Na uczelnie, strona 2 | Księgowy
Wpisy archiwalne w kategorii

Na uczelnie

Dystans całkowity:4596.21 km (w terenie 280.84 km; 6.11%)
Czas w ruchu:132:48
Średnia prędkość:18.72 km/h
Maksymalna prędkość:48.10 km/h
Suma podjazdów:39 m
Liczba aktywności:86
Średnio na aktywność:53.44 km i 3h 01m
Więcej statystyk

Drukowanie cz 3 - umartwienie || 36.16km

Poniedziałek, 3 grudnia 2012 · Komcie(0)
Kategoria Na uczelnie
Uniwersytet Wariatów zwany również Warszawskim ma to do siebie, że mimo 6 lat studiowania na jego wydziale potrafi cię jeszcze czymś zaskoczyć. A mnie dziś nawet załamał, choć miałem nadzieje, że w ciągu tych 6 lat i tak wiele razy sie załamywałem więc mi już nie trzeba.

Cóż widać los chce inaczej.
Pojechałem na wydział SKM i byłem tam jakoś po 11 z "hakiem". Opuściłem ów przybytek po 15 wypompowany do reszty. Zastanawiam się czy opowiedzieć wam w szczegółach całą historię dzisiejszego latania z dokumentem i kilku drukowań pliku który za każdym razem był odrzucany w dziekanacie?

To tak pokrótce:
Plan był prosty jadę składam 3 wydrukowane wcześniej prace MGR, oddaje je i jutro tj we wtorek donoszę zdjęcia i inne pierdoły. Okazało się, że pani z dziekanatu zażyczyła sobie jakiegoś wyimaginowanego podania o powołanie komisji egzaminacyjnej ze strony Archiwum Prac Dyplomowych. Samo szukanie pliku jego 2 krotne drukowanie ganianie od dziekanatu do promotora to było nic. Plik okazał się 2-krotnie "zły". Raz ściągnąłem nie ten plik (miał być tylko jeden do pobrania), a drugi raz okazało się, że recenzentem może być tylko ktoś z Habilitacją o czym nie wiedział sam promotor bo jeszcze w listopadzie recenzowali doktorzy "zwyczjani".

Po tym jak promotor poszedł kłócić się do dziekanatu - wymiękłem totalnie

- jak się z własnego pokoju nie chce panu ruszyć, to się nic nie wie - podsumowała Pani z dziekanatu.
- zmiany wprowadzacie a nikogo nie informujecie - to jakaś bzdura!
- nie do nas pretensje tylko do nowej pani prodziekan to jej wymogi, ja za pana i pana magistrantów gębą świecić nie będę!
- łaski pani nie robi, że pani tu pracuje, kto te kretyńskie wymogi wymyśla? U nas w instytucie sami doktorzy, kto ma recenzować prace - profesorowie nie będą chcieli, bo czasem w miesiącu jest kilkanaście obron, to co mam wzywać na recenzentów paleontologów aby recenzowali pracę z geologii inzynierskiej?
- dać panu numer? Pan zadzwoni do prodziekan i pan sobie wyjaśni
- Boże co wy tu macie za burdel w tych procedurach!

Kolejne 1h to bieganie i szukanie na gwałt recenzenta z odpowiednim tytułem, który weźmie pracę moją i koleżanki do czytania, bo z założenia doktorzy dotychczas recenzujący prace zostali z chwilą wprowadzenia zmian proceduralnych "zwolnieni" z możliwości recenzowania prac. Wymóg konieczny - "podać co najmniej 2 recenzentów do rozpatrzenia dziekanowi każdy musi mieć przynajmniej habilitację.

I tak oto w końcu stanęło na tym, że wpisałem 2 recenzentów z czego jeden profesor od razu stwierdził że raczej to on "nie", ale wpisać go można i "niech pan szuka jeszcze kogoś bo ja nie mam czasu". (na takie bzdury? - aż się samo ciśnie na usta;)

Cudnie - jutro jadę dalej walczyć, bo bez:
* kompletu zdjęć,
* pracy na płycie cd,
* 3 egzemplarzy pracy w wersji papierowej podpisanych (mam)
* potwierdzenia przelewu,
* podania o komisję (mam)
* przesłania pracy elektroniczine do APD

nie zostanie rozpoczęte rozliczenie mojego indexu a już o wyznaczaniu terminu mogę zapomnieć.

