Islandia - dzień 5 | Księgowy

Islandia - dzień 5 || 74.00km

Wtorek, 2 lipca 2013 · Komcie(2)
Kategoria Wyprawa
Dzień 5.

Wspólnie z nowymi znajomymi jemy śniadanie. Każdy gotuje to co ma smacznego i gościmy się przy stole. Troszkę opowiadamy sobie nawzajem o drodze jaka nas czeka, oni bowiem przyjechali z północy a my z południa i obie strony mają cenne informacje o najbliższej trasie, które mogą się przydać.

Niestety jak w tej reklamie – wszystko co dobre szybko się kończy. Pakujemy się i opuszczamy ogrzany kuchenkami i oddechami domek. Los bywa niesprawiedliwy, lub przynajmniej bywa niesprawiedliwy dla wszystkich. Jak ktoś kiedys powiedział: sprawiedliwie to nie znaczy po równo każdemu. My mamy pod wiatr a oni z wiatrem.

Rozstajemy się i życzymy sobie dobrej trasy.
Nasza przygoda tego dnia rozpoczyna się wielkim wiatrem w twarz. Jest 5 stopni i bardzo silnie wieje. Jeden z pierwszych tak silnych wiatrów. Nie mogę jechać szybciej niż 5km/h. Czasem prowadzenie roweru jest szybsze niż jazda po tarce. Spada temperatura na łeb. Robi się 3 stopnie a w końcu nawet jest 2 i zaczyna padać śnieg z deszczem. Czuje jak policzki tnie mi ostry deszcz i ziarenka śniegu. Idę wpatrzony w swoje przednie koło i zamykam się psychicznie na świat dookoła. Prowadzimy rowery z pochylonymi głowami. Nigdy nie sądziłem, że aerodynamika może mieć znaczenie gdy się idzie 3km/h!

Czuje ból, czuje chłód i łzy cisną się do oczu. Na liczniku dopiero 5km udało się pokonać a pogoda nic a nic nie chce się zmienić. Agnieszka patrzy na mnie i zrezygnowana idzie dalej. Jest bardzo źle. Kolejne godziny są jak miesiące. Czasem uda się 1km przejechać aby potem znów 300m prowadzić rower. Gdy droga skręca i wiatr jest boczny, miota nami jak łódkami podczas sztormu. Ręce mam skostniałe, nie mogę ruszać szybko palcami a dłonie pieką z zimna jakbym je włożył do lodowatego górskiego strumienia. Zawijam jedna dłoń folią – to będzie mój przyjaciel na najbliższe trudne chwile. Bałwanek (biała folia na ręce) nie skarży się tylko pokornie opiera wiatrowi i wodzie spadającej na mnie jak sztorm.

Nie wiem skąd w człowieku, ba! Skąd we mnie tyle siły było aby przetrwać te trudne chwile. Z perspektywy tamtego dnia, myślę, że było jeszcze trudniej. Tu w domu gdzie siedzę i mam ciepło a zrobienie herbaty to kwestia tylko włączenia czajnika. Przetrwaliśmy te trudne chwile.
Po 20km naprawdę łamiących charakter chwil, pojawia się kemping. Znajdujemy się w ciepłych budynkach zamawiamy herbatę i zupę. Rękawiczki schną na grzejniku a my dochodzimy do siebie. Do zupy dostajemy pyszne tosty i masło SMJOR. Pyszne jest masełko – delikatnie słone i do tego chrupiące tosty i zupa z dużymi kawałkami mięska! Relaksujemy się tam prawie godzinę a może nawet i dłużej. Przcyhodzi jednak czas aby i to miejsce opuścić 20km to zdecydowanie za mało jak na dzienny przebieg i ruszamy dalej na szlak.

Od razu mamy podjazd kilkunastoprocentowy po niezmiennej od wielu kilometrów tarce. Na szczycie rozciąga się cos jakby płaskowyż. A z góry widać drogę jaką jechaliśmy. Jesteśmy sporo wyżej a okolicę ogarniają chmury. W kilka minut robi się tak biało, że Agnieszka ledwo mnie widzi a droga znika w mlecznej otoczce. Takie najścia chmur tego dnia powtarzają się wielokrotnie. Mgła to jednak także deszczyk więc generalnie wilgotność sięga 90%.

Wreszcie po wielu godzinach zmiennej drogi wjeżdżamy na asfalt koło wielkiej Elektrowni. Zjazd ma dobre 16% i zaraz za nim znów na chwile pojawia się szuter, aby w końcu po dwóch dniach znów zmienić się w asfalt. Nie mam już sił, końcówkę do kempingu jaki pokazuje się na mapie jadę zwieszając nisko głowę, trochę sennie trochę bez kontaktu z otoczeniem.


Na „kempingu” w do dyspozycji dostajemy scenę teatru i materace do spania. Cena nie jest wygórowana a dostęp do prysznica, grzejników i ciepłego pomieszczenia to priorytet, bo ostro przemarznięci jesteśmy. Czarne lśniące pianino służy nam za stół a na stołeczku dla pianisty siedzę i wsuwam makaron z kolejna pyszną zupką. Odpoczywamy i rozkładamy wszystko co mokre, suszymy na grzejnikach i przede wszystkim bierzemy super gorący prysznic!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Komentarze (2)

no jasne ;] spaliśmy za kurtyną;]

Ksiegowy 05:53 poniedziałek, 22 lipca 2013

Bardzo oryginalny pokoik :)
Zasunęliście chyba kurtynę na noc?

Ancorek 15:14 niedziela, 21 lipca 2013
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa serwa

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]