Do pracy!, strona 39 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Do pracy!

Dystans całkowity:14811.53 km (w terenie 196.14 km; 1.32%)
Czas w ruchu:120:08
Średnia prędkość:21.40 km/h
Liczba aktywności:469
Średnio na aktywność:31.58 km i 1h 56m
Więcej statystyk

Do pracy 5 - Slalomem lasu codzienności || 23.42km

Poniedziałek, 7 października 2013 · Komcie(4)
Kategoria Do pracy!
Dojazd do pracy poza aspektem codziennego wstawania o porach o których nie będę tu nadmieniał, ma także aspekt komunikacji zbiorowej. Dziś miałem wątpliwą nieprzyjemność poznać poranne godziny szczytu w SKM S3. Albo więc zmienię stację startową i będzie więcej miejsca, albo będę poszukiwany listem gończym, bo w SKM w pociągu tłum niewybaczalny i spojrzenia paraliżujące jak ślepia lwa w ciemnym buszu.

Od Wschodniej jakoś tam się przedostałem do pracy i było dość sympatycznie, więc ten element oceniam na mocną "4" czego nie można powiedzieć ani o dojeździe SKM ani o powrocie.

Jak jednak wygląda codzienność będę jeszcze pewnie nie raz opisywał, nie zagłębie się dziś w te odmęty aby pozostawić smaku na inne dni.

O samej pracy wam opowiem. Generalnie dziś dzwoniłem. Wykonałem może ze 50 telefonów a może i więcej, igraszka to zacna, choć zalatuje call center, co będe jednak wybrzydzał. Dali umowę o pracę a mogli studenciaków do dzwonienia zatrudnić, to nie będę się czepiał i dumnie poniosę ogarek światła przez mrok bezrobocia jaki się nade mną roztaczał jakieś kilka miesięcy wstecz. Samych kontaktów wytrzepałem z 18 - co jak na pierwszy realny dzień męczenia dousznego ludzi po drugiej stronie słuchawki - jest wynikiem niezłym. Ile z tego realnie przekład znajdzie w moim statusie finasowym to sie jeszcze okaże, bo pewnie nie wszystkie kontakty pozyskałem "jak czeba" więc mi kilka wyleci.
Co się wydzwoni to nie uciecze - jak mówi staropolskie przysłowie, więc jest nadzieja, że okraszę się doświadczeniem handlowca i z czasem będę przebiegłym i szczwanym telefonicznym kol-centerem z potencjałem.

Dostałem dziś plakietkę od pionu IT (pozdrawiam Hipka) chłopaki się postarali, ładnie wyszedłem na plakietce i doceniam, że już w piątek się ze sprawą ogarnęli. Nasze pracowe kobiety - oczywiście narzekały, że smyczy nie dali, że karta magnetyczna brudna, że jakieś ryski są na karcie itd. Ale kto zrozumie kobiety?

temat kobiet postaram się przemilczać od czasu do czasu bo jeden wpis aby opisać ich stande zachowania w sali w jakiej pracuje nie jest wystarczający. Będę wam więc dawkował informacje o tym ciekawym gatunku społecznym - próbując zachować umiar zwykłego spojrzenia bloggerskiego i męskiego szowinisty w proporcjach 50 na 50:D


Rower spisuje się dobrze, mam grube opony a przedniego hebla nie mam - czy już jestem korporacyjnym hipsterę? Może choć jakimś małym hipsterkiem? Co?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 4 - Piątek piątunio || 4.00km

Piątek, 4 października 2013 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Kolejny dzień w pracy. Na froncie sprawa wygląda tak. Dziś otrzymaliśmy dostępy do kont pocztowych na outloku i dostępy do programu dzwoniącego. Pod koniec dnia nawet udało mi się wykonać z 5 połączeń. Jak się oceniam? hmm pewnie z czasem przestanę się stresować schematem rozmowy i będzie mi szło płynnie, jednak jak to się mówi pierwsze koty za płoty, lub leady za lady.

