Wpisy archiwalne Czerwiec, 2013, strona 2 | Księgowy
Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2013

Dystans całkowity:1659.55 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:53.53 km
Więcej statystyk

Radlin - Dojazd || 20.48km

Piątek, 21 czerwca 2013 · Komcie(0)
Piątek.

Była godzina 4:50 kiedy się obudziłem. Szybkie ogarnięcie się, jakaś kanapka na drogę i szoruje na pociąg. Jest przyjemny chłodek i jazda o poranku sprawia przyjemność. Poprzednie dni były upalne i cieszę się, że choć rano da się jakoś pedałować.

Pociągiem SKM przeskakuje do Warszawy, gdzie wsiadam w TLK do Katowic. Na centralnej dosiada się do mnie Offensive_tomato. Do dyspozycji mamy gigantyczny przedział rowerowy. Zajmujemy przedział tuż obok i mając go tylko dla siebie rozkładamy się wygodnie wzdłuż siedzeń.

Pierwotne plany, aby wysiąść w Katowicach i do Radlina 55km jechać rowerem upadły. Upał z każdą chwila był coraz gorszy. Mimo otwartych szyb w pociągu panowała duchota. Dokupuje więc, bilet do Rybnika i jadę „do końca” z kolegą.
Obraz śląska bardzo mnie zaskakuje, wyobrażałem sobie całe miasteczka jak w warszawskiej Pragi, rozpadające się kamienice, biednych ludzi na ulicach, takich stłamszonych przez trud pracy i potęgę bezrobocia. Widząc piękne kolorowe domy, otynkowane, z blaszanymi dachami, ładne chodniki, posadzone drzewa przy ulicach i parki – nie mogę się oprzeć wrażeniu, że byłem ignorantem jeśli chodzi o pojęcie na temat tej części kraju.
Krajobrazy górnicze faktycznie królują, jednak nijak ma się to do tego, co sobie wyobrażałem.


Z Rybnika do Radlina, to pierwszy odcinek na siodełku po Śląsku. Od wychylenia się z TLK na głowę zwala się ostre słońce. Powietrze nie porusza się a temperatura rośnie. Te kilka kilometrów do Radlina to także góry! Phi, w zasadzie pagórki, bo lokalni nie uważają tego rejonu za górzysty. Przypomina mi się sytuacja z Czech, kiedy to przewyższenia nie były powalające a interwałowe podjazdy wyglądały jak kolejka górska. Tu jest tak samo. To zaledwie sześć kilometrów, jednak musimy co jakiś czas stawać na poboczu, bo upał wciska nas w asfalt.

Wreszcie docieramy do kwatery głównej na ulicy Mariackiej 109, gdzie możemy dojść do siebie. Kurs do sklepu z offensivem na zakupy po prowiant. Rozpoczynamy modły przy piwie, do boga złocistego słońca, aby na dzień maratonu oszczędził trochę tego ogrzewania grożąc mu, że jak nie posłucha to przejdziemy na inną wiarę!
Tego samego dnia do pokoju zawitali również: Endriunh Bartek0 i art75.
Jest nas 5 osób. I do wieczora – lub raczej nocy – gadamy podnieceni tym co będzie działo się kolejnego dnia. Ja zamykam oczy pewnie około 24 z minutami.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

O poranku || 4.50km

Piątek, 21 czerwca 2013 · Komcie(0)
Kilka kilometrów o poranku do PKP. Piszę w sumie na zaś, bo własnie jest 5:15 i siedzę sobie z herbatą. Słońce bladoróżowe wschodzi oświetlając mi twarz. Poranek raczej ciepły i nie jest mgliście.

Najnowsze prognozy nie zmieniają założeń wiatru. Ma jutro wiać. Nic to! Przygoda sie rozpoczyna, podenerwowanie jakby ustało, teraz jest takie przyjemne mrowienie w żołądku i ekscytacja. Spokojny, siedzę sobie i poczynam ten wpis. Jeszcze wcześnie. Ostatnie łyki i przegryzienia kanapki...

Miasto o poranku takie ciche. Całość tego lądu przecinają jedynie pojedyncze jęki autobusów, które już rozwozić zaczęły ludzi do pracy. Na przystanku widać kobietę, z papierosem, ktoś inny biegnie do kiosku po papierosy a jeszcze ktoś inny, jak moja Agnieszka, nadal śpi.

