Nigdy nie sądziłem, że zamieszczę zdjęcia z wyprawki dziecięcej. A tu proszę, chrześnica mojej Agnieszki zawitała do nas w siodełku i spędziliśmy piękny rowerowy weekend. Było rowerownie w tempie ślimaczym, jednak gdyby to był mój "dzieć" to bym jeszcze bardziej z dumy pękał!!! Ha jak kiedyś będe miał syna i będę z nim śmigał po okolicy!
Tymczasem wujkowałem cudzy nośnik genów i nawet sprawnie mi to szło!
Wiek: 7,5 l Dystans: dzień 1: 17km dzień 2: 23km
Rower: Forester;)
Dumny ja, dumna Zuzia, dumna Ciocia i wszyscy dumni, bo Zuzia dawała świetnie radę;)
oto kilka zdjęć z wyjazdu dla zainteresowanych wycieczkowiczów z dziećmi:D
Maszyna się sprawdza nawet na czarnych szutrach...:) choć opony farbuje nawet szare błoto;)
Jej aż nie mogłem się dziś nacieszyć tym słońcem. No cudo malina;) Duszno i wilgotno w lasach jak w jakimś tropiku, toteż z ryja mego potoki ciekły niczym amazonka! No przecież to nie spadek formy, żeby 20km/h po gładkim szutrze powodowało, że kapie ci z nosa woda;/ Lasy pełne niespodzianek, było mokro i była jedna niegroźna gleba. Szlif całe szczęście wykonany perfekcyjnie za pomocą trawy i głębokiej kałuży. Rower na lewo a łamaga na prawo. Po około 10-12km, kiedy mój napęd chrzęścił, jak jakiś młynek do pieprzu, zdecydowałem się opuścić wodno-błotne przestworza i wróciłem na asfalt. Wygnało mnie na tarchomin gdzie znów trafiam w teren, tym razem wał Wiślany. Odwiedzam budowę mostu północnego i podziwiam nową ścieżkę ASFALTOWĄ!!! jaka powstaje na nim. No ciekawe ile pieszych zmieści się na tej ścieżce... Z Tarcho asfaltami jadę już do Jabłonny bo głód robi swoje a siedem-dajsy nie wystarczają.
Jedzie się przyzwoicie i mimo wszelkich obaw o stan kondycji, chyba mogę zaryzykować jakiś dłuższy wyjazd... nich tylko sie pogoda zrobi to ja już sobie poradzę!!!
Ha. O tym, żeby kupić rower zimowy myślałem już wiosną tego roku po tym jak zima ściachała mi napęd i jak trzeba było wszystko czyścić i pucować, bo całość grzmiała i skrzypiała. Wreszcie zdecydowałem się i podjąłem decyzje o zakupie.
Dziś wreszcie dotarła paczka z nowym (używanym) rowerem. Miłe zaskoczenie bo obawiałem się, że na zdjęciach będzie wsio ładnie a koła będą w złym stanie jak dotrze rower itd. A tu co?
Rower dobrze zapakowany, wyczyszczony, nie ma luzów, nie ma zcetrowanych kół. Napęd w dobrym stanie a tylne koło nie na wolno-biegu a na kasecie 7-emce.
Do tego linki wymienione na nowe, przerzutka pracuje bez zająknięcia. Siodełko trochę za niskie i sztyca za krótka, Szybko dokonałem wymiany i mam rower o zacięciu nie lada sportowym. Z fajną geometrią i ogólnie cholernie jestem zadowolony z zakupu!!!
Jednakowoż maszyna ma nowa, nie posiada jeszcze zacnej i ciekawej nazwy potocznej. Może rozpisze konkurs na imie dla rowerku zimowego? Jak macie ciekawe pomysły zapraszam do komentowania i wpisywania:D
Od rana dziś załatwiałem sprawny, najpierw Agnieszkę odprowadziłem do pracy a potem pojechałem na zakupy do mięsnego. Na końcu zaś wypadało wreszcie odebrać kask od dziewczyn ze sklepu Triumf w Legionowie. Tam trochę spędziłem bo i nazbierało sie spraw do poplotkowania. Kiedy jednak wreszcie zdecydowałem się wrócić do domu, nie zostałem tam długo mała rundka w terenie po okolicach pętli 24 godzinnego maratonu w Wieliszewie.
