Na rowerze 62 - W szponach mroźnego wiatru || 100.00km
Wycieczka z założenia miała być długodystansowa, i w pierwszych zarysach miałą sie zaczynać aż z Mławy, ale zaspałem na pociąg;/ Ustawiłem budzik na 6:30 wstałem i nie wiedzieć kiedy po tym jak się znów położyłem "na chwilę" obudziłem się 7;30 a pociąg był 8:05. Pojechałem więc kolejnym 9:08, ale ten niestety(albo jak się okaże "stety") jechał tylko do Ciechanowa.
W Ciechanowie odwiedzam zamek a potem ruszam z wiatrem. Na początku bez rewelacji nie czuć za bardzo pomocy wiatru. Nie mogę się rozkręcić, jakoś idzie mi jak po grudzie jazda. 22-23km/h ot takie wleczenie się. Za to jak tylko na chwilę staje, aby poprawić sobie buta, to zimne podmuchy nieomal przewracają mnie. Dziwne zjawisko;/
Jadę a w uszach brzmi nowy audiobook - Przygody Tomka Sawyera. Stara książka, ale dobry lektor sprawiają, że jedzie się przyjemnie. Co ten urwis tam wywijał:) Przypominają mi się moje lata młodości - bez komputerów, facebooków i plejstejszonów, kiedy to ganiało się po podwórkach bawiąc w szeryfów, indian czy zdobywanie wrogiej bazy a zwykła szyszka potrafiła bardzo wdzięcznie oddawać bojowy pocisk.
Droga wiodła wioskami a wraz z wioskami, rozpoczęła się mrożąca krew w żyłach ekwilibrystyka
. Nie sądziłem, że tyle lodu zalega na tak "głównych drogach.
Do tego wczorajsze słońce zdecydowanie zamieniło wiele, jeszcze pewnie zwyczajnie białych dróg, w podstępne pułapki. A trzeba wam wiedzieć, że na ten wyjazd świadomie zabrałem France, licząc, że ulice są suche i będzie to szybka bezbolesna jazda:)
Oj bywało niebezpiecznie. Jadę, po prawej widzę, jak błyszczy koleina lodowa a za mną i z przeciwka auto. A jedyny wolny od lodu i wypełniony asfaltem kawałek, plasował się tak w 1/3 ulicy. Miałem stracha, że mnie kierowcy z tyłu wytrąbią za taką jazdę, czasami środkiem pasa, ale wyrozumiale mnie puszczali i po minięciu połacia lodowego, gdy mogłem już zjechać bliżej prawej krawędzi, wyprzedzali.
Tak to bylo zaskakujące. Nikt na mnie nie trąbił, mimo, że wielokrotnie tego dnia blokowałem 2 a nawet 3 pojazdy za sobą.
Wiatr rozhulał się na dobre. Przewiało z pól drobny śnieg i na ulicach robiły się zaspy. Ha zaspy i to nie małe. Droga asfaltował 100% asfaltu zero lodu a tu nagle 5m odcinek 10cm białej pierzyny. Czasem były rozjechane te "zaspki" a czasem nie. Jak były już rozjechane, to i tak nie na długo pozostawały drożne, Bo wiatr na oczach przesypywał śnieg do świeżych kolein. Nie muszę wam wspominać, jak to jest wpaść rowerem na slickach 1,5 w taka 10cm warstwę sypkiego śniegu, pod któroym jest lód?
Na jednej z opatrzonych przeze mnie dróg na południe, pojawiły się psy. Dużo psów - chyba ze 4. Cała droga pokryta była lodem, a w oddali nie widać było śladu asfaltu. Zdecydowąłem się, więc z tych dwóch powodów, aby pojechać nieco inną trasą. Miałem do pokonania jakiś 2km odcinek prostopadle do wiatru.
Te 2km zapamiętam na długo! Nie dość że droga wyglądała tragicznie "dziury powypełniane sypkim sniegiem, i do tego lód po 1,5 metra od pobocza, to jeszcze wiatr tak mnie spcychał, że co chwilę lądowałem w sypkim śniegu na poboczu. Zaspy nawiane przez drogę były czasem całkiem głębokie...
Docieram wreszcie do Rodziny. tam robię przerwę na ciepłą herbatę chwilę pogawędki i wymieniam sie towarami. Cięższy i kilka kilo mięska ruszam dalej.
Przeprawa przez pola... Miał być skrót - no sami oceńcie:
Ciekawe efekt. Nazwałem go "kakaowym śniegiem". Śnieg miejscami był jak kakao. Bardzo drobny pył z zaoranych wyżej pól mieszał się z śniegiem i tworzył przewiane poletka "kakao". Pod spodem "stacjonował", oczywiście i klasyczny snieg, ale efekt kolorystyczny obu - był bardzo malowniczy.
Przez Nowy Dwór Mazowiecki - już słuszną prędkością. Mknę do domu.
Było fajnie - kolejne 100km, kolejny trening, przed wiekszymi dystansami wiosną!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew