Pojeżdżawki, strona 10 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Pojeżdżawki

Dystans całkowity:13050.11 km (w terenie 1010.40 km; 7.74%)
Czas w ruchu:263:55
Średnia prędkość:19.27 km/h
Maksymalna prędkość:46.60 km/h
Suma podjazdów:1062 m
Suma kalorii:4329 kcal
Liczba aktywności:315
Średnio na aktywność:41.43 km i 2h 26m
Więcej statystyk

Na zakupy w szaleństwach miasta || 11.24km

Sobota, 14 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Na zakupy i na bazarek z Agnieszką. Deszczowo i wilgotno na dworze. Nie przeszkadza to ludziom w tłumnej ilości na odwiedzanie sklepów i "bazaru". Chcieliśmy na bazarku kupić trochę rzeczy, ale ilość i nerwowość jaką wzbudzaliśmy z rowerami była straszna.

Popychani szturchani i tratowani. Nie byliśmy jednymi rowerzystami na rynku. Jednak my byliśmy młodzi bo przecież pana w kaszkieciku z wielka Ukrainą czy pań z wielkimi rydwanikami nikt nie szturchał. To one stanowiły taran. Nie dość, że babeczka najszczuplejsza nie jest to jedzie za nią szeroki dwukołowy rydwan wyładowany zakupami i "zachodzi" na skrętach. Baba się wciśnie a rydwan po nogach.

Na ulicy Piłsudskiego to już totalna głupawka. Ludzie parkują, wycofują, i mają w totalnym poważaniu to że jadą rowerzyści, lub aby włączać kierunkowskaz bo chcą skręcić. Jechanie chodnikami było tego dnia o wiele bezpieczniejsze - choć równie nie łatwe z powodu podobnej ilości ludzi pod kołami.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Męczennik na rowerze - Czyli pożegnanie Ksawerego || 77.87km

Sobota, 7 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki

trasa

Na wycieczkę ruszam rano. Wstawanie nie jest łatwe, ale w końcu, dzięki motywacji Agusi, idzie mi i staje na nogi. Ubieramy się i ruszamy do miasta. Plan? Nie ma planu mam odprowadzić ją do pracy i pojechać po wędlinę.
Po nocnych opadach śniegu i wczorajszej gołoledzi w okolicach lasu pozostała biało-szklana rozjeżdżona i przymarznięta warstwa lodu i śniegu. Przy wyjeździe na ulicę Kwiatową z lasu, łapie a łuku lekki poślizg i cudem omijam wielką kałużę. No czysta profeska z tym driftem na lodzie nie położyło mnie jeszcze tej zimy ( do czasu) ;)

W mieście – makabra na ścieżkach lód i resztki śniegu. Odprowadzam Agnieszkę do pracy i ruszam na miasto kupić wędlinę. Nie ma ludzi jeszcze na dzielnicy, więc się kręci przyjemnie a Piłsudskiego wyjątkowo pusta jak na Sobotę. Po zakupach w planie mam pedałowanie ścieżkami Legionowa przejeżdżam jednak przez przejazd i ulicą Kolejową mknę z wiatrem na Wieliszew. Jadę jak nigdy. Lekkie odlodzenia pojawiają się gdzieniegdzie, ale bagatelizuje to bo prędkość nie spada poniżej 25-27km/h więc jak to się mówi „jakoś przelecę przez to”. Dopóki jadę na wprost nie ma problemu. Na odcinku koło oś Piaski wpadam na ścieżkę i to mój kardynalny błąd. Na jednym z ciasnych oesów tego dziwnego tworu z kostki, tuż za przejazdem kolejowym bocznicy, wpadam w poślizg i ląduje na trawniku. Robie to równie profesjonalnie co świnia w zaprzęgu i z głośnym łoskotem wypadam z trasy.

Jedna kobieta co to szła gdzieś z przeciwka podchodzi i wyjmuje telefon. Myślę sobie, będzie mi zdjęcia robić? Podnoszę się z ziemi a ona do mnie.