Co do pracy i jej rowerowego aspektu to jestem nadal na etapie wymyślania "jak to zrobić". Wasze porady aby siedzieć w mokrym nie sprawdzą się do końca, bo w sali jest 20 osób a biurko jest dosłownie obok biurka więc moja estetyka może nie być kontenta dla innych. Obstawiam plan aby, rano do SKM ( około 5km) jechać w cywilach i od skm też (w miarę oczywiście nie-padania) a wracać już w rowerowych, które sobie przywiozę w sakwie.

Zapas zupek instant, kaw 3 w 1 i kubeczka w pracy już mam. Przydała by się jeszcze łyżka. Praca bowiem jest monotonna i wielokrotnie powtarzająca się. Próba więc nie wpadnięcia w mega znudzenie po ośmiu godzinach pracy będzie zadaniem nie do przecenienia.

Od kilku dni dodatkowo słucham ze wszystkich stron kobiet. Dziwne, że jeszcze sobie włosów z głowy nie rwą, bo w jednej sali zamkniętych ich jest nie przymierzając z 15. Mieszanka więc wybuchowa, ale o dziwo ja narazie stabilna.

Faceci ( w liczbie 3 - ja, szef, kolega Mateusz) nie mają tam lekko. Od wtorku słucham opinii o: dzieciach (młode matki wymieniają się informacjami jak hodować te pokemony której jak dziecko i co je, co lubi i jak to było jak była w ciąży itd), butach (o tym, że ta tam znalazła takie buciki za tyle i tyle - reszta z uwielbieniem zapisuje w smartfonach nazwy sklepów), o płaszykach (temat na czasie bo przymrozki), o torebkach (dziś hitem była koleżanka, która dopadła torebkę po "okazyjnej" cenie przecenioną z 250zł na 100zł a wyglądała - ta torebka - ni mniej ni więcej jak worek z uszkiem...)

Kto tu zrozumie kobiety? Moja żona jest wyjątkowa i strasznie doceniam jej nie-dziunio-watość w sprawach mody i zakupków nowych bucików, torebeczek i innych pierdołek.

Szanse na konstruktywną rozmowę na poziomie w czasie pracy mam więc tylko czytając wpisy na forum lub pisząc z kimś mailowo - dookoła bowiem roztacza się morze szerokie i głębokie oceanu feminizmu i młodo-matczyzmu!

HELP:P :D


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 3 - melodramat rowerowy!!! || 0.01km

Czwartek, 3 października 2013 · Komcie(3)
Kategoria Do pracy!
Dylematy - kolejne dni bez roweru przysparzają kolejnych problemów. W porównaniu z dotyczasowymi pracami ta totalnie odcina mnie od roweru.

a) nie mam gdzie przypiąć roweru
b) nie ma gdzie sie przebrać
c) nie ma gdzie trzymać zmienionych ubrań

W sali jest prawie 20 osób w "boxach" i jeden zbiorczy wieszak przy wejściu - jak w szwalni i nawet nie ma gdzie odwiesić ubrań, gdyby mnie mżawka złapała. Jazda w rowerowych narazie średnio możliwa, bo jak je zmienię to nie mam gdzie ich trzymać i ich suszyć a w rowerowych siedzieć kilka godzin, tego raczej nie zaakceptuje gromada kobitek w sali, które ciamgoczą i ćwierkają i codziennie w innych fatałaszkach przychodzą.

Dwoje sie i troje, do końca tego tygodnia aby wymyślić system jak przyjechać rowerem do pracy i jak znaleźć miejsce aby się przebrać i na czas pracy zostawić rowerowe ciuchy do wyschnięcia. Jutro zapytam jeszcze portierki na dole, czy może na dole w portierni budynku nie ma jakiegoś miejsca abym mógł sie przebrać i na czas pracy zostawić sobie ubranie rowerowe czy mokrą kurtkę.

Generalnie na razie nie widzę codziennego dojeżdżania rowerem do pracy - wiem, że idzie dżdżysta jesień i bardziej sucho nie będzie. To, że zimówka przez 8h będzie przypięta do odsłoniętego płotu, mi powiedzmy już przeszło przez świadomość i zrezygnowany jestem w stanie na to przystać, ale w ciasnym pomieszczeniu pełnym kobiet nie chce uchodzić za śmierdziela bo odwrócą sie ode mnie wszystkie osoby w sali.