Text dnia?
- a mogłaby pani dzisiaj przejrzeć mój index ja jutro resztę doniosę i jutro byśmy już termin ustalili obrony?
- proszę pana ja się źle czuje więc nie wiem czy w tym tyg nie pójdę na zwolnienie, ale jeszcze nie wiem...




Wracałem po ciemku z Młocin przy temp -1.7 stopnia. Zacnie się pedałowało, choć totalnie byłem wyprany z kontaktu z otoczeniem. Po prostu za dużo tego dziś było.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Drukowanie cz 2 || 23.53km

Piątek, 30 listopada 2012 · Komcie(0)
Kategoria Na uczelnie
Dziś nastał dzień druku numer 2. W założeniu miało się udać dojechać i złożyć pracę a w praktyce? Cóż sami wiecie. Rano kolega z pracy geologicznej wyciągnął mnie na niwelacje pod Wieliszew i pojechałem dopiero 9:91 pociągiem. Drukowanie się powiodło, ale dziś dziekanat jak na złość do 12 był czynny i znów mi 20 minut zabrakło.

Tym bardziej pocieszające jest to, że naprawdę zrobiłem krok do przodu mam już:
3 prace magisterskie
1 podpis promotora na pracy.

W poniedziałek jest plan kolejnych kroków... O ile aura będzie sprzyjająca dowiem się co dokładnie i w jakiej formie ma się znaleźć na płycie CD. Pewnie także oddam legitymację.

Co do jazdy, to za słabo się dziś ubrałem. I zmarzłem. Dlatego też mimo zaangażowania w powrót wymiękłem na W-wa ZOO i wsiadłem w SKM.

Masakra słońce wstaje już o 7:22 rany kiedy zacznie wracać nam dzień:(


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Drukowanie cz 1 || 39.56km

Czwartek, 29 listopada 2012 · Komcie(8)
Kategoria Na uczelnie
Pojechałem na uczelnie drukować poprawioną pracę MGR i oprawiać ją, ale nic nie jest takie proste jak się wydaje. musiałem najpierw w jakimś uczelnianym systemie znaleźć stronę tytułową pracy i pobrać ja potem przerobić i do tego potrzebowałem pomocy i porady dydaktyki informatycznej. Udało się w końcu i doczekałem się wizyty u naczelnego informatyka w naszym wydziale.

Potem wizyta w Xero. Bindowanie Pracy MGR nie jest takie proste. Nie wystarczy wrzucić kliknąć drukuj itd. Tu trzeba było wydrukować, jedno a drugie xerować (dokumentacje geotechniczne) i jeszcze jedno było dwustronnie (bo tak życzy sobie dziekanat) a inne jednostronnie. Dodatkowo tłumy studentów przewijały się w xero i nie było za bardzo płynności drukowania. Zawaliłem, bo za późno tam sie pojawiłem. I po 15 skończyłem jeden egzemplarz pracy oprawiony był i gotowy. W dziekanacie nie chcieli przyjąć, tylko od razu trzy mają być i wszystkie mają być i koniec.

Całe szczęście jutro jest dzień i xero czynne więc dam radę zrobić kolejne pliki i prace.

Jeszcze jakieś zdjęcia do dyplomu i oczywiście przelew żeby na pensje dla dziekan było i prawie będe mógł się bronić. bo dziekanat przez ponad 1 dzień przeanalizuje moją historię uczelnianą i sprawdzi czy nic nie oszukałem. Kiedy nie uda im się udowodnić nic w mojej karierze studenckiej zacznie zastanawiać sie nad terminem obrony. Który może wypadnie za 2-3 tyg.