- niech pan nie wstaje!
- co u licha? Niemcy? Czołgi? – myślę w duchu i gramole się na nogi podnosząc rower.
- powiedziałam żeby pan się nie ruszał. – ripostuje kobieta zdecydowanym tonem nie znoszącym sprzeciwu. Przez moment nawet poczułem się winny i nawet chciałem znów kłaść się na ziemi, ale nurtowała mnie taka jej złość.
- Spokojnie nic mi nie jest – cedzę „badając jej intencje”.
- Na pewno? - odpowiada stanowczo, niczym nauczycielka sprawdzająca czy zwolnienie z WF to nie fałszywka - Bo jak pan potrzebuje pomocy to ja po pogotowie zadzwonię, mógł sobie pan coś zrobić
- E tam troszkę za szybko w zakręt wszedłem - odpowiadam w sumie zgodnie z prawdą. Nie mam jednak pewności co do stanu zdrowia, bo nic nie boli ale grzmotnąłem mocno. Przez chwile mnie nawet zatkało i powietrza nabrać nie mogłem.

Nie jest uspokojona moimi słowami i patrzy na mnie uważnie. Nie zrażony upadkiem otrzepuje dziarsko do końca i sam sprawdzam, czy nic nie rozwaliłem sobie, ani Śnieżnikowi. Efekt? Nic się nie stało… Polacy nic się nie stało! No to ruszam dalej. Na ścieżce do Wieliszewa adrenalinę postanawiam przełożyć w prędkość. Na tym odcinku osiągam bowiem nawet 35km/h. Jest mi ciepło i przyjemnie, choć momenty „oesów” mam teraz na uwadze w szczególności. Na odcinku od Wieliszewa do Ronda w Zegrzu droga rowerowa jest oblodzona i zaśnieżona. Od mokradełm wyraźnie w nocy biła wilgoć, która osadziła się na ziemi. Leży tez sporo gałązek po wichurze. Jedna większą leżącą w poprzek drogi odkładam na bok.

Do Nieporętu znów z wiatrem i znów ekspresowo. Nie wiedzieć kiedy prześlizguje się do Ryni. Tam porzucam piękny asfalt i skręcam na ”wioski”. Poza sezonem nie jest tam tak pięknie, wyludnione osiedla działkowe i puste przystanie rybackie sprawiają wrażenie opuszczonego miasta. Las śpi, nie ma śpiewu ptaków a rybaków wygnał mroźny wiatr z nad wałów rzecznych.

Pędzę z wiatrem do Zaubic a dalej do Kuligowa, gdzie przelatuje na pełnym gazie. W Józefowie skręcam na Radzymin. Wiatr się zmienia i jedzie się gorzej - dmucha z boku i czasem w twarz. Jest opcja popędzenia na Łochów i Tłuszcz, ale przypominam sobie, że Agnieszka do 13 ej pracuje więc nie chce aby sama w domu siedziała. Decyduje się za Radzyminem zrobić nawrót.

Niestety od momentu wjechania do miasta jedzie się źle. Dmucha, wieje, a brak otaczających lasów sprawia, że prędkość niejednokrotnie spada do 12km/h. 12-15km/h takie prędkości ukręcam jeszcze w mieście, dopiero od Beniaminowa w lasach jakoś nabieram drugiego oddechu i wchodzę na 17.

Powrót się dłuży, i ciągnie jak guma… jeszcze 20km… jeszcze 15… jej dopiero do Białobrzegów dojeżdżam. Wmuszam w siebie kolejne obroty korbą. Nie mam mp3 bo nie planowałem takiej trasy. Nie mam jedzenia i picia, bo nie planowałem takiej trasy… nie mam sił bo... nie planowałem takiej trasy. I tak oto cała nieplanowość obraca się przeciwko mnie. Kusi mnie MC Donald w Nieporęcie, ale czas goni. Chcę jeszcze do domu dojechać i zjeść coś zanim po Age pojadę.
Mijam więc z bólem ten Fast Food mamiony jego zapachami frytury, i toczę się w silnym wietrze do Zegrza. 10km/h 12km/h, rany jak dmucha. Mijam plażę, znów mam obraz ilości kilometrów przed oczami. Orkan w mieście i lesie a na otwartej przestrzeni to inna bajka. Szarpie mną jak jakimś kagankiem na wietrze. Od Zalewu podmuchy są naprawdę silne a mijające auta wcale nie ułatwiają utrzymania równowagi. Ktoś powie: „Z Nieporętu to miałeś rzut beretem”, jasne! Tak się mówi z ciepłego siedzenia przed komputerem patrząc na niebieski ślad na mapie. Ja jednak miałem dużo więcej niż te kilkanaście kilometrów do domu.