Ratunku :( Ja chcę rowerem do pracy!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 2 || 10.47km

Środa, 2 października 2013 · Komcie(0)
Dzień numer dwa - dziś dodaje z przebiegiem rowerowym, ponieważ taki się pojawił. Niestety jeszcze nie był to dystans do i z pracowowy, ale jako że post dotyczyć będzie mojej dzisiejszej pracy dodaje w temacie.

Dzień odbył się pod tytułem "poznaj pracę kuriera" polityka firmy nakazuje abyśmy zanim usiądziemy na centrali i przy kompie poznali jak działa system "live" i spędzili jeden dzień u boku kuriera. Tak tez było. Nakazali nam byc przed 7 na magazynie zgłosić się do dyspozytorni i ruszyć w świat z kurierem siódemki.

Ni mniej ni więcej wstałem więc o 4:25;/ Matko kochana, co za pora... Ciemno zimno i nawet księżyc świecił. Zaskakujące jest to iż w tych mrokach poranka nawet miałem ochotę na kanapkę, co o takich porach mi się nie zdarza. Pojechałem i zasiadłem obok kolegi z regionu Jabłonna.

Praca kuriera jest osobliwa. Koleś z którym jeździłem miał obcykane w jednym palcu wszystkie adresy nie używał GPS i ludzi znał na wylot. Pamiętał nawet kto jakim autem jeździ, bo niektórzy umawiali się z nami po odbiór paczek gdzieś na mieście:
" o tą niebieską fiestą jedzie ta babeczka z Polnej 12"
po czym fiesta włączała awaryjne a pani wychodziła i odbierała paczkę.
Czułem się troszkę dziś, jak w tym amerykańskim programie Boss Under Cover, gdzie szef wielkich spółek wciela się w pracowników niższych szczebli aby poznać swoją firmę i doskonalić ją od podstaw.

Kurier wysadził mnie w Jabłonnie i pojechał dalej wozić paczki po regionie mojej dzielnicy.

Powiem wam, że o ile praca jaką będe wykonywał nie jest może najwyższych lotów ani najwyższej płacy, jednak podejście do pracowników i zaznajamianie ich z pracą w firmie na różnych szczeblach to coś dla mnie nowego. Spokojnie mogliby posadzić 20 studentów dać im Umowę Zlecenie i robiliby to samo nie mając pojęcia o pracy firmy. A tu proszę! Dziś praca u boku kuriera, a w przyszłym tygodniu będziemy towarzyszyć przedstawicielom handlowym na spotkaniach, gdzie sprzedawane sa pakiety dla firm i prowadzone rozmowy z kontrahentami.

Dzień kończę jako zombi. Mimo, że po powrocie do domu przespałem się do 16 ej to nadal czuje się jakoś taki "chory" z niewyspania. Nie są to moje najbardziej ulubione pory pobudek (no chyba, że planuje jechać 250 km w marcu czy kwietniu)...

Dziękuje wszystkim za uwagę i życzę dobrej nocy - zjem i idę spać! Jutro znów na 5:25 budzik nastawiony!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Do pracy 1 || 0.01km

Wtorek, 1 października 2013 · Komcie(5)
Kategoria Do pracy!
No i byłem dziś w pracy - nie rowerowo, ale pomyślałem, że skoro ma jednego bloga a wpis mój po części będzie z rowerem związany to napisze go tu. Tak tez czynię!

Poranne wstawanie to nie jest moja mocna strona, ale wstałem i pojechałem! Dojechałem i dzień nasz wyglądał dzis tak, że uzupełnialiśmy dokumenty kadrowe, a potem siedzieliśmy na sali gdzie pracowali ludzie z call`a i troszkę im przeszkadzaliśmy.