No ale jestem chyba na drodze prowadzącej aby wreszcie legalnie móc przejść na bezrobocie! Ha! Wcześniej to nieeeee bo student byłm a teraz coraz bliżej wolności bo mi nawet dziekanat legitymacje zabierze!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zwyciężam na pierwszym froncie || 43.85km

Wtorek, 27 listopada 2012 · Komcie(8)
Kategoria Na uczelnie
Na uczelnie pojechałem dziś w wyjątkowych okolicznościach. Były one wyjątkowe ponieważ był wtorek. Hmmm, ale zapytacie czemu to takie wyjątkowe? Nie mam pojęcia, zaś jestem pewien, że i tak były to wyjątkowe okoliczności bo wygrałem bitwę na pierwszym Magisterskim froncie. Po kilkunastu poprawkach wreszcie mogę drukować pliczek magistrowy.

Ucieszon wielce jąłem do domu dynamicznie powracać, jako ten rozentuzjazjmowany porypaniec. Śnieżnik dostał w pedał i przekraczająć moje standardowe prędkośći mknąłem sobie przez miasto. Jechałem przez Pole Mokotowskie a później z górki wyremonotowaną ścieżką wzdłóż Armii Ludowej.

UWAGA!!!

Zrobili pięknie mostek ze ścieżka, asfalt równy itd. Jest pomalowane na czerwono, ale farba taka śliska, że jak się w prawo i w lewo na łuku składa rowerem, aby dojechać do sygnalizacji koło Szucha to lodowisko. Użyli chyba śliskiej niematowej farby, bo jak robiłem drugi łuk tuż po przekroczeniu mostku przy 15km/h to mnie położyło i z głośnym:
KURWA MAĆ jebłem na ziemię.

Ludzie się rozejrzeli a ja podniosłem się powoli z ziemi trochę zdezorientowany. O ile w kierunku w którym jechałem, czyli od torów na Marszałkowskiej, przy braniu lewego zakrętu mamy dużo miejsca o tyle w pierwszym wirażu jadąc w tym samym kierunku, gdy skręcamy w prawo czeka nas solidna barierka.

Pierwsza gleba zaliczona jesienią. Nie często się wywracam, toteż troszkę mnie trzęsła adrenalina. Przez Warszawę przeleciałem, jarając się jak głupi praca miękkiego amortyzatora XCP z chyba 2007 roku:) Obrałem sobie także w związku z tym trasę nieco bardziej terenową przez szuterek na Pradze. Bujałem się tam powyżej 25 bo wietrzysko miałem w plecy. Po minięciu Żerania udałem się na wał, gdzie docinałem do 28km/h i w zastraszająco krótkim czasie byłem w domu.



A na koniec wesoła nutka:
&feature=BFa&list=PL79D4931B78B8B13B


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Jestem jak dywan! || 40.73km

Poniedziałek, 19 listopada 2012 · Komcie(2)
Kategoria Na uczelnie
Jadąc o chłodnym poranku do Warszawy zastanawiałem się całą drogę co może mnie spotkać na miejscu. Kolejny raz muszę odebrać tą cholerną pracę magisterską, którą mój ukochany promotor poprawia jak artysta. Za każda wizyta odkrywa nowe przesłania, kreski i pociągnięcia pędzlem. Pierwsze czytania przyniosły literówki, kolejne znów tabelki, inne zaś wzory, jeszcze inne problemy z akapitem i treścią, kolejne znów ponownie tabelki i tak w kółko.

Miałem serdecznie dość tego człowieka i na samą myśl, że jest poniedziałek i że trzeba jechać na uczelnie aby się z nim zobaczyć, troszkę mnie niestrawność brała. Jechałem więc totalnie najeżony, i jakiś taki nieobecny jak gdybym to nie ja jechał a jakaś moja nędzna podróbka. W gruncie rzeczy chyba wolałbym wysłać sobowtóra na tą eskapadę, bo spotkanie na UW wcale nie zapowiadało się ciekawie.

