Wpisy archiwalne Listopad, 2014, strona 4 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2014

Dystans całkowity:680.68 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:08:09
Średnia prędkość:25.67 km/h
Liczba aktywności:36
Średnio na aktywność:18.91 km i 0h 34m
Więcej statystyk

Do pracy 185 - Piątek || 4.00km

Piątek, 7 listopada 2014 · Komcie(0)
Pogoda za oknem jaka była każdy chyba widział. Ja tego dnia zmusiłem się tylko dod ojazdu do pracy i nic więcej. Za oknami dżdżyście i deszczyście. Pracy było mało, ale zająłem się serwisami. Miła odmiana od nudzenia się na sklepie, gdy momentami przez wiele godzin nie ma klienta a ich liczbę w ciągu dnia można czasem policzyć na palcach jednej ręki. Zrobiłem kilka przeglądów, złożyłem jeden rower i ogarnąłem kilka drobnych spraw w Shannonie. Między innymi oczyściłem sobie obręcze z piasku i kurzu specjalnym disc cleanerem do tarcz. Teraz hamulce to brzytwa. 

Po robocie do chałupki na długo wyczekiwany weekend. To chyba pierwszy od nie pamiętam kiedy wolny weekend dla mnie. Nie liczę tu święta 1 ego, czy urlopu. Chodzi o taki przyznany dzień wolny w sobotę!

Czas na odpoczynek... he he - chyba śnie. Czeka mnie malowanie, zakupy i składanie mebli:) Wykańczanie mieszkania trwa. 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 184 - Tshwartek. || 3.00km

Piątek, 7 listopada 2014 · Komcie(4)
Od rana mieliśmy mierzenie pokoju pod szafę. Był pan i zbierał informację co chcemy mieć zbudowane. Może jeszcze w tym miesiącu uda się dom doprowadzić do ładu. W planach jeszcze malowanie dużego pokoju i zakupy w ikea. 

Wczoraj zamówiłem wreszcie trenażer. Długo wahałem się nad różnymi opcjami, ale nie chciałem wydawać kupy kasy na jeździdło, więc zdecydowałem się na najprostrzy model z decathlonu. 

Jeśli chodzi o moje potrzeby to powinien spełnić wymagania. Już nie mogę się doczekać, kiedy sobie wsiądę na rowerek i popedałuje patrząc w słoneczne podjazdy w alpach. Pogoda za oknem robi się byle jaka, a czasu na wieczorne wycieczki jakoś mało. 

W pracy "A" wpadał na kolejne genialne pomysły. I próbował swoich sił ze mną. Niestety z marnym skutkiem, bo mnie urobić w idiotycznych decyzjach jest trudno. Spełniałem się również jako sprzedawca i w końcu udało się sprzedać trzy rowery po moich wcześniejszych rozmowach z klientami. Efekt, powiedziałbym wielce zadowalający biorąc pod uwagę to co za oknem.

Już jutro piątek i pierwsza od niepamiętam-kiedy wolna sobota;) YEAH!



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 183 - Środek tygodnia || 12.00km

Czwartek, 6 listopada 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Nareszcie środa. Dni ciągną się jeden po drugim tak ślamazarnie, że czasem ciężko to wytrzymać. Wiem wiem, narzekam bo w pracy nie ma co robić - idiotyzm. Niestety spędzanie całego dnia na szukaniu zajęć, które choć troszkę w oczach innych wyglądać będą na super potrzebne i wartościowe, nie jest łatwe. 

Tego dnia znalazłem czas na majsterkowanie w serwisie. Mailem za zadanie wymienić korby z jednego roweru na drugi, jedne bowiem były 170 tki a drugie 175-tki, tym sposobem troszkę czasu przeleciało na wieszaniu się na kluczach. Jednym słowem, coś się działo. 