Wczoraj poszedłem spać bardzo wcześnie. poszedłem to źle powiedziane. Położyłem się po 20 z minutami, ale nie mogłem zasnąć, dopiero gdzieś o 21 mnie chyba wreszcie zaczęło morzyć sennie. Wreszcie odpłynąłem w objęcia morfeusza i... to już dziś.

Dobrego dnia życzę wam i pogodnego weekendu!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Nerwówka || 24.11km

Czwartek, 20 czerwca 2013 · Komcie(2)
Nie umiem oprzeć się wrażeniu, że jaram się jak dziecko. Nie mogę również przestać sie niecierpliwić. Jak mały chłopczyk odliczam godziny do wyjazdu jutrzejszego.

Dziś dali listy startowe, startuje w IV grupie o 10:15 i będę miał 5 minut straty do Radka. Nie pozostanie mi nic innego więc, jak skubańca godzin. Policzyłem, że w 5 minut jak złapie dobra średnią to ze 2-2,5 km może mi odjechać. Jestem przekonany jednak, że uda się go dość szybko dojść.

Zapowiadają się warunki, że tak to określę, "Jak na igrzyskach śmierci". Ma być upał a do tego dość silny wiatr. Meteo nie pozostawia złudzeń, wiatr będzie zielony, nie zawsze w twarz bo wiać będzie na południe, a pętla ma kształt elipsy położonej zachód wschód, jednak spodziewam się odcinków pod dość silny wiatr.

Zaraz kładę się do łóżka, może szybciej usnę i już będzie jutro. Spalam się niesamowicie przed tym wyścigiem, ale naprawdę nie mogę tego powstrzymać;/


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Ostatnia prosta || 22.48km

Środa, 19 czerwca 2013 · Komcie(1)
Ostatnia prosta, jak i jest w temacie. Ostatnia przed wyjazdem. Prawie ostatnia, eee no generalnie, jakoś to trzeba przeczekać to nerwowe oczekiwanie. Im bardziej czuje się, że prosta jest ostatnia, tym lepiej człowiek jedzie, więc powiedzmy, że ta prosta wczoraj była ostatnia.

Najpierw w znoju do Ojca na Piaski, potem z piask do przychodni po receptę, potem z przychodni do rowerowego, potem znów na piaski spisać model opon i felg w garażu, jakie próbuje ojcu sprzedać.

Generalnie jeździłem wolno. Upał nie motywuje do takich przyciśnięć a ja zachowuje sobie siły na maraton. Samo słońce doskwiera jednak tylko podczas postojów, jak jedzie się wiatr schładza całkiem przyjemnie i jest naprawdę spoko. Trzeba będzie się olejkować, bo słońce potrafi naprawdę osmażyć w ciągu dnia.

Po południu znów po Agnieszkę. Wspólnie już do domku przez opłotki i lasy.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Wielkie odliczanie || 18.98km

Wtorek, 18 czerwca 2013 · Komcie(2)
Miałem ostatnio 3 fazy związane z maratonem w Radlinie. Pierwsza była to faza euforii i podekscytowania, kiedy tylko się zapisałem. Jarałem się tym, chodziłem jak na jakimś prochu, nie mogąc się doczekać kiedy to "już" będzie.

Druga faza, po zakończeniu praktyk to było coś w stylu fazy - spokoju i dobrze przemyślanych przygotowań. Moje 200km potem kilka większych dystansów z szybszymi średnimi.

Obecnie jestem w fazie PMS. Napięcia przed maratonowego. W sumie do wyjazdu jeszcze dwa dni, ale czuje się taki nieswój. Z jednej strony czuje brak sił, bo upał daje tęgie baty, z drugiej zaś taką nerwowość w środku odczuwam. Dziś mam jechać kupić bilety na wyjazd i pewnie zabiorę się za przygotowywanie zapasu zasilania bateryjnego na wyjazd.

No sami zobaczcie, co pojawia się na mojej czek-liście:
- naładować paluszki małe,
- baterie do GPS,
- 3 bidony,
- naładować nokię do zdjęć,
- mp3 + słuchawki,
- skarpetki stópki,
- psik psik od słońca,
- solida naładować,
- kamizelka odblaskowa,
- kupić bilety do Katowic,
- lampka czarna świecąca zabrać...