Za drzwiami czekał i on. ten którego imienia nie wolno wymawiać. I zobaczywszy mnie zaczął śpiewnie swoją kanonadę. Dostało mi się, że znów musiał czytać moja pracę mgr. Wyraźnie, sądząc po jego minie miał dosyć - nie bardzo tylko wiedziałem czy mnie czy tej pracy. Najpierw zarzucił mi, że mu prace przyniosłem w całości(o zgrozo), i że przecież on nie będzie czytał wszystkiego bo to już 10x czytał. Później stwierdził jednak, zniżając ton do bardziej sympatycznego i pokojowego, że coś jednak jeszcze mu się przywidziało i że jakieś poprawki naniósł na pracy.
Wreszcie nakazał mi przynieść wszystko z załącznikami i wyprosił mnie z pokoju.

No ja naprawdę, już rzygam tym promotorem, tą pracą, jej poprawianiem i chodzeniem do człowieka, który z łaski przejrzy 4 strony każde poprawić, aby po 5 noszeniu stwierdzić, że nadal to nie jest to i znów coś poprawić. Nie chce się kurcze doktorkowi (bo to doktor a nie żaden profesor) przeczytać całości wnikliwie raz a porządnie sprecyzować swoich uwag. może to taka zajebista zabawa studentem neich łazi niech poprawia niech dupę całuje niech się płaszczy aż zacznie przypominać dywan.




to jak w tej anegdocie:
prof. Kowalski Uniwersytet Warszawski:
- Ten egzamin nie jest trudny, jeśli się do niego przygotujecie. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie jesteśmy w trakcie ustalania piątego terminu,a mogę zaliczyć tylko połowie więc życzę miłego dnia zobaczymy się w piątek.



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Na dworze jest chłodniej niż w domu... wiecie? || 46.37km

Czwartek, 15 listopada 2012 · Komcie(3)
Kategoria Na uczelnie
Badania dowodzą, że:
88% użytkowników ma czarną kierownicę
13% zaś szarą

Sonda przeprowadzona na reprezentatywnej grupie zajebistych meżczyzn i kobiet. czy ty też zagłosowałeś na moim blogu!?


Wpis właściwy:
Pojechałem na uczelnie, na rowerze. Jak wiecie kochani za oknem nie jest już ani wiosna ani zima, czyli jest byle-jak. Określenie to ponad bezmiar oddaje to jak jechało mi się dziś na uczelnie. Najpierw po wkroczeniu w strefę miejską Warszawy rozładowała mi się mp3 z zimna, (oszukiwała mnie, że ma 2 kreski). Po pokonaniu szerokiej, jak nie wiem co, Wisły, podjąłem decyzję iż pojadę metrem. A co 12 km do metra też nie byle jaki dystans! No więc Hop na Młociny i ziu metrem - No zgroza bez zniżek płacę 3.80 za 40 minut takiej przyjemności!

Przez Pole - Mokotowskie, jadę pod wiatr. No jak mnie wywiało tam, to sobie nie wyobrażacie. Zimno mi było, mimo założonej tej kurtki i stwierdzam, że poniżej 4 stopni jest w niej już z deczka chłodnawo.

Na uczleni drukuje po raz hmmm 6ty(?) pracę mgr (sam tekst bez załączników) i nie zastawszy promiennnego promotora, proszę ja was po prostu przesuwam pod drzwiamy swoje wydruko-pociny.
Otrzepawszy ręce z kurzu jaki panuje w bliskiej okolicy podłogi na korytarzu, ubieram dodatkową warstwę (dzięki ci stwórco za wynalezienie dresu) dres! Bluzę dresową znaczy się.
Wrzuciłem ją do sakwy żeby mi się butelka z piciem nie majtała podczas jazdy, a okazało się, że musiałem "tłumik ubraniowy" wyjąć i przyodziać na się.

Jechało się zacnie choć nie były to termicznie hawaje z tancerkami w bambusowych spódniczkach! Mając jednak niejako zapewniony byt termiczny, udałem się na podbój naszej kuochanej stolicy. Zachciało mi się "Jana Pawła" i "ONZ" to miałem.

