Wpisy archiwalne Kwiecień, 2013, strona 4 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2013

Dystans całkowity:1040.39 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:36
Średnio na aktywność:28.90 km
Więcej statystyk

Na rowerze 85 - Przez morza i jeziora! || 30.00km

Piątek, 5 kwietnia 2013 · Komcie(0)
W poszukiwaniu wiosny, pojechałem dziś na objazd okolicy. Najpierw, rzecz jasna, odwiozłem swoją rowerzystę do pracy. Już od rana pogoda nie zapowiadała sie najlepiej. Bylo wilgotno a na ulicach potworzyły sie wielkie kałuże. Po przekroczeniu obwodnicy, drogę zatarasowała nam wielka ciężarówka, która cofając wyciągała drugą z błota. Kierowca zaparkował wielkiego tira z przyczepą na błotnisto-kamienistym poletku i ugrzązł.

Ominąwszy tiry, pojechaliśmy dalej. W mieście bida z nędzą. Śnieg dookoła wody, jeziora i kanały... Jednym słowem mogiła.

Po odstawieniu Agnieszki w miejsce pracy, pojechałem do Chotomowa przez Legionowo przystanek a dalej droga przez las do Szkoły w Skrzeszewie. Dalej nie zdecydowałem jechać się do samego miasta, skręciłem na wojewódzką 600tkę i poleciałem na rondka przed Wieliszewem. DO samego Wieliszewa jednak nie dotarłem i skręciłem na trasę techniczną przy wodociągu.

O dziwo - bez śniegu ten odcinek. Za to wody? Hu hu - można by równie dobrze łódką pływać.

W sumie pętelka 30km wyszła. Nie czuje się spełniony tą trasą, a warunki wcale nie sprawiły, że było "fajnie". Pojechałem po prostu bo nie można siedzieć w domu bezczynnie.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 84 - w koło, naokrągło~! || 9.48km

Czwartek, 4 kwietnia 2013 · Komcie(2)
Hej i co nie mówicie, że wpisu wczoraj nie dodałem? Co? No to co ja mam pamiętać? No co z wami! Całkiem wam na monitory nawiało śniegu? Chyba widać daty, że jednego dnia braukje!

Skaranie boskie - najpierw zima a teraz nieczytający czytacze!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 83 - Zagadkowy manewr || 9.45km

Środa, 3 kwietnia 2013 · Komcie(0)
Kurs po Agnieszkę do pracy a potem na zakupy. W śnieżycy i pod wiatr jechałem połowę trasy. Brr, grr i co tam jeszcze przyjdzie wam do głowy! Miasto jak również ludzie zostało sparaliżowane tymi opadami. Szkoda tylko, że ludzi dopadł także paraliż umysłowy.

Ulica jednokierunkowa koło "Gabrysiaka" w Legionowie w kierunku nowej biedronki w centrum. Skręcamy w Lewo z Piłsudskiego i przed nami dwa auta. Przed nimi, z parkingu cofa kobieta. Cofa na pół jezdni i... staje. Wychodzi i zaczyna odśnieżać sobie szybę. No ja cie pierdziu. Wsiada do auta i czeka, bo jej kolega obok peugotem też cofać ma, to mu "trzyma" ruch. A koleś zanim wsiądzie zanim otrzepie buty ze śniegu. Klaksony poszły w ruch i moje pięści.

Podjechałem i zapukałem jej w maskę. Kulturalnie popukałem się w głowę i nieco mniej kulturalnie wyraziłem swoją dezaprobatę z manewru jaki wykonała. Kobieta, sądząc po minie uważała, że nie zrobiła nic złego. Oboje minęliśmy ją z Agnieszką i pojechaliśmy do BIedronki (50m dalej) z tyłu auta dalej trąbiły a kobieta stała dalej w poprzek ulicy jednokierunkowej. Jej kolega odjechał Peugotem a ta? Wjechała spowrotem na parking, wyszła i kontynuowała odśnieżanie samochodu. Już z oddali tylko słyszałem, jak ją kierowcy przez szyby błogosławili z aut...