Praca generalnie nie będzie typowym call center. Obsługujemy połączenia wychodzące, ale nie musimy nic nikomu sprzedawać a pracujemy na bazach jakie dostajemy od firmy. Tak czy inaczej chodzi o to aby potwierdzić dane firmy zrobić mały rekonesans ile paczek wysyłają i zweryfikować dane jakie baza posiada.

Sympatyczny ludzie, osobne stanowiska, praca bez jakiegoś stresu, generalnie wydaje się że będzie ok.
Nie było jednak różowo - okazało sie że dostępne miejsce dla rowerów przypomina zmorę koszmarów rowerzysty a prezentuje sie mniej więcej tak:

Żal.pl
Nie ma daszka nie ma nic. Nawet nie ma za bardzo jak tego roweru tam ustawić aby od deszczu był osłonięty. Po pertraktacjach z panią w portierni nie ugadałem nic... Efekt? Musze na zimówkę się przesiąść, bo nie ma innego wyjścia a rower będę zapinką do dobrej bramy zapinał. Ech... I tyle wyszło z moich nadziei na dobre mieszkanko dla roweru na 8h pracy. Cóż dobrze, że zimówkę przynajmniej mam do dojazdów. Jednak zanim ją uruchomię potrwa troszkę bo do końca tygodnia mamy siedzieć i nic nie robić a jutro dzień spędzimy w towarzystwie kuriera, toteż pewnie dojazdy na serio rozpoczną się dopiero od przyszłego tygodnia.

Nie poddam się! Dostałem firmowy kubeczek a niedługo dostanę kartę PIP to i o miejsce dla rowerów powalczę!!! Zrobimy z nich ludzi!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 146 - koniec praktyk... tyk tyk tyk. || 93.69km

Piątek, 7 czerwca 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Nie mogę inaczej uczcić końca praktyk jak na rowerowo. Rano do pracy jechalem, normalnie, bez jakichs ochów i achów. bylo pochmurno więc nie było się jak opalać.

W pracy było "lekko" przyjemnie i szybko już o 13:30 nie miałem co robić. Poszedłem do bufetu z dziewczynami zjeść coś. Zamówiłem kluski śląskie z sosem 1,5 porcji. Oni dostali a ja czekam, i czekam, i czekam... w końcu pytam o kluski śląskie bo w 20 minut można je 2x zrobić i 3x ugotować. Pan podaje mi talerz:

- wie pan co, może pan sobie wybierze np kopytka, bo te śląskie coś nam dziś nie wyszły. Totalnie się rozgotowały jakoś i się taka paćka zrobiła.
- grrr no ok to poproszę kopytka z sosem...

20 minut czekałem i prawie padłem z głodu. A ja dowiedziałem się że kolejne 5 minut muszę czekać, na kopytka.
Kiedy wreszcie zjadłem obiadek, poszedłem do kompa sprawdziłem pocztę. Wszyscy już gdzieś pouciekali a była 13, ten do lekarza, ten miał jechać jakieś dokumenty zawieźć. Nie było komu robić, weekend wkradał się wielkimi krokami. Zakręciłem się w laboratorium i poszedłem do domu z błogosławieństwem mojej kierowniczki i podziękowaniem za współpracę jako praktykant.

Do radka na wydział dotarłem w sumie w sama porę. Właśnie wychodził z egzaminu. Pogadaliśmy chwilę i z jego dziewczyna Kasią (nauczyła mnie gry w Angry birds) i już tylko z Radkiem pojechaliśmy na trasę.

Snując się przez Warszawę przedostaliśmy się do trasy na Sulejówek następnie przez Okuniew i Cięciwe, zrobiliśmy wielką nawrotkę na Zielonkę. Przez podmiejskie dziury iu różne uliczki docieramy na Bródno, gdzie zatrzymujemy sie w siedzibie CRAZY_BIKE i zakupujemy kilka części.

Chwile pogadaliśmy z Piotrem i Marysią i dalej znów już we dwóch wróciliśmy do domu. Ja do Jablonny a Radek do Wychodźca. Jak pisze tego posta jest gdzieś kolo północy 20 minut temu Radek do siebie dojechał:)


Trasa przejazdu mego dzisiejszego.

Podsumowanie.