Dawno już nie jechałem ścisłym centrum po ulicy i wiecie co? Wcale nie tęsknie do tych samobójczych nawyków. Kierowcy zwyczajnie dobrze się czują na ulicy bez mojej obecności. Nawet nie chcę wymieniać, czego dopuszczają się posiadacze spalino-smrodów, bo kto jeździ ten sam wie.

Efektem mojego bezcelowego kręcenia się po centrum było stracenie nagromadzonego ciepła i oziębienie stosunków Ja-> Rower. Jak przekraczałem Gdański ścieżką czułem, że mi tak "nie-ciepło" jakbym powoluteńku zanurzał się w zimnej wodzie.
Szybsza jazda pomagała a i owszem, ale zdawałem sobie ile pary generuje pod spodem moje kolarskie ciało. Mając więc na uwadze nieoddychalność soft shella zdawałem sobie sprawę, że na plecach będę miał piękne wykwity wilgoci.

Jednak ktoś mądry powiedział kiedyś w temacie odychalności ciuchów zimą czy funkcji membran na deszczu.

"Zaprawdę mówię wam, lepiej być mokrym na ciepło niż na zimno"

No i byłem mokry, na ciepło. Choć samej wilgoci nie odczuwałem, czułem zaś jakparuja mi okularki gdy staje na światłach. Do domu docieram przemarznięty zmęcozny i troszkę mokry. Przyklejam sie do grzejnika i odkręcam go na tyle na ile trzeba aby dał mi z siebie ciepło!


Zapijając się herbatą popełniam ten oto wpisik!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Pyszna zupka z kubka... || 38.47km

Poniedziałek, 12 listopada 2012 · Komcie(1)
Kategoria Na uczelnie


Za grupką w blaszakach ruszam ulicą
Oni też jadą, jak widzą to krzyczą
Bo ich jest pierwszeństwo tutaj ponad prawem
W pogardzie mają to, że ja też ruszałem
Też pedał wciskałem też pierwszeństwo miałem
Byłem rowerem to swoje dostałem
Klakson i gesty, bo koleś jest lepszy
Ma trzy tony stali ze środka coś wrzeszczy!

"ty gnoju tu huju uważaj jak jedziesz
i tak cię wyprzedzę, to po co się wpychasz
to że masz rower to znaczy, że znikasz
to ja mam tu władze, ja tobie pokaże
spierdalaj na chodnik swoim jednośladem"


Jestem przeźroczysty, 100% przenikalny
cyklicznie olewany, a zarazem unikalny.
Naginam przepisy, pojawiam sie w dziczy
Jadę rowerem i nic się nie liczy
"Pan do mnie coś krzyczy? Lepiej niech pan słucha
Ja mam potencjał, rower i hart ducha.
Mam mniej cholesterolu więcej szarych komórek
I pośrodku korka z tych wypasionych furek
zostawie cię wtyle i tyle ci powiem
Machaj pokrzykuj niech wyjdzie ci na zdrowie!
"

Gdy w stolicy jesień, wieść znana się niesie
Kierowcy już wiedzą, że szkoła to wrzesień.
Na rower też czas minął już przecież
Rowerem po lesie bo służy do tego .
Trzymaj się z dala mój drogi kolego.
Gdy ruszasz do miasta miej to na uwadze
Musisz uważać więc dobrze ci radzę
Bądź skoncentrowany, czujny i gotowy
jak gdyby wokół ciebie ludzie stracili głowy
Widok rowerzysty to przecież niecodzienność
Minęły już wakacje a kierowców moży senność
Tłumy w samochodach prawie pousypiały
Też byś się nie rozglądał, bybyłbyś tak ospały.


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Ach być, być magistrem... tak blisko a tak daleko.... || 35.75km

Środa, 7 listopada 2012 · Komcie(4)
Kategoria Na uczelnie
Po wczorajszym "brejku" powyprawkowym, dziś zdecydowaliśmy się jednak ruszyć z domu. Agnieszka ma tydzień wolnego i niepocieszona jest gdy przemijają dni bez jednego kilometra.

"ja muszę wyrównać zeszły rok!" po czym pogania mnie z łóżka wskazując sakwy i machając kluczami do domu.

