Dystans całkowity: | 14811.53 km (w terenie 196.14 km; 1.32%) |
Czas w ruchu: | 120:08 |
Średnia prędkość: | 21.40 km/h |
Liczba aktywności: | 469 |
Średnio na aktywność: | 31.58 km i 1h 56m |
Więcej statystyk |
Kolejny poranny wyjazd na odbudowanei sił po operacji. Dziś rower na 29tkach prowadził się osobliwie. Żal było go brać na szosy, ale w terenie nie miałem czasu jeździć. Grube opony spisują się ok, choć wrażenie mam że 29-ery to straszne "kloce". Ogólnie rozpędzić te wielkie koła to nie lada wyczyn. Może i trzymają później prędkość, jednak to nie to samo co w 26tkach. W terenie spoko, kawałek jechałem dziurawym szutrem, nawet przyjemnie porównuje sie nierówności. Dziś wrócę do swoich przełajowych oponek. Test 29era przebiegł pomyślnie, więc gdy kiedyś zapragniemy z Agnieszką pojechać gdzieś w teren to przełajówka Shannon może być też ostrym góralem.
Co do treningu. Było mroźno, w porywach 4,5 stopnia na słońcu. Jechało się ciężej, ze względu na grube opony, więc raz musiałem się zatrzymać na poboczu, bo się zagotowałem i całkiem zaparowałem. Dzisiejszą trasę zrobiłem od drugiej strony i do Wieliszewa wjechałem od strony torów kolejowych. To rozwiązanie sprawiło, że odcinek porannej jazdy był z premia górską, bo takie ułożenie trasy jest pod górkę od samych torów nieomal do Cmentarza w Wieliszewie.
Pod koniec trasy wpadłem na chwilkę na terenową ścieżkę i zrzuciłem z blatu. Krótko pohasałem sobie po kamieniach żwirku i dołach.
W domu odpoczywam i czekam na godzinę "0"
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Do pracy we Wtorek i Środę. Dwa dni łącze w jeden bo pierwszy to były - powalające 3km za to w drugim coś tam więcej dokręciłem.
W ciągu dwóch dni przerobiłem kilkaset pozycji z przeniesień i sprawdziłem łącznie chyba 200 sztuk towaru. Mało tego papierologii wcale nie ubywa. A mi już się w oczach mienią te przeniesienia magazynowe i ilości, sztuki, komplety...
W przerwie od rozkminiania czy wszystko się zgadza w dokumentach, postawiłem szkielet roweru - który buduje.
Koła będą inne. Nie na tarcze, te są pożyczone z innego roweru na sklepie.
Widelec będzie nieco wyższy - ten jest 26 calowy stalowy. Docelowo wyląduje tam wideł 28 cali aaluminiowy
Opony będą nieco cieńsze. te są chyba 40c. Moje bedą 35c. Nie zmienia to faktu, że rower docelowo może być też ubrany w grubsze gumy, nwet grubsze niż te. Spokojnie zmieścić powinienem tam również 28x1,75.
Jutro, jak wszystko sie powiedzie. Dojdzie osprzęt - Widelec, i opony.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Dziś poczułem się przebiegle oszukany! Wstałem rano - jak zwykle - pyszne śniadanie, ścielenie łóżka kawka... nawet nie sądziłem, że za oknem jest tak zimno. Dopiero jak spojrzałem na termometr i pokazało 10 stopni - złapałem się za... kurtkę. Pojechałem. Szło opornie, bo jednak czułem jak przez wiarstwy ubrania przebijają się szpikulce chłodu. Dopiero po około 15-20 minutach moja wewnętrzna temperatura się poprawiła i zaczęła rekompensować wkradający się chłód.
Dziś pętla była robiona od tyłu. Ten kierunek rzadko przeze mnie wybierany, i chyba nawety więm dlaczego. W tą stronę jest zdecydowaniem więcej podjazdów. Do tego wiatr w twarz i szpilki chłodu. Ech - fajnie było mimo wszystko. Na Skrzeszewie spotykam dwóch kolarzy, wydaje mi się, że jadą szybko, jak do nich dojeżdżam mijam ich bez problemu i jadę dalej. Ledwo 23km/h jechali.