I mimo, że wyjazd dopiero w piątek wczesnym rankiem to jakoś tak czuje się osaczony. Nawet już nie czuje podekscytowania, tylko takie poukładane przygotowanie, jakbym robił coś zgodnie ze schematem, robił coś pod przymus.
To nie tak, że odechciało mi się maratonu. Nie prawda! To raczej całokształt, tego, że słońce pali, że jakieś nerwy są i że gdzieś w głębi, całe te przygotowania zjadają mnie nerwowo. Może gdybym nagle się obudził i to było: JUŻ! Poczułbym się jakoś lżej, a takie rozkładanie tego w czasie tylko mnie rozregulowuje.

Na maratonie zapowiada się pogoda cokolwiek miażdżąca. Pierwsze 150 km zafunduje nam słońce niezły wycisk. Około 33 stopni będzie i duszno. Spodziewam się trudnej przeprawy związanej właśnie z tą pogodą.
Chciałbym pobić swój rekord 400km/24h, to po to tam jadę. Czy uda mi się w czasie zmieścić, czy wszyscy będą mnie wyprzedzać? Tego w sumie nie wiem i nawet chyba staram się o to nie martwić.

Pokonanie 400 km to będzie mój rekord życiowy, jedyna niepowtarzalna szansa z dobrym zapleczem organizacyjnym i żywieniowym. Jeśli wymiękne, to bicie rekordu będzie musiało poczekać. Motywacje jednak mam silną!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Jízda na kole 153 - Z marek na ochotę... || 67.51km

Poniedziałek, 17 czerwca 2013 · Komcie(3)
Generalnie wyjazd od rana był chaotyczny. Nie tyle z samego nieuregulowania trasy jaka mnie czekała, co z jej kształtu. W planie najpierw miałem jechać na pocztę do Jabłonny - później na Marki do Decathlonu po spodenki a wreszcie do Offensiv`a na Rakowiecką po bagażnik.

Na poczcie.

Na poczcie życie płynie. Płynie sobie życie wolniuteńko. Dziś na przykład na przekór ludziom postanowiła odmówić posłuszeństwa klawiatura. Pani nie wiedziała jak to naprawić. Przyszedł pan zrobił reset i działa! Cud...
Od wejścia do wyjścia minęło dobre 40 minut. A trzeba wam wiedzieć iż była godzina 12 rano i 3 osoby w kolejce. Cóż ni ma jak: pyczta pylska.

Decathlon.

Przez Modlińską mknę z wiatrem bocznym na Żerań. Tam mosteczkiem nad torami PKP wskakuje w centrum osiedla Brudno. Dalej już ścieżkami tej dzielnicy aż do Decathlonu. No może cały czas nie jechałem ścieżkami, ale przynajmniej większość trasy. Ludzie jak święte krowy, tylko im kopyt i aureoli brakuje. To ja jadę sobie grzecznie ścieżką, uważając iż mogę i mi się należy a oni sobie deptak jakiś robią! Zlitujcie się - obok macie chodnik z pofalowanego, ale przynajmniej asfaltu. Doceńcie, że ja toczę się po tej wyrympałowatej kostce i że nawet na was nie krzyczę, czemuż, więc o zgrozo wyrażacie swoją dezaprobatę na głos?
"Wolniej tu przystanek jest".
Zaiste jest i przystanek i drzewo i ptaki są co srają na głowy. Nawet kota widziałem. On też kuźwa jest! I co! To jest powód, żebym ja jechał wolniej? I tak uważam na was ludki, bo mi szkoda zębów jak mi się siata z zakupami jednego czy drugiego wkręci w koła. A mielone truskawki z warszawiakiem cepem - to żaden rarytas!

Etap trzeci drogie dziatki, młodzi, dzieci!

Z Marek rowerkiem przez Brudno na ochotę. pomotałem się totalnie po Warszawie. Wszędzie rozkopane. Tunel nie otwarty, remont bulwarów. Wzdłuż Wisły nie bardzo da się jechać przyzwoicie. Człowiek kluczy to na chodnik, to na ulicę i te zasapane mordeczki kierowców bez klimy, ech bezcenne...

Do Offensiv`a dojechałem przed czasem i posiedziałem sobie w cieniu. Pogadaliśmy chwilę, chwila medytacji i on na busa a ja w upale do domu.