Wtaczam się na ścieżkę w Wieliszewie, ten sam wiatr co mnie pchał nią jak rakieta, teraz sprawia, że go nienawidzę. Kiedy w porywach stawia mnie do 8km/h, staje i zbieram siły. Stoję tak a wiatr wieje. Auta raz na jakiś czas mnie mijają, a ja stoję. Ludzi dookoła brak, rowerów brak, tylko ja stoję sobie na ścieżce. Wreszcie wsiadam znów i pedałuje – jest poprawa 11-12km/h. Szaleństwo i demon prędkości – Kuźwa;/

Do legionowa wjeżdżam ścieżką, na oesie gdzie leżałem nie ma śladu po lodzie. Bo ja wiem? Wywiało go? Termometr na liczniku wskazuje 0.5 na plusie. Może temperatura i silny wiatr naprawde wysuszyły lód, zanim wróciłem do domu?
Do domu? Chciałbym, przede mną jeszcze całe miasto do przejechania. Przez os. Piaski tocze się nieomal jak kandydat na prezydenta w USA, dostojnie i na tyle wolno aby każdy mógł mi pomahać. Mam wrażenie, że gdyby ktoś szedł obok, tarasowałbym mu drogę na tym chodniku. Ulicą nawet nie jadę, bo pęd mijających mnie aut, trochę miota, pyzatym, nagłe zatrzymanie się na ulicy, może być źle odebrane przez „przyjaznych” kierowców.
Premia Górska – Wiadukt.

Wtaczam się 5km/h a podjazd wydaje się jak jakaś przełęcz w górach. Nie patrzę przed siebie a to nei dobrze, bo w ostatniej chwili dostrzegam jadącego z przeciwka Emeryta. Gna jak szatan na składaku w dół wiaduktu i z wiatrem. Mijamy się na centymetry a mi adrenalina dodaje kopa.

Do domu wtaczam się zadowolony i zmęczony. Po zdjęciu kurtki siadam na podłodze i opieram się o ciepły grzejnik. Popijając herbatę z sokiem malonowym dochodzę do siebie. To była naprawdę trudna, trasa… Znów wyszło nieprzygotowanie i lekkomyślność. Nie ma tego złego… nie utknąłem w lesie, ale dawno się tak nie umordowałem na tak niewielkim dystansie.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Dodatki z Księgowej Chatki - Czyli mikołajkowe kręcenie || 18.00km

Piątek, 6 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Dwu dniowe nieuzupełnianie. Wczoraj pojechałem po Age do pracy a dziś jeszcze dokręciłem z nią na zakupy. W sumie zebrało się troszkę kilometrów, co skrupulatnie dodaje, aby nie było luk. Wszak do 13 tysięcy coraz bliżej. Szkoda, że pogoda do tej 13 tki nie pozwala mi dobić bez przeszkód...

Za oknem zawieja, jutro się gdzieś przejadę, mam nadzieje, że nie będzie mocno ślisko. Dziś bowiem na ulicach przeokropna gołoledź.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Walka z Orkanem || 37.68km

Czwartek, 5 grudnia 2013 · Komcie(4)
Kategoria Pojeżdżawki
Jak zwykle ambitne plany rozbiły się o rzeczywistość. Zaplanowałem sobie trasę po Kampinosie, jednak zapomniałem wziąć poprawkę na wiatr, z jakim musiałbym się zmagać zanim do owego Kampinosu dojadę.

Nie mogę przebic sie ostatnio przez pewna baerierę psychiczną. COś się we mnie zablokowało. Nie chodzi tu o samą chęć do jazdy, raczej o zadawanie sobie bólu. To ta siła, która pozwala nam jechać dalej nawet gdy jest ciężko, pozwala przełamywać się wewnętrznie i imo odległego celu przeć naprzód.

