No dobra słuchajcie trochę mnie tu nie było, ale jestem cały czas. Jestem raz dłużej raz krócej, ale jestem. Mój kręgosłup powoli wraca do zdrowia. Wszystko wskazuje na to, że dojdę do prawie pełnej sprawności natomiast muszę pamiętać o tym, że raczej dźwigać ciężarów już nie będę także rekordy świata muszę zostawić dla innych . Ja skupię się tylko na jeździe rowerem. Nowy rower sprawuje się świetnie. Całkiem inna przyjemność z jazdy, nie muszę uważać na korzenie, mogę troszeczkę olać nie duże nierówności na zjazdach wymagających można pozwolić sobie więc na nieco więcej.
Co zaś się tyczy spraw imprez długodystansowych, jeszcze nie wiem do końca jak to będzie. Jeszcze nie zdecydowałem, obserwuję na razie. Plecy są okej, chodzę na rehabilitację, rozciągania trochę ćwiczę w domu, no i oczywiście praca. A jakże któż żyłby z nas gdyby nie praca gdyby nie to światełko w tunelu.
Pogoda ostatnio zrobiła się nieco kapryśna, bym powiedział nawet bardzo kapryśna. Na przykład dziś kiedy pojechałem na rower miałem na zmianę słońce i śnieg w zasadzie nie tyle śnieg co śnieżyce . Sypało aż miło i było biało i ciągle sypało jeszcze sypało i jeszcze sypało. Wróciłem do domu zrobiwszy zaledwie 24 km, ale mimo wszystko troszkę pojeździłem podgórki i noga pracowała. Jest kilka fotek, jest oczywiście banan na ryju więc jestem szczęśliwy z tego co udało się mi dzisiaj pojeździć.
Dzisiaj w terenie, w celu wyznaczenia kolejnego odcinka Legionowskiej Katorgi. Dodatkowo sprawdzałem jak pracuje zawieszenie po dopompowaniu do 110 psi. Nadal miękko trochę z tyłu, ale będę to jeszcze obserwował, bo wydaje mi się, że zbliżam się do stanu satysfakcjonującego mnie. Muszę nauczyć się jak jeździć, bo tylkny zawias łądnie wybiera teren a umiejętne równomierne pedałowanie sprawi, że nie będę się tak bujał.
Dodatkowo inny układ kierownicy niż w treku powoduje że nieco niewygodnie na początek się ją trzyma. Zmieniłem dzisiaj więć chwyty na te co miałem w treku. Nowe/stare są również opony bo Huthinsony są bardzo agresywne bieżnikowo i nie potrzebuje aż takiego klocka. Założyłem więc swoje Mezcale z Treka. W ruch poszło też siodełko z treka i pedały.
Rower jest więc już coraz bliżej ideału. Muszę tylko popracować nad zgraniem się z przełożeniami, bo wiadomo są całkiem inne niż w poprzedniku, za to jest ich więcej i jest z czego wybierać.
Troszkę Toksynka latałą dzisiaj po lesie i pierwsze podjazdy zaliczyła. Muszę jeszcze doregulować zawieszenie aby było pod moją masę i oswoić się z nowym układem jednośladu.
W terenie przyjemnie się pedałuje a przełożenie 34x50 mam wrażenie, że wpuszcza mnie pod każdy podjazd;)
W mieście blokuje manetką oba amortyzatory i lecę prawie na sztywno. Prawie bo mikro ugięcia są więć lekkie nierówności czy nagłę dołki amorek lekko zbierze.
Po kolei... wszystko jest nie tak. W plecach okazało się że mam dwie przepukliny, a sportowe podejście do ultramaratonów muszę przekuć w nieco bardziej rekreacyjne sprawy. Neurolog zalecił zastrzyki, terapie farmakologiczną, oraz rehabilitację. Ostatnie jazdy jakie poczyniłem niestety dają znać. Plecy pobolewają ale już nie takie jak wcześniej. To dziwne uczucie, bo taki lekki ból ale w miejscu gdzie są te przepukliny. Jednym słowem - kolarska emerytura na razie. Nie odpuszczam całkiem roweru, ale w początku roku muszę troszkę zwolnić.
W związku z popapranym kręgosłupem, podjąłem decyzje o zmianie roweru na pełne zawieszenie. Chciałbym poegzystować jeszcze rowerowo, ale prognozy jeszcze nie są świetlane.
Nabyłem więc rower i wysprzedaje co mam aby upłynnić swoje zamrożone oszczędności.
- Przedni amortyzator MANITOU MARKHOR ze skokiem 120 mm, - Tylny amortyzator MANITOU RADIUM EXPERT 120 mm, - napęd SRAM NX Eagle, jednoblatowy 1x12, 34-12x50 - Kaseta SRAM PG1230 - Koła SUN RINGLE Duroc 30 SRC Tubeless Ready, z osiami BOOST, w rozm. 15 mm z przodu i 12 mm z tyłu. Wewnętrzna szerokość obręczy: 30 mm.
Po okolicy w pięknym słońcu za to po wielkim błocie bo jechałem łąkami. Łączne błoto idealne na cerę, choć nie twarzy raczej, bo na dup....i plecach najwięcej miałem owego błotka;)
Plecy odpuściły, a ja nadal diagnozuje co było przyczyną kryzysu. Czekam na wyniki rezonansu, i mam do odwiedzenia wielu lekarzy jeszcze. Ogólnie udało się pozbierać do kupy i jak wiadomo, długo nie mogłem bez roweru wytrzymać.
DO pracy już w siodełku, potem dwa wyjazdy po 30 i 40 kilometrów. W sumie udało się nazbierać.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.