Okres świąt to zawsze czas totalnego zalatania. Życie zaczyna pędzić przez te kilka tygodni, jak w jakiejś kolejce górskiej. Święta Wielkanocne to już mniejsza "jazda", ale te grudniowe? O rany! Ludzie łapią misję, ciasta wypieki, prezenty, zakupy, byle szybciej, byle lepiej, byle na "już" a nie na za chwilę... Każdy ciągle nie ma czasu, każdy musi już iść, musi już gdzieś jechać już coś zrobić. Bo już za 2 tyg 1 tydz za 5 dni wigilia.
Czasem zastanawiam się czy to właśnie same święta nie miały być końcem świata. Lubie ten okres, lubię choineczki, lubię taki klimat jak ozdobione są ulice, tylko takie zabieganie trochę mnie przytłacza. Jakby porównać ten okres do zwykłego tygodnia w styczniu, czy lutym to totalnie inny świat. Choinki na śmietnikach, ozdób mniej a ludzie "szarą masą" do pracy jadą. Nikt już się nie spieszy i każdy czeka na wiosnę i kolejne kurczaczkowo jajkowe święta.
Dziś wycieczka do Chotomowa z prezentami potem do Babuni i Cioci potem do Rodziców na obiad. Powrót przez ul. Kwiatową do domu. Standardooo.
Ostatnio w geście mikołajowym otrzymałem takie cudeńko.
Radości mej nie ma granic i dziś po kilku dniach wreszcie zrobiłem pierwszy test. Nadal nie mam wczepu rowerowego, ale mam nadzieje niebawem takowy posiąść.
Dziś urządzenie jechało w kieszeni a w lesie momentami trzymałem je w dłoni. Spostrzeżenia. Zaczytany ślad widać doskonale. Mimo wcześniejszych obaw, że ekranik jest mały, widać go bardzo dobrze nocą. Jak to się ma w dzień? No tego jeszcze nie sprawdzałem.
Najważniejsze, że mogę sobie wczytać trasę po dowolnie bocznych drogach i nie będę musiał nawet się zastanawiać, gdzie mam skręcić, bo mi urządzenie zwyczajnie pokaże "gdzie kreska" skręca.
Jazda nocą nabierze całkiem nowego znaczenia;)
Szkoda tylko, że dziś tak mnie zmroziło... Dawno tak zimnego grudnia nie było...
A co do końca świata?
NIC SIĘ NIE STAŁO, POLACY NIC SIĘ NIE STAAAAAAAAŁOOOOOOOOOOO!!!!!!!!
Wieczorny wypad po Agnieszkę okazał się wyzwaniem. Już pomijam, że miałem na bagazniku wieniec bo odwiedziliśmy dziadzia grób, ale mróz -14 stopni za oknem zdecydowanie kłóciły się z prognozami Wilka, który mówił, że ma przed świętami ma iść odwilż.
No i pojechałem nowy napęd działa dobrze, ale muszę poprawić przednie koło, po upuszczeniu ciśnienia wentyl jest pod ostrym kątem. Nie wiem skąd jego "zboczenie" ale zobaczyłem to dopiero dziś jak chciałem pompować koło.
Tak więc z przodu nadal niskie ciśnienie. A z tylu powiedzmy sobie "zwyczajnie". Pisząc posta kończę butelkę Dorato w imię radnosnego tytułu magistra.
Mało kiedy pijemy alkohol sami w domu, ale dziś mnie naszło i jest szampan w domu. Aga to raczej mało pijąca, więc zwyciężam butelkę nieomal samotnie a jednoczesnie biorę udział w skomplikowanym dekorowaniu pierników lukrem. I wiecie co? Nieźle mi idzie! ze 20 już udekorowałem, tylko dno w butelce już tylko zostało!
Pozdrawiam radośnie lud uczący się i rowerujący. Niech wam się wiedzie!
Nie mogłem znieść jak mi skakał ten łańcuch, jak walił i dudnił, na pierwszym biegu dało rade jechać a reszta, 2 i 3 to nawet na pedały nacisnąć nie byłem w stanie.
Podjąłem kroki, bądź co bądź RADYKALNE.
Ze starego supermarketowego roweru, który stał od dawna w piwnicy pobrałem napęd. Rower miał swoje lepsze i gorsze chwile, kiedy to moja mama "łapała fazę" na rower i... kończyło się tylko na: "napompuj mi koła bo w weekend pojadę z tobą na rower. Potem zawsze było coś.
Troszkę mi zajęła przekładka napędu, ale nowy ściągacz do kobr sprawdza się doskonale!