Po zakupach drugi, dość ciekawy manewr przykuł naszą uwagę, tym razem jechała rowerzystka. Miało to miejsce przy kauflandzie w Jabłonnie. Jedzie kobitka, nazwijmy ją jak w fakcie Janina F 55l. Jedzie ona na składaczku z wielkim jak stodoła lusterkiem po lewej stronie kierownicy. Dojeżdża do drogi uprzywilejowanej i wjeżdża nawet nie zatrzymując się pod jadącego matiza(czy tico? - nie pamiętam już). Faktem było także, że ów matiz/tico skręcił bez kierunkowskazu w drogę z której ona ( i my jadący za nią) wyjeżdżaliśmy. Nie było jednak wiadome jaki tor auto obierze dopóki nie skręciło. Szok Janina F robi stunt po mieście!

Na tym jednak szalone manewry się nie skończyły. jedziemy za kobietą i wyciągam rękę w lewo bo skręcamy na chodnik. Ledwo zdążyłem złapać kierownicę, bo kobitka robi mi przed nosem łuk - też w lewo! Ja byłem, jak nakazują przepisy, już na osi jezdni, ona zaś skręcała "po swojemu" w lewo z prawej krawędzi bez sygnalizacji.

- rączkę niech pani wyciągnie z łaski swojej jak manewr wykonuje pani, bo zajechała mi pani drogę a nikt oprócz pani nie wiedział, że pani skręca - mowie do niej najbardziej serdecznie jak umiem bo spotkaliśmy sie na środku ulicy nieomal. W sumie nie byłem zdenerwowany, tylko ręce mi opadły tym jej skręcaniem. - Ma pani szczęście, że to ja jechałem, bo auto by nie wyhamowało jakby mu pani tak przed nosem w lewo skręciła.

Na co kobieta rozbrajającą szczerością wypaliła:
- Ale ja widziałam, że pan rękę wystawił w lusterku, to wystarczy.

Nie dyskutowaliśmy z nią tylko ze śmiechem oboje odjechaliśmy dalej.
Dziwić sie potem, że na TVN piszą o wypadkach śmiertelnych z udziałem rowerzystów. Na każdym ze zdjęć po takim wypadku, pokazany jest najczęściej pogięty rower właśnie w tym stylu. Zdezelowany 20 letni romet czy ural i Koszyk jakiś. Bez oświetlenia itp. Nie chcę generalizować, ale mało widziałem zdjęć z wypadków rowerzysta kontra samochód i pod kołami super kolarzówka czy lepszej marki rower. Może młodzi są bardziej świadomi jednak i przynajmniej podstawową teorię nt przepisów znają?

Wiem, że to nie jest reguła, ale niestety, starsze pokolenie po 50tce i 60tce, z moich obserwacji, nie używa lub używa bardzo niepoprawnie, gestów manewrowych. Ile razy na ulicy widziałem jak z prawej krawędzi skręcają rowerzyści w lewo. Czy jak skręcają, bez patrzenia czy rozglądania się... Czy tą kobietę, ratuje to, że miała lusterko? Nie wiem, bo wg mnie nawet w nie nie spojrzała gdy skręcała.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 82 - Chyba was poje*ało z tą zimą ludzie no! || 14.74km

Środa, 3 kwietnia 2013 · Komcie(2)
Za dwadzieścia lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść be­pieczną przystań. Złap w żagle po­myślne wiat­ry. Podróżuj, śnij, odkrywaj.

Takimi słowami zacznę dziś swój wpis. Z okna widzę tylko wiatr i śnieg więc wpis będzie dzis porywisty i przenikliwy.

Pojechałem dziś do miasta. Odprowadzając po drodze Agnieszkę, rzecz jasna, do pracy. Dawno już przestała mi sie podobać jazda w śniegu, ale o dziwo chodniki i ścieżki odśnieżone. Na butach pieknie krystalizuje mi sól a więć tradycja w narodzie nie ginie - najpierw przyprawa a potem zabawa z łopatą! Ha dobrze, że mamy myślące społeczeństwo! gdyby na ten przykąłd napierw odśnieżali, to by trzeba było więcej jeść a tak mniej jedzenia zużywamy a nowych plonów i nowalijek pod śniegiem szukać, więc instytnkt samozachowawczy mamy prima sort!

