Po Agnieszkę pojechałem przyjemnym popołudniem. Pisanie, że to było wieczorem już nie ma racji bytu. Bo słońce jeszcze, mimo, że chyliło się ku zachodowi, dawało jasną pomarańczową poświatę na mieście.
Lubie takie popołudnia. Zapach palonych liści, kurcze normalnie przypomina mi się dzieciństwo, kiedy wczesną wiosna pierwszy raz szło się na rower. Tata wystawiał go z garażu. Pompowaliśmy koła, myłem ramę ścierką z kurzu a potem szedłem dumnie jeździć wokół placu zabaw.
Wycieczka po zapisane dzień wcześniej recepty i do apteki. O poranku pięknie ciepło. Znów za ciepło się ubrałem. Lubie taki okres, ale muszę przypomnieć sobie w co się ubierałem przy temperaturach do 5 stopni:)
Pogoda powala. Ha powala podwójnie! Wiosna ach wiosny czas! Zanim się obejrzymy a wystrzelą pączki
Z spraw intelektualnych, to skończyłem wczoraj słuchać ostatnią część trzylogi Suzanne Collins.
Pierwsza została zekranizowana, dwie ostatnie nie. Co do książki. Hmm ma w sobie to coś. Zapada w pamięć. Szkoda, że się tak a nie inaczej kończa losy wielu poznawanych bohaterów, cóż to tylko powiastka. Jakiś taki niedosyt pozostaje. Zawsze po przesłuchaniu fajnej książki, czuje, że mi tak smutno, że to koniec.
Zacząłem dziś kolejnego Audiobooka. A. Camus Dżuma. Pamiętam, że jak ją czytałem w liceum, to mnie zaciekawiła.
I faktycznie, Lektor w porządku a treść? No cóż specyficzna lecz mimo to chcę ją przesłuchać!
Wyjazd dziś oparty był o załatwianie spraw na uczelni i odwiedziny u kolegi Cimana. Nie wiele jest do opowiadania. Co potrzebowałem załątwiłem. Niech relacją będą dla was zdjęcia z tego pięknego słonecznego dnia.
Na moście północnym.
Panorama Tarchomina
Rzut oka na wschodnią strone Wisły
Tu niedługo rozpocznie sie przebudowa bulwarów. Pewnie powstanie cała masa chodniczków a ściezke zepchną gdzies na bok i będzie po niej łaziło całe stado ludzi... Wątpie, żeby zbudowali tu piękny ciąg rowerowy...niestety;/
Znany mural, ale tym razem z bliska naprawdę zrobił na mnie wrażenie.
Kaszlak na ul. Banacha
Tego dnia sporo mojej uwagi przykuły wysokie budynki.
Kolejny Biurowiec na Jerozolimskich.
Ja nazywam ten, lodówką... Dell lśni w słońcu!
Kwadratowy klocek, tym razem dosiadła go Warta!
Za plecami wielkich szklanych budowli kryją się takie oto obrazki:
Ktoś wie pozostałością czego sa te cegły? Może jakieś zdjęcie archiwalne? Na tym placu pewnie niebawem stanie wielki wieżowiec, a ciekaw jestem co tam było.
Okolice Chmielnej i Żelaznej...
Łamaniec na Żelaznej.
Dalej między blokami widać i starsze budynki...
Wracamy do nowszej cześći dzielnicy.
Mariot zna chyba każdy.
A na ten chyba mówią już lokalni - żagiel.
Rzut oka wzdłuż ulicy Jana Pawła.
Nie mogę przypomnieć sobie tej nazwy tego budynku ze zdjęcia... Pomóżcie. Chodzi o ten ciemny w oddali kwadratowy.
Most Poniatowskiego
Targowa...
Reszta trasy to jazda sprintem. Najpierw z kolegą na Bemowo a potem samemu nocą z wiatrem do domu.
Są ludzie co to w nocy jeżdżą a ja mam natomiast rowerowe ciągoty za dnia. Co oczywiście w żaden sposób nie wyklucza nocników, o czym chyba nikomu z czytleników nie muszę przypominać;)
Dziś wyjazd numer dwa, tego dnia miał być tylko na pocztę. Każdy szanujący sie rowerzysta, nigdy nie wybiera najbliższej poczty. My jedziemy tam gdzie mamy dalej... Bez obaw, aż tak chory nie jestem aby 37kilometów na pocztę jechać pod Konstancin. Pocztę odwiedziłem sporo wcześniej. Wszystkie wystawione w piątek części już sprzedałem. Trzeba było więc wysłać w Polskę 2 mostki kierownicę i piastę tylną. Jako, że był kiedyś taki dzień - i to całkiem niedawno, że trase do AGnieszki do [pacy pokonywałem kilka razy jednego dnia, dziś postanowiłem odwlec ten proceder i zamiast wrócić do domu, bo było jeszcze 2h, to pojechałm na pętelkę
Koła moje nawiedziły: Wieliszew - Zegrze - Nieporęt - Kąty Węgierskie - Wole Aleksandra i przez Legionowo przetoczyły się ku Jabłonnie.