Za oknem pięknie dżdży, a na szybach rozbijają się miniaturowe kropelki wody. Cóż, jedziemy! Nie ma co, praca MGR czeka u promotora na odbiór (ma ją przecież od 31 października), przy okazji mamy w planie zakup butów w decathlonie dla Agnieszki.

Do stolicy udajemy się jednak SKM, bo jazda w wietrze bocznym, który kładzie rower i w deszczyku jest mało przyjemna. Na uczelnie przeskakujemy z Dawnej Warszawy Koło, obecnie Warszawy Wschodniej aż na ulicę Banaha. Jedziemy chodnikami/chodniko-ścieżkami i innymi wymysłami. Jest zimno wieje i ogólnie przyjemność z jazdy waha się na granicy 20%.

Na uczelni znajduje promotora pukam po czym łapie za klamkę, nie słysząc odpowiedzi w przekonaniu, że i tak go nie ma. Ledwie uchylam drzwi a głos z głębi atakuje z całą stanowczością
"Nie wchodzić".
No więc czekam. Kilka minut później promotor dosłownie głowe z pokoju wychyla.
"O to pan, ale ja jeszcze nie przeczytałem tej pracy. Niech pan przyjdzie innego dnia"
"To ja przybędę w poniedziałek, tylko niech pan ja do tego czasu przeczyta, bo mamy już listopad"
"dobrze dobrze przeczytam..." mówi już prawie z za zamkniętych drzwi.
Rozkładam ręce i idę do Agnieszki, która czeka na mnie przed portiernią. Jedziemy do Decathlonu na Okęcie. Tam pusto! Na całym sklepie może z 10 osób się kręci. Nie ma dzieciaków, wrzasków i pętających się na rowerach i hulajnogach. O dziwo mimo końcówki sezonu nie ma mocno przerzedzonych półek, czego nie można powiedzieć do decathlonie w Markach.

Chodzimy patrzymy przebieramy, i nagle Aga trafia na fajne kurtki przecenione z 179zł na 69,99. Bluzo-kurtka wykonana jest dość ciekawie. Cały przód ma z tkaniny wiatroodpornej takiej jak robią przednie części spodni zimowych kolarskich. Plecy, to oddychający materiał taki z jakiego robią zwykłe jesienne kolarskie portki.

Jak to zwykle bywa ze skelpu wychodzimy nie z butami a z kilkoma innymi rzeczami:)
"Teraz będziesz miał co testować" śmieje się Agnieszka.

Wracamy rowerami do Pola Mokotowskiego, skąd metrem przenosimy się na Młociny i dalej już rowerami. Pogoda się ogarnia, i przede wszystkim nie pada. Po trasie zaczepiamy o Lidla i robimy zakupy, bo w domu po wyprawce lodówka świeci pustkami.


&playnext=1&list=PLLMekzMV9Z0NQVM8Hhl6nXOvEc7ZuNquf&feature=results_main

Piosenka dla osób lubiących musicale. Polecam przesłuchać do końcal. Jeden koleś a taki zakres głosu! Uwielbiam takie nuty!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Zniczo-mania - Czyli rowerowanie w trzech odsłonach! || 75.07km

Środa, 31 października 2012 · Komcie(1)
Wycieczka przedwyprawkowa, pełna była kilometrów, załatwiania i pedałowania. Mozna ja niejako na 3 etapy podzielić i tak chyba ją opiszę, bo będzie mi łatwiej. Z góry przepraszam ortodoksyjnych BS-owiczów uważających, że łączenie wpisów to zło tak wielkiego kalibru, że już powinienem umierać w mękach:)

CZ 1.
Status: Zawieźć pracę MGR na uczelnie
Miałem jechać PKP(SKM) jednak tak się zbierałem, i tak leniłem, ze okazało się że pociąg ma być prawie za 1h i 9 minut po tym jak wyjdę z domu, więc pomyślałem, bez sensu jechać i czekać na peronie. Ruszę rowerem na zdobywanie Warszawy.
Pogoda była mizerna i poddałem się szybko a mianowicie już po przebrnięciu przez ścieżkę rowerową na moście północnym. Zamarznięty lód, puszczał soki i wynikło kilka problemów:
a) ślizgałem się jak cholera na slickach po ślisko-mokrym lodzie,
b) od rozpuszczonej wody nieodprowadzonej przez studzienki na ścieżce miałem mokre buty,
c)silny wiatr boczny na moście i szarówka nad głową do reszty mnie zdemotywowały.