Orkan zbliża sie nad Polskę a dziś dal mi po gębie tak, że ledwo Most Północny przekroczyłem. Mógłbym się tak tłumaczyć jeszcze długo, ale wytłumaczenia nie ma... urlop jest, a melodii do jazdy nie było dziś wiele.
Zawróciłem wiec lasami i terenami, których za bardzo nie znam. Udało się pobuszować w zaciszu lasu, gdzie nie wiało. Zrobiłem kilka fotek i wróciłem do domu. Jedno dziś mi sprawiało przyjemność, taplanie się w błocie;) Im większe błoto tym chętniej jechałem po nim rowerem.


Głównym terenem po jakim się szlajałem były lasy okolic Wólki Węglowej.


Przejechałem po tym, choć serce waliło... kładka lekko się bujała.


Mokradła śpia snem zimowym




Jazda ścieżką widoczną tylko na GPS... w lesie no cóż, nie znalazłem jej za bardzo.


Dopiero kawałek dalej spośród liści coś zaczęło się wyłaniać.


Pozostałości wczorajszego śniegu.




Memoriał z kamieni... ciekawe, że jeszcze nikt tych głazów nie pozabierał. W naszym kraju to normalka, że coś niszczy się dla zabawy.






Budynek nad samym wałem wiślanym. Nie wiem jakie jest jego zadanie, jednak wygląda klimatycznie wąska wieżyczka i firanki w oknach. mam wrażenie, że urocze miejsce do mieszkania. Tylko pewnie komarów dużo latem.




Zabawy przed lustrami Kauflandu na Modlińskiej.


Pani na drugim planie wygląda jak jakaś śmierć albo dementor z Harrego Pottera.

Wynik jazdy, nie jest zły, coć liczyłem na jakieś 60km dziś. No cóż, trzeba sie cieszyć i z tych co były, nie padało w sumie, a wyjazd jakiś tam się odbył... marudzę co?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Łosie na szosie || 45.08km

Środa, 4 grudnia 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Początek dnia miałem kiepski. Z zaplanowanej trasy na wschód znów nie wyszło nic. tym razem zawinił budzik, albo ja. Nie wiem jak przez sen zamiast włączyć drzemkę wyłączyłem budzik i odpłynąłem dalej. Może budzik zwyczajnie nie zadzwonił? To możliwe? Nie wiem. Wstałem rano a za oknem znów nijak - zły na siebie, że nie pojechałem. Niby słońce gdzieś przecierało się przez tą mglę na niebie, ale krystalicznie czystego błękitu nad głową ze świecą szukać...

Odprowadziłem Agnieszkę do pracy i odebrałem paczkę z paczkomatu. Później wyruszyłem w trasę. Jakoś bez przekonania jechałem, jednak audiobook spełniał swoje zadanie i pozwalał mi "nie wrócić" do domu przed czasem. Pojechałem sobie na pętle:
Legionowo-Dębę-Jachranka-Zegrze-Wieliszew.

Kilka fotek:




Na trasie do Dębego wychodzi prawdziwe słońce.


Zalew Zegrzyński

Trasa z Jachranki była z wiatrem, zdjęcie cyknąłem dopiero pod jej koniec... 26-30km/h nie schodziło z licznika.


Szronowe Graffiti:)


Dzisiejsza świeża sprawa. Wokół w lasach bagna i mokradła, poranny szron widac jeszcze na bokach. Komuś na zakręcie jak to się mówi: "nie wydało". Szczęściarz minął latarnie o centymetry. Niestety "zapomniał" posprzątać. Na ścieżce lezały reflektoru resztki, kawałki zderzaka troszkę pomiętoszonego plastiku i oczywiście znaki. Słupek w poprzek ścieżki i oderwany znak informujący o przejściu dla pieszych.

Do domu ścieżka rowerową wracam pod wiatr. Niestety przeszywa jak pierun i kurczę się w sobie jak jakiś skorupiak. Kurtka puchowa ma już chyba 3 sezon i straciła swoje właściwości. Jedna bluza pod spód to zdecydowanie za mało. Wymarzłem się za wsze czasy, zanim dojechałem do domu... Niemniej jednak 45 kilometrów się zawieruszyło!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Czołgowe Wojska Sprzymierzonych Cyklistów! - Trasa z przymrożeniem oka! || 45.23km

Środa, 4 grudnia 2013 · Komcie(1)
Kategoria Pojeżdżawki
W domu zastaje ciepło. Z radością siadam do ciepłego grzejnika i wstawiam wodę na herbatę. Bossko. Nawet teraz pisząc to muskam delikatnie stopami ciepły grzejnik. A więc, ogrzałem się i zjadłem warzywka z patelni. Kiedy godzinę później ubierałem się ponownie na rower, miałem nowe pokłady energii.