Wycieczkę potraktowałem jako mini trening. Po wczorajszej setce, jazda z wysoką kadencją była chyba wskazana. Nie znam się na etapach roztrenowania i kompensacji, ale coś tam pamiętam, że po wysiłku trzeba zmęczenie nóg rozjeździć na niskim obciążeniu. Dobrze mówię?
Nawet jak mówię źle to wg mnie było fajnie. Wieczorem jak wróciłem to z AGą jeszcze do biedronki na zakupy skoczyliśmy. W domu już po zmroku bylim, i szło na mróz... trochę mnie wy telepało na ostatnich kilometrach z Legionowa
Ha no i roweras rozpoczął sezon! No wiosna moi mili!
Halit? – minerał z gromady halogenków. Nazwa pochodzi od greckich słów halos – sól, słony, oraz lithos – kamień. Minerał znany i używany od czasów starożytnych. Głównym składnikiem jest chlorek sodu.
Jest produktem krystalizacji wód morskich lub słonych jezior. Tworzy wykwity na pustyniach. Jest obecny również wśród ekshalacji wulkanicznych. Powstają przeważnie w rejonach Ziemi charakteryzujących się ciepłym klimatem.
Czy wiecie jednak, że Halit to także minerał do rozpuszczania śniegu na ulicach? Tak, stanowi przeważająca większość soli drogowej. To jeden z najskuteczniejszych środków do zwalczania śliskości na drogach w okresie zimowym. Jest to sól gruboziarnista - dzięki grubym kryształom wolniej się rozpuszcza i dzięki temu dłużej działa.
Dziś jadąc przez miasto pod słońce na ulicach widziałem całą masę iskrzących się diamencików. Zastanawiałem się skąd u licha wzięło się tyle szkieł na drodze, jednak to nie szkło (a przynajmniej nie tylko ono) tak lśniło.
[b]Układ regularny (sześcienny)[/b] - układ krystalograficzny, w którym wszystkie trzy osie mają jednakową długość i są w stosunku do siebie prostopadłe.
Do układu regularnego należą kryształy o największej liczbie elementów symetrii. Na jednym krysztale mogą występować równocześnie 3 osie czterokrotnej symetrii, 4 osie trzykrotnej symetrii i 6 osi dwukrotnej symetrii; ponadto 9 płaszczyzn symetrii i środek symetrii.
Dla wielu z nas to tylko sól... a takie piekne kryształki tworzy. Wykrystalizowała z wilgoci uciekającej z asfaltu. Ostatnie dni sprawiły, że sporo resztek tego minerału "wylazło" ze szczelin w ulicach.
Gdy będziecie jechać ulicami a coś będzie się mienić pod kołami, pomyślcie, że to matka natura tworzy takie kryształy...
Z rowerowych aspektów tego wyjazdu, to załatwiłem rundkę do przychodni i po koperty na pocztę. Niestety koperty okazały się za małe i musiałem jednak skorzystać z większych. Cóż, może kiedyś będę sprzedawał drobniejsze części na allegro i wtedy będą jak znalazł.
Wyjazd z założenia miał być w oparciu o wiatr jaki zapowiadali na wszelakich prognozach pogody. W porównaniu z wczorajszy męczeniem się z podmuchami, dzisiaj liczyliśmy, że pójdzie nam nieco łatwiej pedałowanie.
Trasa z całego weekendu Rano śniadanie i już o 10 w siodełku. Do Nasielska mieliśmy wiatr boczny i dopiero za miastem na trasie na Pułtusk zrobiło się przyzwoicie. Nie wiało całkiem w plecy, jednak w lewy bok. Sprzyjało nam to do tego stopnia, że do Winnicy jechaliśmy 21-24km/h w sumie bez specjalnego wysiłku.
Wiatr jednak na trasie do samego Pułtuska zawiewał czasem i bocznie. Kilkukrotnie tak mocno, że ja lądowałem na poboczu mimo, że mięłam dwie sakwy.