Wyjazd był nie tylko towarzyski, ale i treningowy. Chciałem sprawdzić, jak mi się jedzie na dłuższym niż 16km dystansie. Nie była może to klasyczna jazda na długi dystans, bo sporo było po mieście, ale nie umniejsza to jednak odcinkowi jaki pokonaliśmy. Do Sulejówka była słaba droga i trzeba było bardzo uważać a i nieźle nas wytrzęsło. Uważam, że nogi zniosły całość naprawdę dobrze.

Kolejne wycieczki treningowe w przygotowaniu!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 145 - Przed ostatnie pedałowanie na praktyki mój panie. || 39.89km

Czwartek, 6 czerwca 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Na praktyki po raz przed-ostatni. Juppi. Wreszcie mam zamiar znaleźć nieco czasu aby się za siebie wziąć. Pogoda się troszkę poprawia, i liczę, że na dobre zagości u nas lato!


Rano pochmurno, zimno (niecałe 16 stopni), ale za to z wiatrem. Mknąłem sobie więc ponad 25km/h mijając wszystkie auta stojące w korku na Jagiellońskiej. Pogoda mogłaby byc słoneczna, ale temepratura pomiedzy 16-24 stopnie mi pasuje bardzo. Nie przegrzewam sie a mocniejsze pedałowanie ma gdzie - kolokwialnie mówiąc - odparować.

W pracy (jak to dumnie brzmi nie?) No więc w kieracie, kserowałem i duplikowałem (nie mylić z dupczeniem) dokumentacje geologiczno inżynierskie, na potrzeby geologii inżynierskiej. Mój najlepszy czas to 18 minut jedna dokumentacja. Wyrabiam się na maxa. Maszynowo nieomal już to binduje i prawie bezbłędnie mi wychodzi. Ciekawe czy zapłacą mi w jakimś xero 4 tyś brutto za prace jako bindacz?

W laboratorium też byłem, wyjąłęm wczorajsze grunty z pieca, wstawiłem do exykatora do ostudzenia a potem je zważyłem i wiecie co? Nawet badanie wyszło - Ewelina mówie, że wyniki są ok. A jak ona to mówi, to znaczy że są. Marudna taka przeambicjonowana laska, ale spoko przynajmniej robotna.

Dzień minął spokojnie więc już nieco mniej spokojnie wracałem do domu. Słońce wyszło wiatr w twarz a w brzuchu orkiestra dęta ćwiczy etiudę na bębnach! No to co? Trzeba się nieco sponiewierać. Nie lubię sie męczyć, ale powiedziałem sobie - wyobraź sobie, że jedziesz w maratonie nie możesz mniej niż 20km/h zejść.

I jechałem. Nie udało sie planu zrealizować, bo wiatr czasem do 19km/h mnie spowalniał, ale bywało i więcej, więc rozliczeniowo w sumie wyszło chyba ok.
Gdyby jeszcze droga chciała być nieco bardziej równa tego dnia to byłoby spoko, a omijanie dziur an chodniku i skakanie po krawężnikach/garbach zwalniających, nie przyspiesza pedałowania.

Dotarłem do domu z Jagiellońskiej w 45 minut co na 16 km przeliczeniowo daje 21,3km/h średnią.


Ok - idę wsuwać surówkę.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 144 - Koniec praktyk bliski jak most Świetokrzyski || 39.54km

Środa, 5 czerwca 2013 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Nie ukrywam, że wpis nadrabiam za wczorja. Miałem go napsiać wieczorem, ale jak z Radkime usiedliśmy na fejsie i zaczęliśmy gadać o maratonie w Radline, tak nam się zeszło i było dobrze po 23 kiedy postanowiłem iść spać. Nie było więc czasu i weny aby opisać dojazd na praktyki.

Pokrótce:
Zrobiłem dwa badania na konsystencję - tak to z paćką i błotkiem.
Zrobiłem jedna analizę sitową,
zrobiłem dwa badania na granicę plastyczności.


