Islandia - dzień 12 | Księgowy

Islandia - dzień 12 || 86.27km

Środa, 10 lipca 2013 · Komcie(1)
Kategoria Wyprawa
Dzień 12

Kolejny dzień, kiedy budzi nas słońce. Wystawiam głowę z namiotu zaniepokojony, że to jakaś podpucha. Nie! Naprawdę widziałem słoneczko! Szybkie pakowanie i hop na siodła zanim pogoda zdecyduje się na inny wariant atrakcji. Do Parku wodospadu rzeki Skafta jedziemy z wiatrem przyodziewając na licznikach prędkości niepoprawnie wysokie!

W Skaftafell jesteśmy wcześnie za to ogrom pokemonów jaki tam zastajemy powala na kolana. Slońce przejmuje dowodzenie a na parkingu stoi około 80 aut i 3 autobusy. W informacji turystycznej stoi 20 osób kupujących pamiąteczki a szalone 50 latki fotografują się ze wszystkim co się da: z autobusem – cyk, z autami w tle – cyk, z toaletami – cyk, we wnętrzu informacji turystycznej – cyk…

Pokemony, złap je wszystkie!

Nie decydujemy się iść do wodospadu bo ścieżką pod górę idzię sznurek ludzi w kilku grupach – prawdopodobnie gromady wyległe ze zorganizowanych wycieczek autobusowych. Tyle samo albo i więcej mija się z nimi idąc w dół. Jedna wielka przepychanka na wąskim singlu po kamieniach, nie decydujemy się więc. Wybieramy się nad druga atrakcję Skaftafell, mianowicie maszerujemy pod jezioro lodowcowe znajdujące się nieopodal .

Park skafta położony jest na południowym wybrzeżu wyspy, na terenach o dużej aktywności wulkanicznej. Teren parku jest regularnie nawiedzany przez kataklizmy, do których należą erupcje wulkanów i nagłe fale powodziowe powstające na przedpolachlodowców (jökulhlaup).

Blisko 80% powierzchni parku zajmuje lodowiec Vatnajökull. Krajobraz urozmaicają liczne cieki wodne. Z informacji wyczytanych na tablicach można dowiedzieć się min, że wulkaniczne wypływy i erupcje znane w historii powodowały gigantyczne powodzie ponieważ wulkany są usytuowane pod lodem. Miejsce swoją drogą bardzo malownicze.
Drogi i kilometrów kolejnych nadchodzi czas. Opuszczamy więc rój pszczół i jedziemy w swoim kierunku. Trasa nareszcie przestała kręcić po zatokach i każdy kilometr realnie przekłada się na odcinek na mapie. Nie ma kręcenia i ślimakowania są za to… pustki.

Spotkani wcześniej Polacy mniej więcej tak wyrazili się na temat tego obszaru:
„Jak będziecie jechać tamtędy schowajcie wszystkie ostre narzędzia bo tam naprawdę można się z nudów zabić”.
Ciekawe określenie nas wtedy rozbawiło – tego dnia jednak nabrało innego znaczenia. Jak na filmach amerykańskich, prosta droga po horyzont i po prawej i lewej stronie nie ma nic.


Po wyjechaniu z obszaru doliny spływu wód docieramy nieco bardziej urozmaicone tereny i decydujemy się na zupkę.

Gotowanie w miejscu gdzie nikogo nie było przyciąga zaciekawione meszki a później i innych turystów. Akurat gdzie gotowaliśmy musiało zajechać auto i stanąć niedaleko nas. Przy ruszaniu pani za dużo gazu dodała i żwirek, którym wysypany był „zajazd” pofrunął w naszym kierunku. Wybaczamy im jednak, bo jak się potem okazalo to była para jakichś Japończyko-Chińczyków. Facet przez 5 minut stał w jednym miejscu i robił zdjęcia w jednym kierunku. Testował chyba wszystkie programy tematyczne w małym aparaciku, bo po każdym zdjęciu bacznie wpatrywał się w ekranik LCD a następnie znów unosił „małpkę” i strzelał w tym samym miejscu.

Zdążyliśmy ugotować i zjeść zupę, a także rozpaczać sjestę po obiedzie na karimatach, a on dalej uparcie fotografował „to coś tam w oddali”. Żona w tym czasie instruowała go przez okno auta nawet nie wychodząc na zewnątrz.
Dalsza droga znów z wiatrem – WOW? Do tego pola zmieniły się ze żwiru wodno-lodowcowego w pola lawy poduszkowej porośniętej miękkim mchem.

* Lawa poduszkowa to lawa powstała w wyniku podwodnej erupcji, wskutek tego bardzo szybko stygnąca i dzieląca się wówczas na elipsoidalne, zwykle spłaszczone buły przypominające bochenki lub poduszki (stąd polska nazwa lawa poduszkowa).
Spłaszczenie buł wynika z ciśnienia słupa wody. Poszczególne buły mają w środku strukturę gąbczastą, na zewnątrz zaś szklistą, cechuje je też koncentryczna budowa. Przeciętna wielkość buł to 30-60 cm, ale niektóre mogą mieć kilka centymetrów lub kilka metrów.

Po całym dniu tranzytowego pedałowania po bezkresach obszarów które ciągnęły się jak flaki z olejem docieramy wreszcie do cywilizacji. Widać stację benzynową! Rany po prawie 50km niczego widać COŚ! Na stacji fundujemy sobie frytki i spotykamy Polaków. Mieszkają tu gadamy chwilę, ale spieszą się na lot do Polski – wakacje w kraju i tamtejsze 30 stopni to prawie jak dla nas swojaków wyjazd na Kretę.

Nocleg tego dnia dokręcamy dopiero po 86 kilometrach. Trafiamy na kemping koło pięknego wodospadu na skałach z dala od głównego miasta. Poza tym, że szumiało głośno całą noc, to było naprawdę przyzwoicie.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (1)

Fantastyczne miejsca, super zdjęcia! Te z domkiem i wodospadem - bajka. Ależ chciałbym tam pojechać.

daniel3ttt 22:07 wtorek, 16 lipca 2013
Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa ibezm

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]