Dziś pedałując sobie - pomyślałęm o trolkingu. On wyrywa 50tki a ja 30tki. Do tej pory czułem z tego powodu niejako smutek, ale w sumie jak pomyślę o tym to i tak jestem zadowolony, że choć na 30 mam ochotę;) Przyjemność z jazdy wróciła a gdyby nie krótki czas przed pracą pewnie i jakieś 50tki bym zaliczył. Cokolwiek to sprośnie brzmi, i dwuznacznie - ale taka prawda. Sprawdza się przysłowie
"im starsze tym lepsze" - w odniesieniu do analogii dystansu. he he;D
Dziś miałem też telefon ze szpitala. Wszystko wskazuje, że w tym roku sezon może zakończyć się niestety nieco szybciej;/ No, ale czasem trzeba coś poświęcić, aby zyskać coś... Mam nadzieje, że jeszcze wsiądę w tym sezonie na rower! Nie bójcie się zabieg jest tylko drobny - nieomal kosmetyczny, ale szwy przy kolanie, mogą być cokolwiek nie wygodne przy pedałowaniu.
W pracy obecnie cisza i spokój. Zobaczymy co dalej!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Dziś rower szosowy zyskał nowy napęd. Udało się wreszcie odebrać korbę i złożyć wszystko do kupy. Niestety problemem jest support, bo i on wymaga wymiany. Mimo idealnie nowego napędu, rower chrobocze i czuć pod pedałami zgrzyty i trzaski. W najbliższym czasie czeka mnie więć również wymiana tego elementu.
Pomiary wagi wskazały, że nowa korba jest lżejsza od starej o 230g - niby nie wiele, ale jest to już jakiś interesujący punkt wyjścia. Nie zależało mi do tej pory na niskiej wadze, ale teraz jak już jest lżej to nie zamierzam się przejmować za specjalnie.
Rower gotowy więc na nowy sezon,a nawet na końcówkę tego:
Korba: truvativ blaze
Łańcuch: hg91
Kaseta: hg 50
Ogólnie rzecz biorąc napęd zmienił się na "Mazowiecki" tj płaski przełożenia 13-13 to nie są przełożenia typowo górskie. Rozwiązaniem tego układu została jednak korba. Jej poprzedniczka truvativ x-flow była "twardsza - 48x38x28". Obecnie Blaze ma 48x36x26. Mam nadzieje, że przynajmniej tak udało się zrekompensować te dość płaskie przełożenia tylne. W góry za często nie jeżdżę toteż taka kombinacja powinna wystarczyć.
Po oględzinach starej kasety, pewnie uda mi się odzyskać z niej parę zębatek i w razie czego będzie na podmianę w nowym napędzie, gdy wiatr powieje z północy i pogna mnie w góry:D
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Agnieszka rano wędrowała szosówka do rodziców na północ. Udało się mi zwlec z łóżka i jej towarzyszyć. Pojechaliśmy we dwoje. Jesień pełną gębą. Wiało mocno ze wschodu a do tego wiatr był dość przeszywający. Poranny rozruch był więc dość szokujący dla jeszcze nie do końca obudzonego organizmu. jednak fajnie, że udało się w końcu wyrwać o poranku i troszkę pojeździć.
Coraz większe problemy mam z napędem. Podczas jazdy chrobocze, gryzie, mruczy... nie skacze łańcuch, jednak stan rozciągnięcia łańcucha przeraża.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Na temat mojej ostatniej aktywności nie powinienem się chyba wypowiadać. Wpadłem w kolejny kryzys witalności. Jesień? Kurcze, czasem sobie myślę, że się chyba wypaliłem rowerowo. W tym roku wyjątkowo ciężko u mnie z tym rowerowaniem. Nie chodzi bynajmniej o dystans. W tym roku zbliżam się do 10 tysięcy. po prostu jakoś ostatnie miesiące czasem coś sie tak zacina, że nie mogę się przemóc.
Czuje się troszkę zagubiony, bo to nowe uczucie dla mnie. Takie osaczenie codziennością, obowiązkami, masą problemów - wszystko jakoś tak mega negatywnie nastraja. W pracy nie wiele się dzieje - ale to plus - chyba. Mam więcej czasu na przemyślenia. Planowanie tras, tylko jest jeden kłopot... nie mam weny! Czuje się jak dobry artysta, który nie może zacząć pisać kolejnego bestselleru, mimo, że od wielu lat zajmuje sie tym z powodzeniem. Może powinienem zmienić hobby zająć się czymś innym, znaleźć inne zainteresowanie.
