Leśna wycieczka | Księgowy

Leśna wycieczka || 41.44km

Niedziela, 21 lipca 2013 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
Dzień od rana toczy się leniwie. Jest to pierwsza niedziela od powrotu, którą aga ma w całości dla siebie. Zaraz po przylocie do Polski musiała iść do pracy a w sobotę pracowała do 13. Korzystamy więc z wolnego dnia. Sprzątamy, odkurzamy i odpoczywamy. Wreszcie decydujemy się na wycieczkę. W planie głównie szutry i piaski, bo nie chce nam się jakoś pedałować oponami po asfalcie.

uderzamy na rower dopiero po 13 ze sporym hakiem. Jedzie się nijak. Na asfalcie jakoś tak niby ok, ale nie ma powera. Mimo to średnia 20 wzwyż. Wjazd do szutrówki to najpierw Wiadukt nad torami w Chotomowie a później droga po bruku. Agnieszka nie chce przy torach jechać, i domaga się jakiejś leśnej dróżki. Skręcamy więc i po obiecującym asfaltowym urokliwym początku utykamy w lesie a singiel-track szybko wiotczeje aż wreszcie ledwo widoczny jest pomiędzy gałązkami. Przedzieramy się przez las, potem jakieś tuje i iglaste i wreszcie rezygnujemy wracając na szuter przy torach.

Słońce praży niemiłosiernie. Mamy pod wiatr, i jedzie się ciężko. Pedałujemy chwilę po piasku w którym trochę się zakopujemy i wreszcie pada decyzja - lub jak kto woli zostaje wyrażona dezaprobata Agnieszki. Otóż stwierdza ona poirytowana, że nie będzie jechała wzdłuż torów w takim upale i po piasku, że w las to ona myślała, że w las i że generalnie chce zmienić trasę.

Przeprawiamy sie więc, wedle życzenia przez tory. Samo wykonanie jest o wiele trudniejsze niż wydane wcześniej polecenie. Z jednej bowiem strony na nasyp wejśc łatwo z drugiej, zaś czeka nas bardzo głęboki rów i ostre 60% podejście pod miękką trawę. Takie rozwiązanie pewnie skutecznie uniemożliwia zwierzętom przeskakiwanie przez torowisko, nam jak się okazało także nie pomaga.

Po drugiej stronie lasu trafiamy na w cale nie lepsza drogę. Lądujemy w rowie przeciw pożarowym wykopanym jakimś ciężkim sprzętem w ściółce. Nie przypomina on w zasadzie drogi, gdyby nie to, że widać ślady kół od ciągnika. Ruszam więc na poszukiwanie lepszej drogi. Agnieszka - jeszcze lekko najeżona czeka na rezultat. Wiem, że tu powinna być droga równoległa do torów, ale nie widać jej z p.poż więc robię eksplorację na pieszo. Ledwie nie ujdę 100m a wpadam w pajęczynę. Masakra, zapomniałem, że to lato i że teraz między drzewami są takie pułapki. Nienawidzę, wpaść tak w pajęczynę na twarzy i to dość gęstą.
Zaskoczenie spotkaniem z siecią jest tak duże , że macham rękami i dziwnie odskakuje do tyłu. Już z oddali słyszę śmiech Agnieszki.
Kurcze upaćkałem się w tym gównie, ale przynajmniej Aga już nie jest zła. Plus dla mnie! poszukiwanie drogi w efekcie zakończone sukcesem i po przetariu sie przez te same slady co ja Agnieszka - tym razem przezornie wyposażona w kijek do pajęczyn. Prowadzi rower roześmiana i macha nim dumna z opracowania lepszej metody przełajowej.

Leśna droga tym razem jest lepsza, choć jak to na Mazowszu, nadal są wydmy i piaski. Grube opony i zapas Islandzkich sił powoduje, że bez kłopotu pokonujemy te bezdroża. Szlak wije się to w lewo to w prawo. Robimy sobie kilka postojów na łyczek picia. Nigdzie nam się nie spieszy, las my i... piaseczek. Nie liczą się tu wielkie dystanse tylko przebywanie razem!

Szuterek się kończy i wpadamy na kostkę dauna/bauma. Ech teraz wszystko wyłożone tym czymś. Za granicą jest to tak mało popularne a u nas cała osiedlowa droga z tego "pryczącego" kostkowca. Jedzie się ok, bo twardo, ale to takie jakieś ... no sam nie wiem.
Przerwa w sklepie. Kilka rowerów stoi, obok w cieniu siedzi kilka kolesi o barach jak wielki wór mąki. Obok rowery jeden to pomarańczowy Specjlalizzed. Szok, skąd dresiwko stać na taki sprzęt? Osprzęt nie powala, ale samo to, że to spec a nie jakaś merida na pseudo tarczach - robi na mnie wrażenie.

Jemy jakieś dwa duże rożki i ruszamy w drogę. Specjaliści od pakowania ruszają za nami. Potem nawet wyprzedzają. Na jednej z dróżek coś tam krzyczą do nas:
"ej cykliśi k*wa, ha ha ha"
Nie reagujemy ale kiedy jedziemy na wał nad Narew i ruszają za nami w odległości kilkunastu metrów. Decydujemy się zrobić nawrót i pojechać asfaltem. Nie wiem co to za trzy typki a są wakacje a oni nie pili coli pod sklepem tylko piwsko jakieś.
Polska wakacyjna szara (a w sumie biała bo mieli białe koszulki) rzeczywistość nas dopada. Nie czuje się tu bezpiecznie. W tamtych troje wygląda jak trójka dobrych pseudo kiboli od wyrywania krzesełek.

Tranzytem więc pedałujemy do rondek przy Legionowie a przed samym miastem skręcamy na około 4 km szuter. Droga fajna szeroka, z twardego szutru. jedzie się przyzwoicie. Czasem na słońcu czasem w cieniu drzew. Ilość rowerzystów powala. Na tym odcinku spotykamy w obie strony coś około 20 jednośladów.
W Legionowie zaskakuje nas daleko posunięta budowa tunelu, który już jest "przebity pod torami".

Prześlizgujemy się przez miasto i wracamy do Jabłonny.

Droga fajna, mimo, niesnasek z lasem;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:

Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew

Komentarze (1)

Strach tam u ciebie na rower wyjść !

surf-removed 20:45 wtorek, 23 lipca 2013
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ieprz

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]