Wpisy archiwalne Maj, 2014, strona 4 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2014

Dystans całkowity:1293.16 km (w terenie 28.55 km; 2.21%)
Czas w ruchu:36:10
Średnia prędkość:18.24 km/h
Liczba aktywności:35
Średnio na aktywność:36.95 km i 5h 10m
Więcej statystyk

Do pracy 69 - Niby nic a jednak coś || 12.00km

Wtorek, 6 maja 2014 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Dzień dziś zacząłem od badań lekarskich u lekarza medycyny pracy. Trzeba je było zrobić bo wreszcie mam umowę lepszą i potrzeba doń lekarza. Niestety, za długo to zajęło w pojęciu szefostwa i troszkę mnie ponaglali abym już wracał do pracy. Nie zrobiłem wszystkich badań, i nie wiem kiedy zrobię... Musze jeszcze raz iść z wynikami do doktorki, coś wykombinuje - może mnie puszczą;P

W pracy nie wiele roboty, ale jak zawsze z niewielkiej ilości roboty się zaplątałem w jakiś ślepy zaułek. "X" zdychał dziś jakieś choróbsko go brało, a ja robiłem serwisy na jutro. I co to zmienia? Nic, bo i tak ja wszystkie serwisy robię ja przyjmuje rowery do serwisu, ja je wydaje klientom, ja tłumaczę i wszystko robię ja. "x" zajmuje się centrowaniem kół czasem zrobi bezdętkowe koła, czasem coś tam przełoży z koła do koła, czasem zajrzy w jakąś piastę, ale ilość kół do serwisu nie mamy aż tylu, aby to zajmowało cały dzień.

W ciągu dnia więc nie narobiłem się, za to pod jego koniec zrobił się lekki meksyk z naprawami i sporo mam jutro do zrobienia. 

Jak pomyślę, że "X" pójdzie na zwolnienie, bo się rozłoży, to nie wiem co to będzie.... 

Dzień ma się ku końcowi, napój zdrowotny z kiwi i banana i do łóżka spać i odpoczywać.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 68 - Nowe spojrzeNIE || 12.07km

Poniedziałek, 5 maja 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Do pracy po majówce idzie (jedzie) się dość osobliwie. Może by i tak było w moim przypadku - jednak ja tej majówki nie poczułem za bardzo. Dobrym akcentem było przynajmniej ostatnie 170 km Działdowo.

Generalnie, pracy nie było dużo, serwisów mało a i nawet kilka rowerów złożyłem, dzień snuł się spokojnie i bez stresu. Zrobiłem sobie rower i nasmarowałem stery. Potem odpucowałem ramę z brudu, który systematycznie się na niej zbiera. Kiedy już całkiem nie miałem co robić, zrobiłem dwa serwisy zaplanowane na następny dzień a potem pomagałem troszkę wśród ludu kupującego dobierając rowery dla pań i panów. Nawet była u nas policja aby kupić rower dla córki. Dobrze się zaprezentowaliśmy więc na wyjściu uścisk dłoni władzy i info, że jakby coś to żebyśmy się na kontroli przypomnieli, że my to my :D

W sumie nie wiele więcej się działo, więc szybko się zebraliśmy i już 19:20 byłem w domu! Rekordowo;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Działdowo - Jabłonna || 174.45km

Niedziela, 4 maja 2014 · Komcie(4)

Wyjazd dzisiejszy zrodził się znowu na spontanie. Po wczorajszych mega opadach deszczu, dziś nie padało. Mało tego wieczorne ustalenia co do wiatru pokazywały, że ma wiać z północy. Jak więc zmontować coś na szybko mając na uwadze wiatr? Do planowania wyjazdów zatrudniam ostatnio Agnieszkę, ma świeże spojrzenie na temat i pozwala mi poczuć sie na wycieczkach, jakbym odkrywal trasę dopiero w trakcie jej przejeżdżania. Mam ostatnio deficyt samozadowolenia z planowanych wycieczek. 