Trasa zaznaczona tak z grubsza.

Na rowerze zimowym z założenia ma się jechać źle? CIężko? A mi jakby ktoś dodał baterii w tyłek. Taką frajdę nieopisaną sprawiała mi dziś jazda w lesie po szutrze, błocie i chrupanie przez zamarznięte kałuże, że aż sam byłem zdziwiony.


Ciemno szaro i ponuro, jednak bez aut, bez uważania na barany... chillowałem po maxie na tych scieżkach.


Jedzie pociąg z daleka...


Czołg...Accent to najnowsze osiągnięcie inzynierii terenowej. Posiada 6 biegów a na uwage zasluguje innowacyjne rozwiązanie - brak wstecznego!! Te grube opony ulane sa z arabskiej gumy zeskrobanej z ławek w miejscach publicznych i wzmocnione nitka kevlarową. Bagażnik z hartowanej stali powleczony maskującą powłoką rdzy zapewnia udźwig ciężarów przekraczających możliwości normalnego człowieka. Dwa czarne zbiorniki na amunicję znajdujące się po bokach kierownicy zapewniają użytkownikowi, nieprzerwaną aktywność przez wiele godzin i pozwalają na zbilansowanie diety bogatej w cukry oraz mogą być wykorzystywane przez piechotę do chowania tam zapasowych skarpetek na niskie temperatury.


Jeden z odcinków ścieżek rowerowych, które lubie w tym kraju.


Przez bezdroża i zamarznięte kałuże...


Sprawdzałem, czy Most Północny po kłopotach z odpadającym asfaltem, nie zaczyna czasem rdzewieć za szybko.


Bacznej obserwacji poddałem równiez wały wiślane.


Urokliwa aleja sprawiała, że czułem się jak w zaczarowanym ogrodzie.


Jadę jadę wałem, a tu co? Jakiś pacan dom postawił, musi był to jakiś ważny polityk bo nawet wał się go nie ima i go ominęli:)


Słońce zachodziło powoli i majestatycznie przecedzając sie przez wolne od listowia konary drzew. Para z ust leciała tak samo dynamicznie jak leciała na łeb temperatura powietrza.


Regionalne stacje badania stabilności umysłowej polaków w regionie donosiły o drastycznych wzrostach głupoty i bezmyślności, wśród osób, które tego poranka nie nosiły czapek. Ten pan w ciężkim stanie, został zamknięty w samochodzie w celu natychmiastowego ogrzania. Jego stan był ciężki... Lekarze mówią, że przestał odróżniać prawą stronę od lewej i myliła mu się droga z chodnikiem.


Z nastaniem nocy na ulicach zrobiło sie niebezpiecznie. Z ukrycia wyszły drapieżniki, gotwe atakować rowerzystów na ściezkach.


Szukałem schronienia pod mostem, ale nie padało, więc przestałem szukać... i pojechałem dalej.


Prace archeologiczne w poszukiwaniu nowego dworca trwają. Media zagraniczne donoszą o sukcesach w tej kwestii. Kierowcy doceniają nowe rozwiązania komunikacyjne. Tłumnie postanowili je przetestować!


Ulicę tę, nazwali jacyś mądrzy ludzie imieniem Marszałka. Jeszcze inny jakiś uczony kazał owemu marszałkowi podpisywać się "Piłsudski" a nie jak Bóg każe "PiłsuCki". I teraz nie dość, że nazwisko to i nazwa ulicy z błędem. To tak jakby napisać: szukałem telefonu rano po omadsku.


Choinka już jest, śnieg zamówiony już pada, sól drogowa gotowa, czas mój drogi łańcuchu abyś szykował się na świeże pokłady rdzy! Co się odwlecze to zardzewieje.