Na sam koniec dnia kurs po Age do pracy i... idiota na jakimś ścigaczowym biku z mega tarczami z przodu, który mijaając nas z przeciwka wpadł w Kałużę (w pół łydki) totalnie nas chlapiąc.
No ku-wa jego mać! Jak już panie Kowalski jedziesz pozapierdalać sobie po lesie, jedziesz cisnąć kloca na siodełku bo zobaczyłeś skrawek błękitnego nieba i twe serce zapałało chęcią treningu, to na litość boska stosuj się do ogólnie przyjętego kodeksu!!! Jeździ się po prawej stronie to po pierwsze primo! Jak jedzie ktoś z przeciwką wąskim singlem na granicy kałuży to na pewno swojego rozpędzonego ścigacza na air amorze tam nie wciśniesz!!! A po trzecie to nie wpierdala się w kałużę 30km/h pół metra ode mnie czy jakiegokolwiek innego bikera. No żesz kuźwa piach to w zębach miałem, tylko patrzyłem czy sie nie wypier... w to błoto. A sam chętnie bym pomógł delikwentowi...
Żeby to jeszcze był maraton, żeby droga była przejezdna. A tu wielkie jeziora w poprzek leśnej drogi każdy dziubie jak gejsza bokiem i wpada ci taki desperado na pełnej mocy o mało cię nie tratując. Z całym szacunkiem dla ludzi jadących szybciej niż ja! Weźcie trochę koksu na wstrzymanie;P
Od rana nie bardzo wiedziałem gdzie pojechać na weekend zbieraliśmy się do Agnieszki i zdecydowąłem duży transport mięsa i przypraw do grilla(planowanego na weekend) przywieść wcześniej. Tak więć zrobiłem. Zapakowany w 2 duże sakwy z bagażem prawie 15kg(mięso + piwo + jakieś duperele) pojechałem na trasę.
Jechało się nadwyraz sprawnie a po przerwie i soczku u rodziców Agnieszki zabrałem się w drogę powrotną. Tu już było nieco trudniej, było pod wiatr i z lekkim rowerem, a fizyki nie oszuka ciężki idzie trudno pod górki ale po płaskim pod wiatr ładnie się toczy! Cóż umordowałem się wracając ale średnia poniżej 21 nie zeszła!!!
po powrocie do Agi do pracy miliśmy do jej rodziców jechać rowerami jeszcze raz jednak deszcz uniemożliwił nam ten proceder i zzdecydowaliśmy się na pociąg, ot tylko tyle ka em ów a nie więcej, a miałem smaka na jakieś 100:(
Ognisko LSTR. Najpierw dzień wcześniej dociera do nas Radek i Kasia. Po obiado-kolacji siedzimy i rozmawiamy. Dziewczyny szybko idą spać a my z Radkiem do pierwszej w nocy gadamy. Następnego dnia we czwórkę, udajemy się na wycieczkę. Jak to zazwyczaj bywa jazda idzie różnie, ale jest słonecznie i wesoło. Okazja aby jechać z Kasią jest wyjątkowa. Jechałem z nią zaledwie raz i wreszcie znów miałem okazję, tylko, że na dłuższym dystansie. W Serocku czeka już na nas kolejna dwójka Piotr i Mary. Razem z uśmiechami od ucha do ucha udajemy się na Pułtusk. Trasa wiedzie bocznymi drogami i jedziemy większość trasy dwójkami i gadamy. bocianów było pełno... ale chyba to jeszcze nie są sejmiki??
Były rozkminy na temat sprzętu, były rozmowy na temat wypraw wakacyjnych i była dyskusja o terminie kolejnego spotkania. Snując się leniwie przez asfalcik i szuterki docieramy do Pułtuska. Tam na plaży sesją zdjęciowa w „locie” oraz moczenie nóg w Narwi.
Za Pułtuskiem Radek i Kasia odłączają się od nas aby odwiedzić Wyszków a nasza czwórka mknie przez Zatory do Serocka na Ognisko. Są kiełbaski, jest gra w koszykówkę, jest zajebiście.
Około 20.30 dołącza do nas Radek, który po odstawieniu Kasi do Pociągu w Wyszkowie wrócił na Piwo. Tak Radek pił piwo. I cieszę się, że przyjechał!!!
Impreza bardzo udana moim zdaniem, ale takie mam zakwasy od koszykówki, że nie mogę się ruszać.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.