Po pracy montowałem szafkę, tzn w sumie budowałem ją od zera z płyt pilśniowych. Wyszła zacnie. Jeszcze tylko wprawić drzwiczki i będzie czysta profeska;)

Rowerowo ubogo, choć pogoda powala na kolana!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 182 - Słoneczny poranek. || 15.00km

Środa, 5 listopada 2014 · Komcie(3)
Do pracy znów w słoneczny poranek. Najpierw jednak do meblowej hurtowni po odbiór płyt na półki. Cześć płyt zabrała Agnieszka do sakwy, a ja dostałem w "spadku" ścinkę. Ścinka, to płyta wąska i szeroka na jakieś 1,2 metra. Jechałem więc z nią na kierownicy. Płyta była położona w poprzek jak takie wielkie skrzydło. Nie było możliwości mnie wyprzedzić na ulicy jednokierunkowej i auta grzecznie jechały za nami. Czasem przydał by się w codziennym życiu taki dystanser na ulicach:D

W pracy mieliśmy szkolenie z hurtowni. Poznawaliśmy nowe bieżniki na 2015, nowe modele opon i zaznajamialiśmy się z dokładną ofertą części. O ile wiem, co to korby i jak się je montuje, o tyle budowa i poszczególne części piasty torpedo to już była zagadka. 
"sprzęgła, cięgna, wałki i kliny". Niby taka piasta od lat jest na rynku, każdy miał hamulec w pedałach, jednak nie sądziłem, że jej budowa jest taka skomplikowana. 

Po szkoleniu znów na sklep. Znów nic się nie działo, znów robiliśmy przeniesienia i remanenty. Główny remanent zacznie się od przyszłego tygodnia i wtedy będzie meksyk, albo schudnę kilka kilo, albo wrzodów dostanę... Nawet nie chcę myśleć ile rzeczy poginęło za czasów gdy pracował tam "świeżak". Może nie tyle poginęło, co na przykład wyparowało, bo zapomniał ich wbić na paragon.

Dzień zakończył się dość szybko, bo szkolenie poranne zabrało dwie godziny z naszej pracy. Udało mi się tego dnia zagospodarować czas i umyć podogę na salonie. Jak nie ma co robić to choć tym się zajmę. 

Noc ciepła, pod wiadukt jechało sie lekko - forma wraca?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 181 - Poniedziałek || 35.00km

Poniedziałek, 3 listopada 2014 · Komcie(0)
Najpierw rano po mieście. Generalnie pogoda była wyjątkowo łaskawa, słonce i ciepło powyżej 8 stopni. Pokręciłem się tu i ówdzie i lekko przegrzany pojechałem do pracy.
Poniedziałkowa narada w pracy. Czyli sporo i nic zarazem. Takie posiedzenie i podsumowanie nadchodzącego tygodnia. Po naradzie zaczęliśmy pracować. Znów masa przeniesień towarów, znów sprawdzanie faktur. Zanim się remanenty zaczną to chyba będziemy mistrzami w rozpoznawaniu produktów i zliczaniu ich ze stanów na sklepie. Troszkę przypomina mi się moja dawna praca na studiach na inwentaryzacji. Tam też całymi nocami liczyliśmy i liczyliśmy... do upadłego.

Po pracy zabrałem się z "P" do Warszawy. Odprowadziłem go tym samym kawałek do domu. Jazda była w dobrym tempie i mimo, że niedawno ledwo pedałowałem te 30 km/h  siedząc na kole, udało się utrzymać.  Nie tyle mięśnie nie dawały rady co pompa powietrza - czyli płuca. Nie mogłem złapać tętna. Starałem się wyciszać oddech zmniejszając kadencję i pedałując bardziej twardo, ale to nie pomagało tak jakbym chciał i końcówkę już musieliśmy jechać wolniej (27km/h). 

Za ratuszem zrobiłem kawałek w kierunku Wisły i wracałem już przez osiedla. Po powrocie do domu, czułem się spoko. Takie miłe zmęczenie połączone z lekkim niedosytem, że tak mało tego nocnego roweru było:D

Teraz relaks w mieszkanku i jutro znów kolejny dzień!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Grobing i mobing || 25.00km

Sobota, 1 listopada 2014 · Komcie(5)
Święto pierwszego listopada... hmm klasyka...

Rano z Agnieszką ogarnialiśmy mieszkanie, zagipsowałem dziury w sypialni pozostałe po kołkach. Rany nie sądziłem, że półkę można wieszać na 10cm kołku!!! Co ja się naszarpałem z tymi draniami z plastiku... udało się w końcu je powyciągać i praca posunęła się naprzód. Po gipsowaniu i zjedzeniu śniadania, ubraliśmy się i pojechaliśmy na dworzec pkp - czas na grobbing.