Tu strzał był w dziesiątkę - KM do Działdowa, i po 10:00 start na północy, szeroki łuk przez kilka fajnych powiatów i powrót zarazem klasycznie a jednak troszkę mało ujeżdżanymi trasami. Smaczna perspektywa stanęła więc przed nami, gdy wstaliśmy rano na pociąg. 

KM przyjechała planowo i mimo, że do ostatniej chwili nie wiadomo bylo na jaki peron wjedzie, to udało sie załadować. W środku sporo osób z Żerania robotników. Im dalej na północ, tym mniej osób w składzie. W Działdowie jesteśmy planowo i wysiadamy po dziesiątej z minutami. Na trasę ruszamy w pięknym słońcu i prawie bezchmurnym niebie. Dalej na trasie słońce i chmury w akompaniamencie wiatru, będą grały różne skomplikowane symfonie. 

Początkowy etap trasy, to wioski na południowy zachód od Działdowa. Wiatr na tym odcinku mieliśmy głównie w prawy bok i mimo, że boczny, nie ułatwiał jazdy. Było dość chłodno, a słońce na dłuższe chwile zachodziło za coraz bardziej pochmurnym niebem. Na termometrze około 10-11 stopni a gdy pojawiały się promienie, to nawet 15. Wiatr jednak przeszywał i odczuwało się sporo mniej niż to co wskazywał pomiar. 

Na sporych odcinkach odsłoniętych dmuchało konkretnie, i docenialiśmy, że zdecydowaliśmy się na taki kierunek przejazdu. Gdyby przyszło by nam pokonywać jakiś inny ślad przez Polskę, ale pod wiatr, to na tym dystansie byłoby krucho. 

Najtrudniejszy okazał się łukowaty, objazd Żuromina. Agnieszka zaplanowała, że nie będziemy wjeżdżać do tego miasta i że miniemy go mniejszymi asfaltami. Wszystko byłoby spoko, ale na tym odcinku wiele razy konkretnie się do wiatru dziobem ustawialiśmy, i mimo, że ostatnio jestem "bardzo" aerodynamiczny, to jednak ciężko szło.

Za Olszewem w miejscowości o uroczej nazwie "Chamsk" trafiamy na odpust. Na środku głównej ulicy w wiosce, nieopodal kościoła pełno straganów i tłum ludzi. Z daleka byłem przekonany, że to miasteczko jakiegoś maratonu biegowego czy coś. Z bliska, zdecydowanie nie był to maraton, no chyba, że "PROJECT RUNWAY" bo ilość wystrojonych kobiet jaką tam widzieliśmy przeszła nasze oczekiwania. Nawet Aga się momentami dziwiła, że delikwentkom nie marzną - ekhm pośladki. Konkurs na najkrótszą i najbardziej obcisłą spódniczkę chyba był trudny do rozstrzygnięcia przez jury, które w męskiej postaci stało w garniturach popalając fajki. Dzieci strzelały z kapiszonów, panie się lansowały a my wpadliśmy kupić kilka obwarzanków i pognaliśmy dalej. 


To nie tak do końca było, że słońce nie świeciło. Bywały odcinki słoneczne, ale silny wiatr szybko zmieniał slajdy, i ledwie nacieszyliśmy się grzałką, ten włączał chłodzenie. Stąd przez cały wyjazd jechałem w soft shellu i czapce na uszy. 

Za Chamskiem wyjeżdżamy na główną trasę i mkniemy nią do kolejnej przelotówki. Niestety nieco się gubimy, bo nasz ślad GPS prowadzi nas w piaszczystą dróżkę w las i musimy improwizować. Udaje się wyłapać, fajne leśne "świeżo-unijne" asfalty, które przypominają jednokierunkowe ulice wśród pól w Austrii. Droga faluje, góra dół skręca przez sosnowe pagórki wydmowe i wije się pośród pól.



Przerwa na jedzenie jest konieczna, leci się fajnie, ale organizm się domaga swego. Podczas posiłków udaje się także zrobić kilka foteczek, oczywiście jak człek najedzony, to wesoły. 