W pracy - odnalazłem spokój, dziś rozmawianie z ludźmi sprawiało mi przyjemność. Było fajnie. Nawet ci upierdliwi sprawiali, że mówiłem. Trajkotałem jak zawsze, pewnie sporo za dużo, pewnie gigantycznie za dużo. Szło to jednak jakoś samo. Po prostu mówiłem lekko z pasją z przyjemnością. Miałem wenę!:)
Dzień skończył się późno... po zamknięciu marzyłem tylko by wrócić do domu. jednak jak się ma blisko do pracy ciężko jest się zmusić aby jechać dookoła do domu. Planowałem, że zjem coś i pojadę gdzieś, ale pomysł upadł po tym jak się najadłem... zostaje więc tylko 3km:(
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Padało, więc na zimówce do pracy - do pracy dookoła, bo pojechałem "dookoła wiaduktu.
W pracy nuda, mizeria, to sprzątałem i przemeblowywałem sobie zaplecze za kasą. Udało się też dopaść dobrą używaną oponę do szosy. Opona Open Corsa Evo lekko zużyta, a facet wymienił ją bo w niej sobie dziurkę zrobił szkłem. Opona ma tak ciasny oplot (320), że nie wybrzusza się w miejscu przebicia a bieznik nadal jest przyzwoity. Koleś utylizował gumę, więc skoro miałą iść do śmieci to mi jeszcze troszkę pogania w kole. Nie pogardzę, bo opona nowa kosztuje 229zł za sztukę;P
Po pracy jeszcze rudnka do Agi do pracy i potem razem do sklepu i do domu...
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Od wczoraj jesteśmy lokatorami u rodziców. Z trzypokojowego mieszkania zrobiło się dwupokojowe a w sumie jednopokojowe. Bo jeden pokój - mój dawny - zajmujemy my z Agnieszką (sypialnia) a drugi nasze bambetle. Trzeci to pokój rodziców. Mieszkanie jest zawalone naszymi rzeczami a my czujemy sie upchnięci do pokoiku jak sardynki. Nie jest to pisane z żalem czy czymś takim, po prostu nie wiem jak ludzie ( a mamy takich znajomych ) moga mieszkać z rodzicami w ciasnym pokoju, który zajmują jako para.
Czuje się dziwnie mają tak mało przestrzeni i miejsca dla siebie.
Plusem na pewno jest to, że przez to, że tu tak ciasno to codzienność wygania nas na dwór i częściej, wcześniej i dalej jeździmy przed pracą. Wiadomo człowiekowi nie spieszy się do ciasnego pokoiku gdzie wszystko mamy pod nogami. No to co? Wybieramy po - pracowe rowerowanie i przed pracowe wcześniejsze opuszczenie domu.
Jaki tego efekt? Hmm nocnik ;popołudniki i popracniki:D
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Po weekendzie czułem się fatalnie. Głowa bolała mnie przeraźliwie od samego ranka. Kawa i kanapki jakoś wepchnąłem w czeluści swego wnętrza, ale nie było to to co zawsze. Do pracy wybrałem zimówkę, bo tak! Bo chciałem z dala od aut jechać. Jechałem sobie lasem wolno i dostojnie.
Niestety czułem sie tak zmęczony jakbym nie spał w nocy. Hmm hej przecież ja nie spałem w nocy! Do 4 ej w nocy kręciłem się na łóżku.. Wcześniej w niedziele w ciągu dnia padłem po obiedzie na trzy godziny drzemki i to pewnie było powodem tego mojego niespania. Efekt był taki, że mimo iż sumarycznie miałem wyrobioną normę snu to głowę miałem ciężką jkabym zarwał nockę.
Las minął i dojechałem do pracy. Od rana podenerwowany na wszystkich i wszystko. Telefon mnie wkurzał, Świeżak mnie wkurzał. Szef... cóż ignorowanie pomagało zewnętrznie, ale wewnętrznie - rany! Grrr. Trwałem więc w ciągu dnia czując się tak fatalnie, że szok.
Pod koniec miałem wrażenie, że mój świat skurczył się tylko do obwodu mojej głowy i pierścienia narastającego bólu wokół niej.
Po pracy rundka do rodziców i chwile oddechu - pogadałem nieco i już na granicy zmroku i dnia pojechałem spowrotem do domu.
Wieczór to głowa w poduszce i szybko opadające powieki... - sleeping is dumb!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,