Za mało wziąłem picia i kiszka wyszła, bo na końcu mnie odcięło. Odcięło mi prąd koło KFC na Modlińskiej i resztką sił jechałem czując jak wielka silna ręka upału mnie płaszczu jak placek.

Wyjazd dystansowo ok, ale po dupce dostałem od pogody. Zrobiłem sobie źle, na własne życzenie, cóż. Będzie nauka na przyszłość.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Långfärdscykling 152 - Po okolicy || 34.85km

Niedziela, 16 czerwca 2013 · Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Dzień upłynął pod znakiem lenistwa. Rano w mieszkaniu było 28 stopni a słońce ganiało po pokoju jak kot na pigułce... Fajnie widno, fajnie ciepło, nie fajnie bo gorąco. Pokój trzeba było odizolować roletami od słońca.

Pierwszy kurs był na piaski, żeby zmienić Agnieszce koła w rowerze na Kendy Karmy do Islandii. Od dziś więc Aga pomyka już na terenowych kółkach. Ja swoje ogumienie zmienię dopiero po maratonie w Radlinie.

Po przepysznym obiadku i kiedy słońce było sporo niżej, wybraliśmy się na wyieczkę po wale Wiślanym do Rajszewa i spowrotem.

Generalnie dziś dzień można by opisać jednym słowem: Panie masz pan pompkę?

Ratowaliśmy dziś dwoje rowerzystów pompkami z czego jednego kolesia właśnie podczas popołudniowo wieczornej wycieczki. Biedak przyjechał aż z Piaseczna (nie wiem czy na rowerze raczej PKP) i wracając z Legionowa chciał jechać Wiślanym szlakiem po wale. No się spuściło powietrze. Planował jeszcze dziś do Wawy wrócić. Tego samego dnia kilka godzin wcześniej, jak wracaliśmy po zmianie opon z Piask, koło kompresora bystry tatuś zamiast napompować synkowi rower spuścił mu powietrze z opony, bo: "wentyl za mało wystawał". Jak spuścił powietrze, to wentyl zanurkował jeszcze bardziej w obręcz i chwyt od kompresora i tak nie był w stanie go złapać.
Na ratunek przyszliśmy my - Pan i Pani Pompka!

Może nam jakieś peleryny uszyje a za pompowanie będę brał 10 gr? Byłoby na lizaka.

Wieczorny wyjazd po wale wiślanym to spotykanie całej masy rowerzystów. CO chwila trzeba było komuś zjeżdżać z singla na wale. Wreszcie stwierdziłem, że BASTA - teraz wy nam zjeżdżajcie. No ile można do licha ciężkiego uciekać przed nimi na te wyryte przez dziki rympały! Ślad jest po środku to chyba można czasem i mi ustąpić? I do końca wału już nie ustępowałem.

Dzika jestem bestia? Nie, chyba nie. Po prostu, ludzie idą na rower i jadą jak święte krowy. To trochę jak z dobrymi obyczajami na drodze. Chodzi się i jeździ prawą stroną, ustępuje pieszym na chodnikach itd... A że mamy na rowerach, bo ciepło same święte krowy - cóż poradzić?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Faire du vélo 151 - Karnąć się na kole... || 16.31km

Sobota, 15 czerwca 2013 · Komcie(0)
Dziś dzień generalnie z założenia zakładał przerwę i regeneracje mięśni po ostatnich dniach zapier-turlania. Pojechałem rano z Agnieszka do pracy potem wróciłem do domu i drugi kurs był znów po nią do pracy.

Dzień temperaturowo dziwny. Wiatr bardzo zimny a jak się słońce rozkręci to daje tak popalić, że czuje się człowiek jak na jakiejś patelni - dosłownie.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Auf dem Fahrrad 150 - Nah Waschau gehen || 62.00km

Piątek, 14 czerwca 2013 · Komcie(4)
Jako, że nastało to wczoraj a nie dziś, świadczy to o tym, że po raz kolejny mam obsóweczkę. Nie ma to jednak nic wspólnego z lenistwem. Bowiem zrobiłem 200 i 62km w 2 dni co daje nie mały łączny dystans. Ta 60 tka była już co nieco inna niż owe 200 poprzedniego dnia jednak nie można umniejszać jej jestestwa.