W oczekiwaniu na otwarcie Banków pojeździłem nieco po mieście. Nie wiedziałęm, nawet, że mamy tyle drewnianych fajnych kamienic! Musze kiedyś zaatakować je z aparatem, bo aż byłem w szoku ile perełek chowa sie na bocznych ulicach tego powiatowego miasteczka.

Wreszcie, banki otwarto. Zostawiłem rower u Agnieszki w pracy i poeszedłem. A tam? O-E-SUS!
Kolejka w Getinie jak po węgiel na skupie!
Jakaś kobieta sie awanturuje, że ona się umawiała, że ona ma kolejkę w drugim banku zajętą i że to hańba i wstyd! I że jej nie interesuje, że nie ma koleżanki bo to są jej pieniądze i że ma prawo i... tak dalej.

Przede mną chyba z 10 osób. Siedze i śmieje sie w duchu, patrzę na ludzi z taka lekkością. Myślę, jak ja mam was gdzieś. W końcu to nie ja muszę wysłuchiwac awantur klientów w banku jak to bywało wcześniej w Aliorze. Ach - ten etap życia był pouczający, ale nie wrócę do pracy w banku chyba nigdy!

Wstałem wepchałem się w kolejkę - ja tylko zapytam - zapytałem i wyszedłem.

W drugim banku - Alior - powiedzieli mi to co chciałem również bez kolejki. Załatwie sobie sprawy u siebie na osiedlu. Nasz Alior Partner świeci pustkami a słuchać w kółko narzekań nie mam zamiaru. Oczywiście ludzie z rachuneczkami siedzą, bo pieczątka musi być na druczku.

Pojechałem do domu więc. Zanim jednak dojechałem do Jabłonny zwaliła się na mnie śnieżyca. Brr walnęło śniegiem takim, jak widzicie za oknem. No skaranie boskie! Za co ja sie pytam taka zima? Dojechałem biały...


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 81 - <Error> || 24.58km

Wtorek, 2 kwietnia 2013 · Komcie(3)
Jak tam po świętach ludzie? Czy tylko ja mam wrażenie, że to ciężka praca? Niewyspany jestem a lepienie bałwanów - sztuk dwie - sprawiło, że mam zakwasy w ramionach. Dni świąteczne, mamy już za sobą a przed nami... no właśnie? Wiosna? Gdzie?

Dziś dzień nie wiele lepszy od poprzednich - świątecznych. Niewyspanie brało górę i gęba od ziewania mi się nie zamykała. Pojechałem na piaski zrobić komputer ojcu - bo popsułem.


Zainstalowałem system na dysku [d] bo na [c] się posypało coś i nie chciał startować [blue screen i reset się robił]. Nie formatowałem więc [c] a po instalacji Winda na [d] mznikły dane z moich dokumentów razem z plikami systemowymi z [c];/

No i klops, ojciec miał tam trochę ważnych plików...
Trzeba było więc zawieźć komputer do serwisu w celu odzyskania danych. Mam nadzieje, że coś odzyskają, bo mnie tata udusi;/


Ogólnie kilka razy krążyłem po mieście i po komputerowych serwisach, więc km się nazbierało, na koniec wracałem przez miasto. Tam pustki - połowa sklepów spożywczych zamknięta i piekarnie małe też. No rzesz, w mordę, gdzie ja chleb kupię. Do ostatniej pojechałem i tam wreszcie mieli, ale już pączków i bułeczek nie:( A tak chciałem pączuszka:(:(


Ostatni kurs to jazda po Agnieszkę. Zaskakujące jak jeszcze widno, zmiana czasu zdecydowanie rozstraja mój wewnętrzny system Windows. Patrze za a tam wyskakuje Error:

No spring avaliable

Jakie rady macie aby ten błąd w systemie ?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 80 - Dziwne zbiegi okoliczności || 43.50km

Poniedziałek, 1 kwietnia 2013 · Komcie(4)
Kategoria Na Zaborze
Ten wpis będzie chyba obszerny. Jeszcze się zastanawiam czy napisać więcej, czy mniej. W sumie wiele się działo w tym dniu tak odmiennych rzeczy, że i należałoby się kilka słów komentarza.
Z drugiej strony przecież tyle się mówi o tym internetowym exhibicjoniźmie tyle krytyki itp...