To ostatnie badanie polega na tym, że. Bierzemy glinę taką plastelinowatą, robimy z niej wałeczek na 3mm z wałeczka kulkę, z kulki wałeczek, z wałeczka kulkę... aż nam się zacznie wałeczek rozpadać. Jak się rozpada to pakujemy go do małego naczynka wagowego i robimy kolejna kulkę z niej wałeczek itd...

W naczynku uzbierać musimy ileś wałeczków żeby było co zważyć. Całość ważymy i wsadzamy do pieca na noc. Potem jak wyschnie, ważymy i sprawdzamy jaką wilgotność miał grunt (wałeczki) jak się zaczęły rozpadać - tj straciły plastyczność. W ten sposób określamy granicę plastycznośći gruntu spoistego.

No - wracałem z pracy w chłodnym wietrzyku. Jakoś tak mi się źle jechało. Teraz z pracy zawsze mam pod wiatr - toteż i jedzie się gorzej. Staram się zmuszać,a by z pracy pedałować żwawiej, aby nogi nieco "ogłady" złapały przed maratonem górskim, ale co to jest 16km tej ogłady, jak mnie czeka 450km;/


Nie wiem kiedy zacznę się kondycyjnie przed maratonem ogładzać, aby to dało efekt wymierny. Mam sporo planów i planusiów na trasy, ale czasu nie mam skąd pożyczyć... słaby bik mam :P


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 143 - wykład z paćki! || 31.00km

Wtorek, 4 czerwca 2013 · Komcie(2)
Kategoria Do pracy!
Zadowalający dzień muszę wam nadmienić. W sumie głównie w aspekcie rowerowym był zadowalający, jednak nie umniejsza to owemu dniu.
Od rana - słońce, drogi suche i w dodatku do pracy z przyjemnym wiaterkiem.


Na wysokości Żerania z za pleców wyskoczył mi jakiś wyjadacz "pro". Jego PRO było w postaci hamulców tarczowych, które dzwoniły jak sanie mikołaja i piszczały jak myszy pieczone żywcem. Dodatkowo miał plecak z bukłakiem i bagażnik sztyco wy. Pomknął w milczeniu po trawniku, wyprzedzając mnie na ścieżce rowerowej nad kanałkiem. Nie omieszkał dodać siarczystego "kurwa mać" jako dodatku do bycia pro.

Mojej winy i tam nie zabrakło. Nie wiedziałem, że jedzie z tyłu. O ile na ścieżce zazwyczaj jadę po prawej to przy krzyżówce z dojazdem do EC Żerań zjechałem trochę na lewo, bo czasem auta jadące z głównej skręcają nie patrząc na rowerzystów - co też skrupulatnie skontrolowałem.

Jegomość wystrzelił z za mnie z prędkością powyżej 30km/h i chyba nie spodziewał się, że zjadę na lewo, bo spotkanie z trawiastą nawierzchnią rozjuszyło go.

Nie ujechał jednak 500 m i zapętlił się na pętli Żerań... ja pojechałem dalej ul Jagiellońską a on tłukł się chodnikiem i potem gdzieś zawrócił. Po co więc były te nerwy skoro nie wiedział dokładnie gdzie ma jechać? Bycie pro zobowiązuje?


Praktyki - coraz bardziej odmienne. W sprawie pracy za darmo - nie zmienia się, jednak obowiązki już w pełni laboratoryjne pełnie. Dziś robiłem samodzielnie badania i wreszcie było to co naprawdę lubię.



Przygotowanie gruntu do analizy granic konsystencji to cholernie upierdliwa robota. Jako, że na obrazku nie wiele możecie zrozumieć to wam troszkę potłumaczę. Żeby nie było, że tylko nudne głupoty rowerowe opisuje.