No i pozbawiłem rowerek koła tylnego i korby oraz łańcucha. Ha teraz Accencik śmiga! A dawca, cóż...:)
Dzień w którym zatrzymała sie ziemia, dzień w którym zostałem magistrem, lub po prostu 19 grudnia dwa tysiące dwunastego roku. Nie zmienia to faktu, że to dziś.
tak wyglądałem przed obroną.
a tak po...
Widać, że odeszły mi stresy:) HA. Teraz tylko dożyć do 65 roku życia i emeryturka!
Po zakupki rowerkiem po snieżeczku... uczenie się do obrony nie idzie mi za dobrze nie chce do głowy wchodzić. To pojechałem choć do kauflandu po sos pomidorowy. Kurier wieczorem dowiózł ostatni prezent świąteczny. Kurcze jak podliczamy wydatki wychodzą grube te święta;) No, ale jak ma być koniec świata to wiecie.
Dowaliło w nocy śniegu, że ho ho a jazda w 15 cm puchu to sama "frajda". Zrobiłem 10 km a czułem się jakbym ze 30 zrobił. Serducho waliło mi jak głupie jak jechałem na "jedynce" przez te zaspy. Chodniki nie odśnieżone ulice tylko główne... jednym słowem pierdolnięcie i to zimowe z saltem w tył!
A jutro mam obronę. Kuźwa - stresik jest nie ma co...
W ostatnich dniach studenckiej chwały odliczam dni do obrony, a może do końca świata odliczać? W sumie fajnie pod koniec świata być magistrem nie? No to odliczam do MGR a nie końca świata.
Dziś pojechałem na Wuniwersytet Uarszawski w celu dowiedzenia się tego, czego nie wiedziałem. Wysiadlem z SKM i pojechałem, głupi bylem bo chciałem na Wróblenie sobie koła pod pompować.
Było zmniejszone ciśnienie w kołach, w efekcie tych szklanek z weekendu co to podlało lodem całe chodniki. No i mnie wróblen w orła zrobił! Kompresor zamiast pompować popuszczał bo się chłopaczyna zalał i nie zrobiłem sobie dobrze.... Ba mało tego zrobiłem sobie zajebiście... w zprzodu opona 50%ciśnienia a tylny zwijak miał 1,5cm do obręczy.
Do stu tysięcy czerwonych wróbli! - zakląłem siarczyście! Musiałem jechać na kapciu. Może drutowana opona lepiej by sobie radziła z tkaim cisnieniem ale nie zwiak. CO jakiś czas dobijało mnie do obreczy a w dodatku bujało jak na jakimś okręcie.
"Płynąłem" więc sobie wzdłuż Bitwy Warszawskiej aż do samego Banacha - jak na jakimś pierdzielonym paro-statku. Przód się ugina tył sie ugina! No kufra-maź po co te fule wymyślają! Spuścicie sobie powietrze z opon będzie to samo!
Dowiedzianyradośnie (znów bujając się 10km/h) wróciłem tą samą drogą na pociąg odwiedzając po drodze wulkanizację. Wchodzę do biura, rower zostawiam na dworze i pytam czy mnie łaskawie nie dmuchną, bo mi Wróbel z kołą zrobił gniazdo! Facet, że tak tak - pan podjedzie do pierwszego garażu.
Drzwi się otwierają od garażu.
"O a pan jest rowerem!" "Nie kuźwa rowerem tylko parostatkiem"
Dmuchali nadmuchali i pojechałem na pociąg.
PS. Szukam używanego napędu - Łancuch + kaseta/wolnobieg (najlepiej z całym kołem tylnym)
Ty pogoda? Nie świruj pawiana z łaski swej, neandertalskiej, weź ty się ogarnij co?! No ja już nie mówię aby były tu hawaje no ale takich fochów to strzelać nie musisz!
O poranku dnia pewnego, którego to się stało, w kraju zapanował Argmagedon. Czy to koniec świata ma objawiać się tym, że utoniemy w kałużach i pochłoną nas niedrożne studzienki kanalizacji deszczowej? A domy nasz porwie fala roztopów i dzieci topić sie będą na chodnikach w błocie??
Pogoda ja cię nie chce straszyć, ale jak przyjdzie dzień, którego nie znasz, to skończy ci się takie świrowanie! I wypier... cie z tej roboty. No zlitujże się najpierw tłucze śniegiem jakby zaraz miał sam mikołaj z saniami i na reniferach zajechać, a potem woda wali z nieba, jakoby się jakiś pęcherz komu tam w górze rozregulował! Ty no mikołaja topić? No weź ty się pogoda ogarnij!
Na ulicach miasta - bo tam zmierzały dziś nasze koła - wody, kałuże, chlapa i paciaja... a chodniki? CzO-wie-ku nie ogarniesz taki basen! A na wieczór miał padać deszcz z lodem:D
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.