Jestem Bankierem i jestem jak sito. To przeze mnie przecedzają się w tym banku potrzeby i pragnienia szarych ludzi. To ja odcedzam od mrzonek, twarde i silne potrzeby i kieruje je na właściwe tory... Takie właśnie dziś wysnułem wnioski. Pracuje bo kocham rower, a dojeżdżam rowerem dlatego tam pracuje.
Jak mówi staropolskie przysłowie: Lepszy Bankier w Banku niż Bankier na bezrobociu.
A no i byłem w pracy rowerem. Pogoda zdawała się mnie próbować jak walec rozjechać, jednak dałem radę.
Wracać trzeba a poranek rozpoczyna się burzą. Wiatr zrywa się i przywiewa ciemne chmury. Ledwo się spakowaliśmy i schowaliśmy pod altaną a zaczyna padać. Nie jest to mocna burza jednak zanosi się na nieciekawe przygody z deszczem.
Po około 1h później udaje się wreszcie wyjechać. My z Agnieszką nie mamy nic od deszczu, tak się wybraliśmy. W sklepie zaopatrujemy się w stylowe worki które przerabiamy na jeszcze bardziej stylowe kamizelki przeciwdeszczowe.
Na trasie wyłania się jeszcze jedna burza. Tej niestety nie udało nam się w pełni uniknąć. Woda spada z nieba a my schowani pomiędzy drzewami w gęstym lesie czekamy pokornie aż ściana wody przeleje się przez nas.
Do Nidzicy jedziemy już w słońcu. Im dalej na Zachód tym więcej słońca. Po zwiedzaniu zamku i sytym po obiedzie opuszczamy miasto. Tym razem nie deszcz jest nam przeszkodą a silny wiatr. Jazda krajówka nr 7 z Nidzicy do Mławy nie jest lekka. Duży ruch, upał i silny wiatr sprawiają, że ten odcinek jest naprawdę trudny! Mamy kilka postojów, ale nasz aparat nie ukaże wam już jak mocno piętno odcisnęła na nas ta trasa - zwyczajnie się rozładował.
W Mławie, na chwile rozdziela się nasza ekipa. Ja i Aga pędzimy na PKP sprawdzić kiedy mamy pociąg a Piotr i Mary jadą dalej. Łączymy sie ponownie na trasie do Ciechanowa. Ostatnie wspólne kilometry idą sporo łatwiej. Lecimy 25km/h i nie wiedzieć kiedy docieramy do miasta. Tu definitywnie się rozdzielamy. Ja i Aga musimy być wcześniej w domu więc decydujemy się na pociąg. Piotr i Marysia mkną dalej.
Trasa "na oko".
Za wiele kręciliśmy po wioskach i nie wiem dokładnie jak i gdzie;P
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.