Jak zrobić badanie (wg księgowego)

* bierzemy grunt spoisty - czyli taka a`la glina. Musi sie lepić
* ścieramy go na tarce na drobnych oczkach - wyjdą wam takie małe robaczki spoiste. Spokojnie one nie gryzą, są z gruntu. Można swobodnie je głaskać.
* dodajemy wodę destylowaną - nie za dużo, troszkę (troszka to tyle ile wam się wleje ale nie więcej niż dużo)
* za pomocą: ręki, drugiej ręki, szpachelki do tynku, noża i czego tam jeszcze potrzebujecie - mieszamy ten grunt aby wciągnął wodę. - ma się zrobić w miarę jednolita paćka.
* nakładamy grunt do małego cylinderka - cylinderek taka rurka bez dna.
* opuszczamy stożek - taki ostrosłup na bazie koła - mieliście to w gimnazjum
* naciskamy guzik i stożek swobodnie robi PLUP i nurza się w grunt.
* specjalnym "cosiem" mierzmy ile stożek się umoczył.
* Zapisujemy ile wlazł stożek - pobieramu próbkę na wilgotnośc z tego co jest w cylinderku i ...

Stożek powinien się zanurzyć pomiędzy 12-20mm jak jest za mało to, źle jak za dużo to jeszcze gorzej.

Za mało: - dolałeś/aś za mało wody i dupa. Musisz dolać więcej i znów rozmieszać ten grunt na jednolitą paćkę i powtórzyć badanie stożkiem,

Za dużo: - przelałeś/aś grunt - suszarka w rękę i jedziesz. Suszysz mieszasz i suszysz...

omówienie.
Ech i tak prozaicznie można bez końca, no a przynajmniej przez dobre 2h sie z tym błotem babrać
W badaniu potrzebne są przynajmniej 4 pomiary w zakresie 12-20, ale jednocześnie różniące się od siebie o więcej niż 1,5.
Czyli jak wyjdzie wam z jednego 14.55 a z drugiej paćki 16 to w sumie jest nie za dobrze bo różnica to 1,45.
Jak wyjdzie 14.55 i 15 to już całkiem źle.


Ostatnie badanie to już coś w stylu siała baba mak.
Sita stoją jedno na drugim i wsypuje się grunt i ustawia na maszynie. Maszyna buczy jak jakiś wielki traktor, że wytrzymać nie można a po 10 minutach przestaje. Ważymy ile gruntu przesiało się przez każde sito i już wiemy co wpisać do exela. Dalej exel generuje nam krzywą i po niej jakiś mądry ktoś może powiedzieć:

"To jest naprawdę ładna krzywa."

I to wszystko tylko po to aby w Mińsku Mazowieckim dom pogrzebowy pobudować.


Po pracy jechałem już po mokrych ulicach - burze przeczekałem jeszcze pod daszkiem instytutu.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na rowerze 137 - La La Bora Torium || 39.00km

Środa, 29 maja 2013 · Komcie(1)
Kategoria Do pracy!
Dzień pod znakiem praktyk absolwenckich. Pojechałem rano do pracy rowerem. Było niestety pod wiatr i cholernie mnie to urzekło... czułem sie wyróżniony, że nie wiem co! Nie jechało się ani fajnie, ani dobrze. Niestety praca terenowa nie napawa mnie zdrowiem i witalnością. Zawsze po "terenie" mnie coś w biodrze grzmi... No więc jechałm pod wiatr z nie do końca sprawną siłą prawej nogi.


takie sondowania do 3,5 metra robiliśmy w Mińsku. - zgadnijcie kto podrzucał młot?;/;/;/

W pracy - eureka - nareszcie dają mi coś do roboty w laboratorium. Przygotowywałem badania i babrałem się w błocie. Było "inaczej" i fajniej, ale czemu dopiero na koniec?

WHY? Praktyk został mi ostatni tydzień i radość "mię" ogarnia iż kończą się. Badanie terenu, pod przyszłą pracę "płatną" wyszło słabo. Nie tak łatwo się tam dostać i w sumie bez znajomości to może jedynie szyld czytać.

Powrót z pracy był - nareszcie - z wiatrem. Gnałem więc po 25km/h pokonując wszelkie dziury i dołeczki. W każdą dziurę wypełnioną próżnią wpadałem kołem skrupulatnie. Powalającą ilość czeluści mijam w drodze do domu...

Na dokładkę wycieczka po Agnieszkę do pracy... wyjechałem spóźniony, ale udało się dotrzeć "prawie-na-czas".


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,