Na Warszawę pognały mnie sprawy ważne i ważniejsze. Odwiedziłem koleżankę na Ochocie. Razem broniliśmy się i miałem do niej ważną sprawę natury osobistej. Jeszcze za wcześnie aby i was wtajemniczać w ten cały mix co potajemnie szykuje!

No więc pojechałem na Ochotę, choć Ochota była słaba, bo nogi nie dawały z siebie wszystkiego. Teraz będzie obserwacji kilka które to ja poczynił jak jechał. Otóż nareszcie dokończyli newralgiczny moment ścieżki rowerowej w okolicy mostu północnego, który omija przepompownie ścieków. Nie trzeba jechać po błocie koło kładki, tylko można ładnie dookoła sobie popedałować.

Druga obserwacja to taka iż remontują PUB pod rurą koło gdańskiego, obijają go jakimś lanserskim aluminio-styropianem. Będzie się to ładnie prezentowało i totalnie z zewnątrz odmieni wizerunek tegoż miejsca.


Rowerzystów w mieście jak truskawek w cieście. Cała masa. I tak jak z truskawkami - jedni sa spoko i zjadliwi a inni jada jak rozlazłe owoce... Mijam kolesia na giancie - szeleści jak jakaś stara tokarka, inny znów piszczy przeraźliwie. Wspominałem wam, że Świeżaków po 2 miesiącach poznamy teraz już nie po markach rowerów a po ich nasmarowaniu. Not o właśnie ich poznałem.

Wracając z Ochoty leciałem przez Pole Mokotowskie gdzie pełno ludzi pełzało, a do tego lansowały sie dziunie z koszyczkami oraz moi "ulubieni" velturyści. O stylu ich jazdy nie będę sie rozwodził bo o tym już pisałem.

Na Brudno wpadam do kolegi wymienić pęknięte okulary. Odbieramy tez jego dziewczynę ze szkoły Angielskiego gdzie uczy. Zostaje nakarmiony przepysznymi tryskawkami z makaronem. MNIAM. Pogadałem chwile i zmyłem się na hatę. Jechałam po raz drugi wspaniałą ścieżką nad PKP toruńska. Nareszcie ktoś pomyślał o rowerzystach na tym odcinku.

Do domu wracam i na końcówce spotykam Kesa, który straszy mnie dzwonkiem.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

No to trenujemy || 200.18km

Czwartek, 13 czerwca 2013 · Komcie(3)
Treningowy wyjazd przed maratonem w Radlinie.

W skrócie:
Wstałem o 4 wyjechałem o 5 rano. Rano poniżej 9 stopni i mgły. Później już ok a nawet miejscami niezła patelnia.

DTS:200km
AVS: 20:55km/h


Średnio mieszczę się w czasie na 150 km miałem 5-10 minut zapasu to limitu czasowego zakładanego na Radlinie. Powód? Za dużo przerw, za dużo ze sobą na pace. Ranek był pieruńsko zimny i znów musiałem zabrać kurtki i kurteczki;/

Za radą Yoshka postaram się odchudzić rower maksymalnie do maratonu a tymczasem nie ma co się załamywać. Trzeba po prostu pedałować i nabierać sił do wyjazdu, bo w nogach drzemie siła. Do tej pory nie jeździłem pod dyktando czasu na takie trasy więc mam teraz obraz co to znaczy nie móc siku jak ci sie chce;P

Generalnie wyjazd miał być do Raciąża, ale zrezygnowałem z powodu upału i kończących się zapasów picia. I tak wyszło sporo terenu tam gdzie miał być asfalt. Na oko 5% było szutru i pewnie tyle samo piaskowych dróg przez pola.

Kilka fotek.











czasem gps pokazywał tu asfalt;)


Przez wioski w pogoni za lokalsami. Ten cisnął dobre 25km/h


Znów tu miał byc asfalt...




Stary GS sklep




Kolejny "prawie asfalt" wg google maps.


Było całkiem urokliwie, a słonce paliło jak oszalałe


Remont mosteczka.




Trasa:
Niepełna, w okolicach Płońska urwało mi z 10km, po postoju zauwżyłem, że GPS wyłączony.



PS. Poszukuje bagażnik na sztyce pożyczyć. Ktokolwiek widział ktokolwiek wie?

Te fotki z imageshacka wstawia jakoś z dupy;/ wiecie czemu?


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,