą dupę ciepłą i bosą.
Odziani w garniaki, udają cwaniaki
Mają silniki, klimy i haki.
Żwawe wycieraczki Ogrzewane siedzenia,
światła przeciwmgielne i klakson do trąbienia
lecz to nic nie zmienia z trudnego położenia
stoją w sznureczku czekając do ruszenia
Gdy światło się zmienia oni nadal stoją
Czekają z pokorą i zimna się nie boją
Kasę wydają na benznynę swoją
Płacą żądają wygód niech stoją!
Rowerem jest szybciej, zdrowiej i fajniej
Czasem jest ślisko, lecz raczej zwyczajnie
Całkiem normalnie jeździ się zimą,
Nawet pomimo tych rannych przymrozków,
śniegów, opadów, soli i czerwonych nosków.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew