Na serwis jechałem o poranku. W sumie nie taki mocno to poranek był, ale w każdym razie o tej porze kiedy większość korpiaków jechała do pracy. Musiałem więc jechać na Legionowo Piaski bo to stacja na której da się jako tako wejść do pociągu z rowerem. WYjechałem jednak sporo za wcześnie, bo nie wiedziałem jak wyjdzie z mrozem i ogarnianiem się w domu i miałęm zapas prawie 30 minut. Tego dnia popedałowałem więc aż do Wieliszewskiej Stacji SKM. Czyli pierwszej stacji SKM na tej lini. Piękny szron był z rana, ale i pięknie szczypało ryjek. Człowiek odwykł od tych temperatur, więc 0/-1 już wydaje się hardym wyzwaniem.
Pociąg na stacji stał grzecznie, więc "zaimplanowałem" się do środka i w cieple czekałęm na odjazd.
W serwie, szykujemy się do sezonu zimowego, mimo że nadal pełno rowerów to już rozstawiamy maszyny i zwieramy szyki przed atakiem narciarzy i łyżwiarzy. Szkolenie z nart będzie dopiero w Listopadzie, ale już chłopaki pokazali mi mniej więcej jak i co do czego służy w tej materii.
Dzień wolny od pracy to dobra okazja aby trochę złapać chłodu. Tdm dzień mimo iż zapowiadał się słonecznie okazał się być jednak dość pochmurny i szary. Od rana miałem smak na las z CHotomowie i to właśnie tam się udałem. O ile w mieście jeszcze jakoś ta pogoda wyglądała to w lesie było strasznie jesiennie. Z żółtych liści kapało i w powietrzu wisiała taka wilgoć.
Udało się jednak troszkę pojeździć i złapać kilka szlaków na styczniowy wyścig. nogi jeszcze chcą kręcić bo nie ściska ich mróz co niestety niebawem się zmieni:(
Kolejny dzień do pracy. Tym razem sobota handlowa mi się trafia. Poranek już mglisty ale dzień pełen słońca. Tak już jest że kiedy mam dzień pracujący to jest idealnie a gdy wolny to bywa różnie. Ten dzień był dosyć spokojny bo zapowiadała się niedziela handlowa więc ludzie w mniejszym strachu lęku robili zakupy.
Mi niedziela wypada wolna z czego nawet się cieszę bo pogoda ma być ładna na rower.
Jestem na etapie pracy w sportowej korporacji, a w korporacjach mówi się korpolengłiczem. Na przykład nie można powiedzieć, że ma się spotkanie indywidualne z szefem tylko I EM (Indywidual Meeting) albo Es I (Spotkanie Indywidualne) Są też Badże (Bagde) i inne takie tam kwiatki:)
No więc ja od dziś mam DWOPY - garyt ? Mój DWOPEK udał się bo wytyczyłem troszkę trasy LK zima 2020 i nie wąsko się zmęczyłem. Kilka fajnych miejsc na ten sezon zimowy wymyśliłem.
Generalnie sama jazda spoko, choć w lasach strasznie szaro i mgliście. Z samego rana trafiłem jeszcze na jakieś tam przebłyski słoneczne, ale później już tylko buszowałem we mgle, kapiącej wodzie z liści i samych wymienionych już liściach.
Miałęm być na serwisie, ale wylądowałem na sklepie bo nie było ludzi na "fitness". Spełaniałem się więc jako stróż praworządności na dziale. Dział bieganie był także rano nieobstawiony więć trafiło mi się kombo. Działy są podzielone na alejki a więć stróżowałem alejek z asortymentem:
pilates
fitnes męski
fitnes damski
joga
karate
judo
taniec
balet
sporty walki,
cardio
hulajnogi
bieganie
triatlon
chodzenie
Jeśli ktoś by pytał do czego służą kostki w jodze - to nadal nie wiem, ale już wiem jak wygląda i wiem gdzie je znaleźć. Pani była jednak bardzo niepocieszona bo jak mnie pytała o nie, to oczy postawiłem w słup. - To pan nie wie, a pan tu pracuje? - Przyznaje proszę pani - nie wiem wszystkiego - To chyba czas się doszkolić - Ja tu tylko na zastępstwo - Nie ma czasu tracić tu z panem pół dnia - przykro mi -
Ciężko czasem się pomaga ludziom, gdy oni nie wykazują empatii.
Kolejny dzień na serwisie i kolejne 11 godzin. Sporo się działo i sporo było pracy. Tego dnia miałem wrażenie że wszystkie rowery stawiają opór. Nawet najprostszy serwis okazywał się wyzwaniem. To się śruba kręcić zaczyna w gnieździe, to znów suport się zapiekł. Potem nypel wpadł do obręczy przy wymianie szprychy. Jeśli dodamy do tego pijanego klienta negocjatora co chciał wymianę dętki za darmo, to mamy kombinację ostrą. W połowie dnia miałem taki kryzys i tak mi się spać chciało że wegetowałem przy centrownicy robiąc koło dobre 20minut.
Dzień kończy się montowaniem blotników 10minut przed zamknięciem.
Do pracy na 13 więc rano udało się trochę ogarnąć rzeczy. Załatwiłem zakupy oraz zmianę opon zanim się kolejki zaczną tworzyć, no i rzecz jasna przejechałem się po okolicy. W sumie ta okolica była droga wzdłuż torów do PKP Choszczówka ale dobre i to. Trafiłem na ładną pogodę więc poranek udany.
Piękna niedziela jak na tę porę października. Zaraz listopad a tu temperatury po 25stopni jak we wczesnym wrześniu. Dla mnie to lepiej bo przynajmniej można sobie jeszcze w zdrowiu i znośnych warunkach pojeździć rowerem. Trzeba jednak przyznać ze poranki są już listopadowe. Zaczynają się mgły i niskie temperatury. Sama radość dobrze że w ciągu dnia nadrabia pogoda.
rano -dosłownie obudził się dziedzic i mimo że wolna niedziela szalał po łóżku już od siódmej. Nie miał w sumie tego dnia humoru i trochę fochy stroił. Dopiero jak zjadł i poszedł na spacer to mu przeszło. Jak już syn był wybawiony i chylił się ku upadkowi w objęcia Morfeusza zacząłem się zbierać na rower.
Słońce w żenicie i temperatura ponad 20 czego chcieć więcej na niedzielę? ruszyłem więc i przejazd zakończyłem po 55kilometrach
Odrabiając ostatnio, skrócone przez pogrzeb godziny, miałem tego dnia do zrobienia całe jedenaście godzin. Jedenaście godzin na serwisie to jednak w sumie nawet przyjemność. Kilka fajnych perełek się trafiło do napraw. Jednym z nich był trek karbonowa szosa z przerzutkami DI2. Kolejna perełka to jakiś tam rower przeciętny, za to obrany w wyszydełkowane kondoniki na ramy. Pani od roweru miała siwe długie dredy. Taka retro - modern babeczka z latami na kraku.
W całym piątkowym zamieszaniu udało się mi zostać wezwanym również na sklep do pomocy, bo ludzi dużo a akurat obstawa była mała na dziale i jedna osoba to było o tej porze za mało.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.