Za Pułtuskiem zaczęła się jazda z wiatrem. Wtedy pomknęliśmy jak rakiety, na prostek 25 a z górki 28km/h i to w zasadzie bez większego trudu. Nie było już podmuchów silniejszych bocznych więc i rowerem tak nie "majtało" na boki.
W Wyszkowie odwiedzamy Kesa i zatrzymujemy sie u niego na chwilę. Ciepła herbata i ciastka pomagają sie conieco zregenerować. Wspólnie - już we trójkę ruszamy najpierw na szybki kurs po Wyszkowie.
Odwiedzamy żydowski Kirkut na skarpie.
Ciekawe miejsce z bujna historią niestety mało kto nawet z Wyszkowian wie, gdzie dokładnie mieści się owo miejsce. Dojazd jest po polnej drodze a kirkut mieści się na skarpie. Ani tabliczki ani drogi dobrej. Ot tak jest i już. Z kirkutu rozciąga się przepiękny widok na zakole Bugu.
Dokładna lokalizacja owego kirkutu.
Dalej wycieczka 3 osobowa rusza do parku Wazy.
Nie jest tam teraz tak słonecznie i zielono, ale to zdjęcie poglądowe.
Z Parku, atakujemy most kolejowy:
Dla wielu mieszkańców jest to przeprawa nie tylko kolejowa, ale i piesza na drugi brzeg. Jeden z lepszych skrótów przez rzekę. Gdy jednak jesteśmy już/zaledwie w połowie drogi na drugi brzeg, totalnie zapominamy, że to jednak most kolejowy. Nadjeżdża pociąg towarowy dość żwawo i trąbieniem oznajmia, że to jego mostek! Jest lekka nutka adrenaliny, bo z trzema rowerami chowamy się między przęsła (wystarcza miejsca).
Ta konstrukcja jest na swój sposób jednak naprawdę piękna... Obecnie nie buduje się takich mostów... Ma to swój urok - sami przyznajcie!
Po pokonaniu drżenia rąk i opadnięciu adrenaliny, związanej z przejazdem pociągu, jedziemy dalej trasą prowadzoną przez Krzyśka. Odwiedzamy min. ciekawą "dzielnicę" domków po zachodniej stronie bugu. Tuż obok Rybienka (miejscowość/dzielnica Wyszkowa?)rozciąga się ulica (chyba Aleja Wolności), udekorowana szpalerem kasztanowców i wieloma starymi willami z drewna.
Wrażenie niesamowite, klimat jak w jakimś uzdrowisku. Niektóre domy naprawdę leciwe a jednak zachowane w naprawdę pięknym stylu. Oczywiście to miejsce już zalewa fala nowych domów XXI wieku, ale klimat nadal pozostał! Więcej zdjęć tej dzielnicy znajdziecie u Krzyśka na blogu. To jego dzielnica;)
Do Tłuszcza jedziemy dalej ciekawą trasą. Nie znam tych rejonów i te urokliwe asfalty wzdłuż lini kolejowej Wyszków - Tłuszcz, naprawdę przypadają mi do gustu. Szkoda, że dzień się kończył, a temperatura leciała na łeb na szyję. Nagle zrobiło się 2.5 stopnia. Przez małe wioski, co jakiś czas to zbliżając, to oddalając się od torów, docieramy do Tłuszcza, skąd o 18:07 wsiadamy w Spalinowy Szynobus do Legionowa.
Jestem pewien, że w te rejonu na 100% wrócę. Choćby i owym Szynobusem! - było naprawdę fajnie!
Wyjazd na północne Mazowsze. Trasa w pięknym wiosennym sloneczkiu. W lasach jeszcze zalega snieg a miejscami lód. Dzisiejsza trasa wiodła nieco inaczej niż zwykle na tym odcinku, tym bardziej więc smaczek owej był! Ciepłe słoneczko a na termometrze prawie 8 stopni. gdy wialo spadała odczuwalna, ale i tak frajda z jazdy byla niesamowita.
Małe okoliczne, asfalty za Nowym Modlinem i urokliwe podjazdy w okolicach Drugiego pola Golfowego. Tak moi mili oprócz Rajszewa jest jeszcze jedno pole golfowe w naszym rejonie.
Jutro kolejny etap - tym razem zapowiada się odcinek z wiatrem.
