Kolejny z seri nocny rower. Chciałem poczuć się jak członek BBT - noce zimne, wieje już jesienią. Za miastami czuć zapach pól zaoranych i w kośćiach czuć już nadchodzącą kolejną porę roku!
Od wczoraj jesteśmy lokatorami u rodziców. Z trzypokojowego mieszkania zrobiło się dwupokojowe a w sumie jednopokojowe. Bo jeden pokój - mój dawny - zajmujemy my z Agnieszką (sypialnia) a drugi nasze bambetle. Trzeci to pokój rodziców. Mieszkanie jest zawalone naszymi rzeczami a my czujemy sie upchnięci do pokoiku jak sardynki. Nie jest to pisane z żalem czy czymś takim, po prostu nie wiem jak ludzie ( a mamy takich znajomych ) moga mieszkać z rodzicami w ciasnym pokoju, który zajmują jako para.
Czuje się dziwnie mają tak mało przestrzeni i miejsca dla siebie.
Plusem na pewno jest to, że przez to, że tu tak ciasno to codzienność wygania nas na dwór i częściej, wcześniej i dalej jeździmy przed pracą. Wiadomo człowiekowi nie spieszy się do ciasnego pokoiku gdzie wszystko mamy pod nogami. No to co? Wybieramy po - pracowe rowerowanie i przed pracowe wcześniejsze opuszczenie domu.
Jaki tego efekt? Hmm nocnik ;popołudniki i popracniki:D
Kolejny z seri nocny rower. Po odespaniu kibicowania i zjedzeniu pysznej kolacji znów nocny rower. Zimne noce już są. Brr grrrr... podziwiam BBT-wców, że potrafią tak ciągle jechać dzień-noc... przez dwie doby.
Kolejny z serii nocny rower - tym razem z Agnieszką i ekipą Turistas. Z BS znacie tu KESa. Po przeprowadzce o 19ej ruszyliśmy na trasę do Żyrardowa. Najpierw spotkaliśmy się z grupą Turistas w Pizzeri w Lesznie a po smakowitej kolacji udaliśmy się na wycieczkę do punktu kontrolnego w Żyrardowie. Tam pomagaliśmy obsłudze punktu w prowadzeniu wyścigu, rozmawialiśmy ze śmiałkami wyścigu a nawet udało nam się spotkać kilku znajomych - słynny i bardzo sympatyczny WAXMUND był w dobrym stanie gdy dotarł na pit-stop. Dopieszczony przez nas makaronem i herbatami z cukrem wypoczął i się zregenerował a potem pognał dalej na trasę aby zmierzyć się z trudami trasy.
Wróciliśmy już oddzielnie - bo czekaliśmy jeszcze na Wilka. Niestety w momencie gdy czekaliśmy, miał awarię koła i musiał wyskoczyć na chwilkę do Warszawy. Gdy dotarliśmy do domu po wypadzie nocnym okazało się, że już wrócił na trasę.
My sami zdecydowaliśmy się wracać pociągiem, bo zaczęło padać. Wyjazd sympatyczny i bardzo fajne towarzystwo! Mam nadzieje, że z Turistasami powtórzymy taką eskapadę!
W pracy w sobotę - kiłą mogiła. Na początku nic się nie działo, więc udało się śledzić zawodników BB-t startujących na maratonie Bałtyk Bieszczady. Niestety chętnych do komputera, w ten jakże ciekawy i pasjonujący dzień, było sporo i nie mogłem siedzieć tak w nieskończoność. W końcu pojawili się też klienci. A wraz z klientami ich dzieci. Chyba jeszcze moja percepcja się nie przestawiła na dzieci, bo wpadła hałaśliwa rodzinka. Dwójka młodocianych wyrażająca swoje chęci językiem piszczenia oznajmiała wszystkim, a w szczególności rodzicom, czgo oni chcą, lub co bardziej dosadnie, czego nie chcą!
Pisk krzyk i błoga ignorancja rodziców. Przecież dzieciom trzeba rowerek kupić, to nic, że jedno piszczy piszczałkami wszystkich rowerków dziecięcych, drugie tupie, a trzecie kopie i wierzga, gdy mama chce posadzić go na siodełko roweru.
Udało się w końcu przetrwać i po 14ej wyszedłem do domu - nie bylo czasu na odpoczynek. Przeprowadzka czekała na nas od dawna, dzięki uprzejmości jednego z ludków z DPD udało się przenieść z Jabłonny. Tymczasowo wróciliśmy z Agą do moich rodziców na os Piaski, na wyspy wyprowadzamy się dopiero za dwa miesiące. Wtedy to będzie migracja - nowe mieszkanko już za niecałe dwa miesiące.
Kolejna nocna eskapada. Jestem u progu przeprowadzki, tyle spraw na głowie i do tego jeszcze brak jakiejkolwiek kondycji po antybiotyku. Noc była długa, trudna, chlodna a jazda niekończąca się. Skończyłem gdzieś około 3-4 rano. Ledwie siedzę, ale przyjemność z nocnych odcinków jest mega!
Kolejny dzień do pracy. Standardowa trasa. Wczorajszy nocny rower dał mi nieco w kość. Pff jechało się dość ciężko. Dziś też wybieram się na małą rundkę po zmroku!
Po weekendzie czułem się fatalnie. Głowa bolała mnie przeraźliwie od samego ranka. Kawa i kanapki jakoś wepchnąłem w czeluści swego wnętrza, ale nie było to to co zawsze. Do pracy wybrałem zimówkę, bo tak! Bo chciałem z dala od aut jechać. Jechałem sobie lasem wolno i dostojnie.
Niestety czułem sie tak zmęczony jakbym nie spał w nocy. Hmm hej przecież ja nie spałem w nocy! Do 4 ej w nocy kręciłem się na łóżku.. Wcześniej w niedziele w ciągu dnia padłem po obiedzie na trzy godziny drzemki i to pewnie było powodem tego mojego niespania. Efekt był taki, że mimo iż sumarycznie miałem wyrobioną normę snu to głowę miałem ciężką jkabym zarwał nockę.
Las minął i dojechałem do pracy. Od rana podenerwowany na wszystkich i wszystko. Telefon mnie wkurzał, Świeżak mnie wkurzał. Szef... cóż ignorowanie pomagało zewnętrznie, ale wewnętrznie - rany! Grrr. Trwałem więc w ciągu dnia czując się tak fatalnie, że szok.
Pod koniec miałem wrażenie, że mój świat skurczył się tylko do obwodu mojej głowy i pierścienia narastającego bólu wokół niej. Po pracy rundka do rodziców i chwile oddechu - pogadałem nieco i już na granicy zmroku i dnia pojechałem spowrotem do domu.
Wieczór to głowa w poduszce i szybko opadające powieki... - sleeping is dumb!
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.