Dziękuje za wspólnie spędzony wpis...
[napisy końcowe]


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Chcica na rower! || 3.00km

Sobota, 30 listopada 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
No to dobrze myślicie! Pokonał nas dziś i pokonał nas jutro. Planów mieliśmy więcej na te kilka dni, ale wyszło jak zwykle po inszemu. Dziś wizyta w sklepie trzyliterowym rymującym się z " Łan - Kenobi", miałem przede wszystkim kupić taśmę izolacyjną i co? Kupiłem całkiem co innego a taśmy nie.... tylko ja tak umiem chyba.

Bagażnik zapakowany, sakwa także i co? Pogoda kopie w tyłek. Zaplanowany długi dystans do Terespola jutro się wykokosił... Z powodu? No własnie pogody. Szosówką bez błotników w deszczu 140 kilometrów to nie uśmiecha nam sie jechać. O ile ja mam bagażnik sztycowy więc relatywnie mniej w plecy zmoknę to Aga nie ma nic, więc pióropusz wody byłby pewnie na kilka metrów.

Nie poddałem się i na przeciągu tego wolnego tygodnia jaki się zapowiada napewno pojadę gdzieś dalej. W planach mamy coś na Poniedziałek (bo Aga ma też wolne) co to będzie to jeszcze nie wiemy, jedno pewne, ROWERY!!! Tak nam się chce rowerów że szok! To niepoprawna chcica długodystansowa. I to wyobraźcie sobie nie tylko moja. Agnieszka naciska i wkurza się tak samo albo i bardziej, że nasze plany biorą w łeb.

Jacyś chętnie na długi dystans powiedzmy gdzieś w tygodniu? Chętnie pokaturlam się gdzieś aby wrócić pociągiem, i chętnie przejadę się na trasie dłuższej niż 100km.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wykańczanie Szosówki || 17.78km

Sobota, 23 listopada 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Kurs poranny do Globalbusa po klamki przełajowe. Projekt przerabiania szosówki miał się dziś na ukończeniu i mimo potyczek z różnymi niespodziewanymi niespodziewankami udało się go doprowadzić do końca.

Najpierw nabyłem używane manetki od kolegi, które dzielnie kilka dni piłowałem pilnikiem, aby powiększyć ich średnicę z 22.2 do 24 mm. nie obyło się bez rozginania. Drugim etapem było zakupienie kierownicy bycze rogi. Wtedy zaczęła się przekładka.


Zaczynamy zabawę...


Ostre koło do kwadratu, bez kierownicy, bez hamulców...





Kiedy dziś od Globalbusa kupiłem klamki przełajowe, mogłem zacząć składać wszystko do kupy. Przekładka była budżetowa. Wykorzystałem pancerze i większość linek z szosowego baranka, nawet owijka się nadała drugi raz.







Całość złożona i przetestowana w lokalnym kursie do rowerowego...Zapomniałem kupić izolacyjną taśmę i jedyne co jeszcze wymaga dopracowania to oklejenie końcówek owijki, które teraz przytrzymują zipy:)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Test szosówki || 12.00km

Sobota, 23 listopada 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Rowerem szosowym z bullhornem na przejażdżkę do rowerowego. Dawno zapomniałem, że szosowe hamulce zwalniają, a nie hamują i byłem dziś zaskoczony jak to jest. Do tego mokre obręcze i miałem lekkiego stracha.

Po kilku tygodniach jeżdżenia na kołach 2.1 Smart sam wsiadanie na szosę z wąskimi oponkami i jazda po akrylowych pasach skręcanie podczas gdy asfalt aż mieni się od wilgoci - było przeżyciem niesamowitym. Jednocześnie strasznie się za venita stęskniłem. Była ostatnie czasy niedopieszczona. Stała sama tak niejeżdżona w pokoju. Dziś był jej dzień, choć tylko 12km to jednak znów zagrało między nami.


Zacnie było:) Niestety, Agnieszka mi się rozłożyła i biedulka teraz ona choruje.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na zakupy || 13.23km

Niedziela, 17 listopada 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Jak nazwa wskazuje, wyjazd na zakupy. Kręciliśmy z AGnieszką z sakwami po mieście - później szybko do domu na obiad. reszta dnia zleciała na majsterkowaniu ii przygotowywaniu przerzutek do nowej kierownicy szosowej jaka do mnie idzie;)

You will see;)


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,