Nieźle się zakręciłem dziś. Pomknąłem po Agę po 16:30 i dopiero jak mi otworzyła drzwi zdziwiona zrozumiałem, że pokręciło mi się. Dziś miała kończyć o 19 a nie 17. No trzepnęła mnie ta wiosna...
Odebrałem kurtkę puchową z prania. Efekt naprawdę duzo lepszy niż domorosłe pchanie puchu... Odzienie wygląda jak nowe. Czeka na swoje 5 minut pewnie dopiero za rok. - Mam nadzieje;D
Fajna sprawa ten kawałek - chodzi za nami od wielu dni.
Siedząc w domu przeglądałem sobie wasze wpisy. Tak twój też! Czytałem o tak zróżnicowanych wyjazdach, że sam sie do siebie usmiechałem. Dla jednych priorytetem jest jakiś trening w jakiejś strefie, inni rozpoczynaja sezon i pojawiają się wpisy rozentuzjazmowanych świeżaków, którzy w tym roku pierwszy raz na rower wyszli.
Budujące jest to, że w ciągu niecałego tygodnia atmosfera na BS zazieleniła się wiosennie. W waszych notkach króluje słońce, radość z jazdy, uśmiech i pozytywna energia. Jest więcej kilometrów wpisanych, mniej chomików trenażerowych. Nie widać już wpisów pomstujących na sól na drogach i błoto pośniegowe.
Jedni z was jadą do sklepu po nowe linki inni robią wiosenne przeglądy a jeszcze inni do takich przeglądów się przymierzają. W powietrzu bikestatsowym czuć napięcie, jakby za jakieś 2 tygodnie miała odbyć się wielka impreza, na którą ludzie chca się najlepiej ubrać. Ha! Nawet allegro ruszyło - pojawiło się więcej części, pojawiło się więcej ciekawych okazji.
Dziś na mieście spotykam pana na rowerku wygląda - standardowo - jak pan na rowerku. Jedzie w czapce na uszy, z koszyczkiem na kierownicy, ale wiecie co? Ma na rękach niebieskie rękawiczki rowerowe. Śmieje się w duszy do siebie gdy go mijam. Pozdrawiam ręką jegomościa totalnie rozbrojony jego ubiorem a on do mnie: "CZEEEEŚĆ" - Jak stary kumpel z podstawówki.
Taka dziwna akcja a poczułem, że mnie tak doładowała energia pozytywną, że banan nie znika mi z ust do końca tripu. A wyjazd po tytulowe śrubki, rozwinął się "nieco". Skoczyłem po kopertki na pocztę i jeszcze zatoczyłem sobie rundkę po mieście. Dzieciaki idą gromadnie ze szkoły. Mijam je, i jakoś tak mnie zwracam uwagę na to że horda idzie środkiem ścieżki. Idą śmieją się i niosą kurtki w ręce. Pewnie nie jedno z nich dostanie burę w domu za takie zachowanie. Nikt z tej wesołej krzykliwej gromadki nie zwraca jednak na to uwagi. Ida śmieją się, piszczą i emanują swoim dzieciństwem.
Moi mili - cieszmy się wiosną bo jak mówi poeta:
"ja uwielbiam ją a ona tu jest, i tańczy dla mnie"
O to że zrobiłem wam wiosnę - nie macie już chyba wątpliwości. Dzień bowiem wiosenny zdawał się być bezsprzecznie! Nareszcie po wielu miesiącach pochmurnych dni, słońce pokazuje się w całkiem innym odcieniu.
Co roku od stycznia przychodzi wyżowa pogoda, jest słonecznie i mroźno. W tym roku słońca po nowym roku nie było wiele,a dni z bezchmurnym niebem bardzo malutko. To powoduje, że dzisiejsze prześwity błękitu nad głową a doborowym towarzystwie 5,5 a nawet 6 stopni, sprawiały nieopisaną frajdę.
Trasa dokładnie taka jak wczoraj: Jabłonna - Chotomów - Skrzeszew - Wieliszew - Legionowo - L.Piaski - Jabłonna
Gdyby, nie problem z dobieraniem ubioru i rozsuwania suwaków, jechałoby się całkiem przyzwoicie. A przez te cieplejsze dni, nie wiem jak regulować ciepłotę ciała. Tu odsunę - za zimno i wieje a tak jak zasunę to znów paruję... Nie zmienia to faktu, że Cieszę się przedwiośniem!
Łąki poryte przez świeże kretowiska - tak zaraz po kupach na trawnikach, petach na chodnikach, śmieciach z wytopionych zasp - to definitywny znak wiosny!
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.