Pociąg przyjechał o czasie a przez okna w drzwiach widać tłum cisnący się do szyb. Ledwie się drzwi rozsunęły przeciskać zaczeły się różne osoby, gdy zrobiło się luźniej zacząłem wprowadzać rower do wagonu. Nagle jakaś ręka łapie mnie za koło i pcha do tyłu. Patrze na kobietę, blond włosy "loreal paris" twarz jakaś 60tka i kurteczka a'la "jadę na cmentarz". Mało tego, owa persona kiwa nerwowo głową z paniką na twarzy i rzecze do mnie w te słowa:
- nie, nie... tu nie.
- ale co nie?
- nie zmieści się pan tu, oj oj oj, pan mnie brudzi, niech pan się wycofa z tym rowerem!!!
- spokojnie droga pani, jeszcze nawet pani nie dotknąłem. Poradzimy sobie.
- tu nie ma miejsca, nie nie nie proszę wyjść.
- Spokojnie, niech się pani nie denerwuje tak, to pani dłużej pożyje...

Wszedłem do pociągu, mało tego wagon rowerowy w KM był tuż po lewej za wejściem. W wagonie pusto i w pociągu też pusto, bo sporo osób w Legionowie wysiadło. To znaczy ludzie siedzieli na krzesełkach ale przejścia wolne. Paniusia blond oczywiście z koleżanką w przejściu stała z siatami i tarasowała przejście. Wstawiliśmy rowery, a ja w kolejce ustawiłem się po bilety. Przez kolejne trzy stacje próbowałem je kupić, ale nowe osoby zamiast stawać na końcu kolejki szły od razu do konduktora, bo ten był tuż obok drzwi. Bez stresu patrzyłem jak ludzie sapali, i denerwowali się jak inni się im przed nos wpychali. Czasem to był nieomal beszczel... pięć ludzi przede mną, a pan starszy podchodzi prosto z drzwi i widząc kolejkę mówi: "to co kierowniku? teraz ja?". 

Po wyjściu z pociągu udaliśmy się na cmentarz. Msza trwała 1,5 h. Masa ludzi stała i wiele osób gadało. Z głośników powieszonych na drzewach skrzeczał chór męskich 65 latków i gdzieś tam jeszcze ksiądz nawijał. Czuło się "podniosłą atmosferę... plotkowania" Ludzie rozmawiali, półgebkiem a inni całymgębkiem - jeszcze inni normalnie wchodzili i wychodzili olewając msze [farciarze]. My z Agnieszką łamaliśmy ludziom stereotypy, narażaliśmy się na setki spojrzeń i szepty! Nie, nie jesteśmy trędowaci, czy upośledzeni - po prostu przyjechaliśmy na cmentarz na rowerach w rowerowych ciuchach, ja w czerwonej kurtce, a Aga w niebieskiej. Pośród czerni, i brązów, idąc przez wybrukowane aleje cmentarze, zwracaliśmy uwagę i to na pewno. No bo jak to - z rowerem, na msze! W takim stroju!!! Szok! Mało tego - pogardę ludzkich spojrzeń dopełniał mój strój - CZAPKA SZATANA

Nie popełniłem w tym roku błędów z lat ubiegłych, kiedy to przez prawie godzinę na mrozie stałem z gołą głową. Dziś miałem plan być zdrowy i nie chorować po pierwszym listopada. Kobiety w beretach, inne w kapeluszach a ja mam marznąć? Tradycja tradycją, ale może troszkę zdrowego rozsądku! Nie zdejmę - tak będę stał!

Po cmentarzu i pokonaniu korka aut opuszczających nekropolię, udajemy się z Agnieszką na kotleciki do Mamy. Do tego buraczki z papryką - mniam. Psiaki mnie oblegają gdy tylko na dwór wychodzę na dwór. Wygłaskałem je za wszystkie czasy. 
Pociąg do domu, jest o czasie i o dziwo jest pusty. Większość ludzi zdecydowała się chyba jechać do domów jutro. My spieszymy się do domu bo malowanie czeka. Kładzenie drugiej warstwy koloru to już tylko kosmetyka. Malowanie idzie sprawnie, Aga oblatuje pędzelkiem górę i dół, a ja wałkiem całe ściany. Jutro wprowadzamy się na nowo - do sypialni. Tym samy ilość gratów w dużym pokoju się zmniejszy.

Na rowerze? Hmm bajkowo się jeździ... oby więcej! 


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,