[...] po chwili zastanawiania się - Księgowy pisze dalej

Wstałem dziś chyba o 3 nad ranem, ale po kolei:
Pies, należący do mnie a stacjonujący na stałe u rodziców, przez sobotę i niedzielę mieszkał z nami. To znaczy to my w zasadzie mieszkaliśmy z psem, bo to jej rewir i dla starej suni lepiej było, aby sikała po swoich krzaczkach, niż jakby miała przeżywać stresa w nowym miejscu. Moi rodzice wyjechali bowiem na dwa dni. Tyle tytułem wyjaśnienia "background`u" owego zdarzenia.

Pies - choć w rzeczy samej suka to jest - zbudziła mnie dziś o 4 czyli o 3 na stary czas. Przecież psiego pęcherza, nawet jeśli to o sukę chodzi, nie da się prze-regulować na czas letni. Popiła w święta to i swoje miała do załatwienia! Nie spałem już jednak tak dobrze. Polecam spacer nad ranem w gęstych opadach śniegu i w białym puchu po kostki - będąc ledwo ciepłym. Bossko - sunia zaś miała się świetnie, i tak rozweselonej jej, nie widziałem dawno.

Poranek o poranku...
Po spacerze nie wiele spałem, toteż gdy wstałem o 8 - na czas letni - to czułem się, poniekąd niewyspany. Rodzice wrócili wcześniej to się rpzywitaliśmy, potem szybkie śniadanie i na pociąg. Na peron dotarliśmy szybciej, niż się wydawalo toteż oczekiwanie na pociąg umilałem swoją twórczością rzeźbiarską:


Hej ho - ukulam sobie kuleczkę


Tu przyklepie, tam wyrównam...


Fajny - pociągu nadal nie ma, to kulam dalej...


Jeszcze tylko wykończenie i...


Mamy bałwana!

Pociąg przyjechał, zabrał nas a my zabraliśmy rowery. Zakupiłem bilet sobie a AGnieszce kupiłem powrotny również. W sumie mogłem i sobie powrotny kupić, ale nie przyszło mi do głowy. W planie mieliśmy powrót tego samego dnia!


Tak mniej więcej wyglądała droga - ten taki tam ten, to ja!


No tu już było troszkę trudniej! Taka droga przez około 4km. Śnieg lepił sie do kół a koleiny mimo, że ujeżdżone to strasznie się rozwalały i rower się kopał niemiłosiernie.
Parliśmy jednak hardo (trudne słowo na dyktandach!) do przodu i z humorem (kolejne trudne słowo) przemierzaliśmy (tu zawsze robię błąd) bezdroża...

Na miejscu, po obiedzie i kilku porządnych kawałkach ciasta świątecznego z szwagierką i jej córka (AGnieszki chrześnicą) lepiliśmy wielkiego bałwana!


It was so big...

Zabawy co niemiara, rzucanie się śniegiem i stawianie domków ze śniegu na zaparkowanych samochodach na podwórku - to się nazywają białe święta.

Powrót wybraliśmy na godzinę 17. Na rowery - 4 sakwy i cała masa dodatkowego mięsnego i po-świątecznego jedzenia i do PKP. Przyjeżdża pociąg a tam?

LUDU MÓJ LUDU! KLĘKAJCIE NARODY

Nawet konduktor był nieomal płasko przyklejony do szyby. No wsadzić tam szpilkę to ciężko a co dopiero dwa rowery?
- my mamy powrotny bilet
- Czekajcie na następny do tego nie wejdziecie!

I co? Nie czekaliśmy, leniwie obżarci, psychicznie nie przygotowani a do tego naprawdę załadowani sakwami, pojechaliśmy 37km do domu. Droga nie była już biała, ale nie jechało się "lekko".
Przed Legionowem, zaczęło sypać śniegiem/lodem/deszczem i ostatnie, podniosłe parady przez miasto, pokonywaliśmy już z nosami na kwintę złorzecząc na wiosnę tego roku.

0p


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,