Po czterech dniach pracy dzisiejszy dzień był rano dość ciężki. Łydki zmęczone odchodzenia a nogi jak z waty. Nie mogłem zawieść syna i mimo wszytko poszliśmy na spacer. Później przyszedł czas na drzemkę bo Janek jeszcze śpi w dzień. Miałem spać godzinę ale chyba bez użycia świadomości wyłączyłem budzik który sobie ustawiłem. Wstałem więc po 3 godzinach snu. Żona akurat robiła obiad więc wstrzeliłem się idealnie.
Przyszedł czas na mnie i moje kręcenie.
Ostatnie dni to dla mnie w pracy trudny okres. Pm otwarciu sklepów szał jaki zapanował ma rowerach jest nie do opisania. Sezon ruszył z opóźnieniem z powodu tej całej sytuacji i ludzie po otwarciu ruszyli do sklepów. Dystrybucja Jest dość kulawą bo nie wszystko jeszcze jest o magazynach ale i tak jest co robić.
pracujemy dla bezpieczeństwa z dwóch grupach nazwano je x i y. Każda grupa robi cykl dni pod rząd A potem przechodzą drudzy i kolejne 4dni. Pracujemy od otwarcia do zamknięcia więc po 11godzin. ostatnio przyszła dostawa 150rowerów A przedwczoraj 120rowerów.
Jest dużo pracy - ale cholera lubię to. W sezonie Jest taki młyn ale czuć że coś się dzieje. Ciągle nowe osoby nowe wyzwania.
DZISIAJ sobota będzie ruch... Czy ktoś mówił o jakieś epidemii? W sklepie totalnie tego nie czuć poza tym że naprawdę ludzie chodzą o maseczkach.
Dla rozruszania kości pm całym dniu lenistwa z synem. Dzisiaj cały dzień padało i dopiero teraz pogoda pozwoliła na rower. Trasa symboliczna bo od jutra kocioł w pracy więc zapas sił się przyda. Ludziom przypomniało się że trzeba kupić rowery i szturmem ruszyli na sklepy
W ciągu dnia siedziałem w domu z dziedzicem. Nie siedzieliśmy jednak bezczynnie. Zrobiliśmy wycieczkę do warsztatu i udało mam się W końcu zmienić opony na letnie A potem poszliśmy na spacer dm lasu. Pogoda rano była ładna niestety im bliżej wieczoru tym więcej chmur a i jeden opad się przydarzył.
Po siedemnastej zmieniła mnie żona i pojechałem na rower. Odkryłem kawał fajnej trasy nad Wisłą tuż nieopodal deptaka na Tarchominie. Czasem trzeba było rower przenieść przez powalone drzewa ale i tak odcinek bardzo malowniczy.
Od rana dość ładnie, a dzisiaj siedzę z dziedzicem pod opieka do 17ej więc zdecydowaliśmy się wybrać na spacerek. Najpierw udaliśmy się autem na warsztat A potem pieszo do lasu. Jak płace zabaw zamknięte to trzeba szukać piasku w innym miejscu. Udało się nam trochę w lesie zestawić dzieł architektury piaszczystej
Szybki wyjazd 3 maja. Od rana jakoś nie było
chęci na rower dopiero po południu po obiedzie zdecydowałem się ruszyć.
Pogoda jak to na majówkę delikatnie mówiąc do zupy. Przynajmniej nie
padało. Zanotowany koszyk ma bidon pod ramą jest niebezpiecznie blisko
przedniego koła i przy mocnym ugięciu widelca lekko ociera o Koło.
Trzeba będzie to przemyśleć i zobaczyć jak to będzie gdy założę tam
bidon.
Udało mi się odkryć - bo wiadomo, że najlepiej odkrywa się to co już odkryto - opcje połaczenia stravy i BS, co pomoże rozwiązać mój problem z przepisywaniem tu tygodniowych dystansów. Pomoże to w kilku kwestiach. Wpisy będą pojawiały się częściej, a po drugie - nie zmasakruje nikogo swoim łącznikiem 100 kilometrowym.
Na stravie jak sprawdziłęm opis też się tu dodaje, więc jak to mówi Gustav - Bajunia!
Zdjęć nie dodaje, ale to nic;) przecież mam fejsa, instagrama i te pe!
Troszkę się działo w kwietniu, a ostatnio po połowie tego miesiąca nie było czasu na pisanie tutaj czegoś bo jak pewnie wiecie z Facebooka - troszkę pedałowałem. Pogoda lekko się zachwiała, pod koniec miesiąca, ale udało się i to jakoś przekręcić. Kondycja jest na zadowalającym poziomie, ugruntowywana regularnością i terenowością. Pod koniec kwietnia wróciłem również do pracy w sklepie. Decathlon otwarty w formule Click & collect czyli klikasz zamawiasz i odbierasz za godzinę. Nie wpuszczaliśmy klientów do sklepu tylko zbudowana była strefa przekazywania paczek w wejściu sklepu. Przypominało to troszkę magazyny amazonu. Zamówienie wpadało na telefon a my mieliśmy od 30` to 1h na przygotowanie. I biegaliśmy po całym sklepie zbieraliśmy zamówienia i opisywaliśmy, a następnie pakowaliśmy je do odpowiedniego koszyka z literą alfabetu. NIe muszę chyba mówić, ile kilometrów w ciągu 10h zmiany udało się z buta "wykrzesać". Z czasem dodaliśmy hulajnogi dla lepszej mobilności po sklepie, co nie zmienia faktu, że troszkę człowiek jednak się "nalatał". Rowerowo sprawa wygląda całkiem nieźle. Rorwer przygotowany jest już prawie w 100% na Ultra MTB, o ile owe będą wogle możliwe w najbliższych miesiąćach.
Na kołach założyłem opony Hutchinson COBRA. Wybrałem zwijane - bo lżejsze a rozmiar 29x2,1. Poprzednie mecale na razie na haku powiesiłem. Na "gorsze czasy". Nowe oponki przeszły już nie mały test bo latają ze mną od kilku dni do pracy i z pracy zarówno po asfaltach jak i szutrach. Jestem zadowolony z obecnych osiągów, choć w głębokim piasku jeszcze ich nie testowałem.
Co przyniesie maj? Tego nie wiemy... poza wyborami - nic nie jest pewne;):D:D:D
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.