Kolejny etap to odcinek z wiatrem do Dzierzążni. Na krajówce, do Drobina lecimy ponad 35km/h, wiatr pomaga a mi brakuje przełożeń. Zaskoczony jestem tym zjawiskiem, bo jeszcze niedawno na pierwszej nocnej 200 tce czułem, że chyba nie ogarnę wszystkich przełożeń. Tu jadąc z wiatrem i dobrze dokręcając czuje że 3x8 to już mało. Może noga i łyda robią się  stalowe i za rok znów wróce do korby 52? Nie wiem - na wietrznych odcinkach "nie w plecy" jechałem na sporo niższych przełożeniach. 

Od Dzierzążni - psuje się asfalt i jedziemy po odcinkach dziurawych i łatanych. Wczuwałm się w wizję Maratonu Podróżnika, kiedy to na najgorsze drogi trafimy nocą na Roztoczu. Będzie ciekawie i strasznie. Jazda po takich wygwizdanych asfaltach, to jakaś makabra, za nic nie mogę się tam usadzić na siodle, a ciągłe zygzakowanie sprawia, że prędkość spada.

Można taką technikę szosowej jazdy po dziurach lub pomiędzy dziurami - wyćwiczyć? Nie żebym miał arystokratyczny tyłek, ale no powiedzmy, że ramiona i barki to mocno odczuwają. Po przejechaniu 250 km na MP, dziurawa droga może znacząco podciąć morale. 
Tu całe szczęście dziurawe asfalty przeplatały się z tymi lepszymi a w efekcie zmieniły się na tylko te lepsze. 

Przez Złotopolice docieramy do Zakroczymia. Tam po pokonaniu miasta i premii górskiej znów ustawiamy się z Wiatrem. Szybko przelatujemy Twierdzę Modlin i sprintersko gnamy przez Nowy Dwór Mazowiecki. Ostatni odcinek do samego domu to walka z uciekającym czasem, planowaliśmy dotrzeć do celu przed 18 tą i dosłownie 17:59 staliśmy na  światłach przy obwodnicy, koło naszego bloku. Można powiedzieć więc, że plan zrealizowany.  

Zaskakująca jest dla mnie na pewno średnia, bo nie sądziłem, że z Agnieszka taki przelot będzie miał takie prędkości. Mimo, kryzysu na trasie poradziła sobie świetnie i to był jej najdłuższy dystans w tym roku.  Wyrabia się kondycyjnie dziewuszka! Ha dumny jestem z niej przeogromnie, bo w tym roku chce się zmierzyć z 300km na Maratonie Podróżnika i patrząc na jej postępy - jestem o ten dystans spokojny. 

Co zaś do mojej kondycji? W sumie nie wiem, czuje się spoko, na pewno sporo lepiej i agresywniej używam mięśni na rowerze. Nie popycham go tylko aby jechał, ale po prostu pedałuje a podjazdów "nie odpuszczam" robię je z siodełka, starając się nie wstawać. Czuje, że mam więcej mocy pod górkami, i to jest zauważalne, Nie zwaniam do 19-20 jak to było na początku sezonu, tylko niejednokrotnie pokonuje pagórki po 25-28km/h, nawet te wydające się dość strome. Nowodworskie Górki w lesie dawno przestały być dla mnie problemem i mijam je bez zdwajania wysiłku. Po prostu, muszę mocniej przycisnąć;]

Dębę pewnie jeszcze by mnie troszkę zmachało, ale i z takimi podjazdami niebawem będę sobie radził. Sezon jeszcze w powijakach, więc na dopracowanie detali formy mam jeszcze czas i start na Kaszebe Runda, który pokaże mi jak stoję z formą na tle innych. 


Tyle na dziś:)





Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zbiorczo z majówki i do pracy;) || 73.24km

Sobota, 3 maja 2014 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Generalnie na majówce, miało być słonecznie i fajnie i wszystko miało być:D Wyszło jak zawsze. Padało, było zimno i takie tam ceregiele. W Czwartek po wycieczce szosowej i zmianie roweru na france, pojechaliśmy do znajomych na grilla do Serocka. Tam balowaliśmy do trzeciej. Było śpiewanie i tańcowanie i był wielki pies co się ślinił na kaszanki widok.

Po przespanej nocy, wstajemy w Piątek przed ósmą i ruszamy do Jabłonny. Nasze zaskoczenie jest przeogromne bo na liczniku termometr pokazuje 4,5 stopnia. Nie mamy rękawiczek i czapki pod kask. Aga ma opaskę z buffa więc nie cierpi, jak ja. Szybki postój i z t-shirta robię sobie czapkę na uszy, na to ląduje kask i możemy jechać. Gnamy z wiatrem, więc mimo dosiadania zimówek, jedziemy ciągle 24-25km/h. 

W domu jesteśmy wcześnie, jakoś około 8:30 mamy już ciepłą herbatę. Niestety zakręcili nam ciepłą wodę jacyś dresiarze w bloku. Tzn zakręcili gaz, a przez to wyłączył się piec i nie ma w czym się umyć. Przepisy BHP mówią, że dostęp do zaworu gazu musi być więc jako skrzynka jest na zewnątrz, to łepki czasem nudząc się zakręcają zawór. Troszkę psuje nam to humor, bo zmarzłem okrutnie i marzyłem o ciepłym prysznicu. 

Do 14 nie ruszam się z domu i dopiero przed 14 tą podbijam do pracy. W pracy luz i mało serwisów, ale zmęczony jestem grillem i troszkę wymęczony. Tułam się do końca dnia i z radością opuszczam przybytek finansowania. Pada, jest zimno ( a to nowość) miasto puste, aut co najmniej połowa mniej a ja sunę sennie ulicami. Mijam pod prąd jadąc ulicą jednokierunkową, patrol policji. Radiowóz wbija na chińczyka i nie zwraca na mnie uwagi. Jadę dalej. W domu jestem o normalnej porze. 

Wieczorem pada, i pada cały następny dzień. Sobota w deszczu mija, leżę stoję, jem, odpoczywam. Czyste lenistwo. Gramy w gry na tablecie, Robimy kolejne Lelewele i karmimy naszego POW. 

Dzień ciągnie się w nieskończoność w akompaniamencie kropel rozbijających się o blaszany parapet.  Późnym popołudniem deszcz odchodzi i wychodzi słońce. Widać poprawę i ruszam do rodziców zmienić rower na szosę. 

Pachnie wilgocią, pachnie schnącym asfaltem, pachnie wiosną... Nie pada. Radośnie przyciskam pedały i mimo, że jedzie się sporo wolniej niż białasem, to czuję frajdę z pedałowania. 

Mix a nawet re-mix wyjazdów dodaje jako głównie wyjazd szosowy, w sumie zimówką zrobiłem pewnie połowę, ale... co tam:D




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Majóweczka - pierwszy dzień || 65.00km

Czwartek, 1 maja 2014 · Komcie(0)
Wyjazd z Agnieszką na majówkowa wycieczkę. 


Szosówkami przelecieliśmy sobie po okolicy, nie byłoby tu nic nadzwyczajnego, gdyby nie spore odcinki terenowe jakie pojawiały się na trasie. Był przejazd przez las, błota, piaski i drogi wysypane cegłami. Nie zabrakło jednak expresowych przelotów po 30km/h na idealnych asfaltach. Nad Zalewem Zegrzyńskim - wielki bazar, auta jadą od stolicy walą sznureczkiem i nie ma ich końca. 

Majówka rozpoczyna się przebojem - uruchomiłem france i ostatnie 5km właśnie na Francy. Te "cienkie" slicki 1,5 cala wydają się takie gruuube;) Rower zdaje się być tak długi, w porównaniu z szosą. Inna pozycja inna geometria, wszystko inne, ale sporo mi ten rowerek przecież towarzyszył, więc nie zapomniałem jak go ujarzmić. 




Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,