Wskoczyłem więc żwawo do metra Młociny i wysiadłem na Polu mokotowskim. Oddałem pracę drzwiom (nie było promotora). Tak dokładnie, nie pomyliłem się! oddałem ją poprzez wsunięcie jej pod drzwi. To dość popularna metoda komunikacji na geologii za mojej tam bytności.
"jak mnie nie będzie pan wsunie pod drzwi" - zawsze się tak robiło. Po remoncie instytutu inżynierskiej geologii, trochę ciaśniej ościeżnica od spodu przylega, ale dałem radę!

Powrót do domu znów metrem i modlińską.

Cz 2
Status: Wiatr w plecy i zimny wieczór

Przepakowawszy się, i uzbrojony w 2 duże crosso (Aga miała 2 małe) udaliśmy sie rowerkami na północ. Po drodze mieliśmy do odwiedzenia cmentarz. Ech... czy tylko ja mam wrażenie, że to jeden wielki bazar? Cześć czci zmarłym OK, ale to święto dawno przestało przypominać czas skupienia. Dobrze, że duch chrześcijaństwa nie ginie w narodzie.

Walka o miejsce do parkowania, straganiarki sprzedające bukiecik kwiatków za 30zł a po negocjacji i za 20zł. Ludzie idący wprost na przeciw mnie ani myślący zejść na bok, bo przecież ulica przy cmentarzach nagle staje się chodnikiem i to ja mam ich omijać.
Nawet zatrzymany i nie poruszający się obiekt ludzki jest szturchany, popychany i pocierany przez mijających.

Dookoła piękna przestrzeń, miejsca na 10 ludzi ja stoję obok roweru i na uboczu aby nie tamować przejścia, ale oni zakręt ścinają jak Kubica że kurtką mnie ocierają i nawet ramieniem czasem. Bo tędy na parking idą. Czy naprawdę mnie nie widać, czy wyjść z cmentarza nie można nie obcierając się o mnie? A może chciał się przytulić jeden z drugim?

Po prostu w całym ferworze walki, w całym tym zniczo-maniackim pędzie, sami się nakręcamy, włącza nam się taki instynkt łowcy. Mamy misję, mamy cel brniemy do niego a niech ktoś stanie nam na drodze! Po chrześcijańsku rozpierd....

Po wizycie na grobie u dziadka, wreszcie w spokoju opuszczamy zatłoczoną nekropolię. Przeraża wiek ludzi jacy są wygrawerowani na grobach nowo powstałych. Marzeniem staje się dożycie do 80 lat. Średnio 55-60 takie liczby widnieją na nagrobkach.

Wiatr w plecy sprzyja pedałowaniu. Jest jeszcze widno, ale ruch na północ jest spory. Pedałujemy w skupieniu, ale kilku kierowców skutecznie przerywa naszą medytację. Szkoda słów...
Do celu docieramy po zmroku przy temperaturze 1,5 stopnia. Końcowy odcinek troszeczkę przechłodziło mnie więc 0.5 litrowy kubek herbaty z cytryną to coś czego mi trzeba!

Cz3.
Status: Pokażmy się publicznie

Był plan jakoby na cmentarz i msze cmentarna jechać rowerami. Jednak ogół przekonań starszych w naszym otoczeniu stłamsił pomysł takiego wystąpienia.
Za dużo ludzi, za dużo rodziny, za dużo oczu patrzących na nas i...

"jakbyście wyglądali tak na rowerowo!" No ale przecież na cmentarz idzie się 1szego nie na groby, ale zobaczyć kto przyszedł! Tu i ówdzie komentarze
"Zobacz Kryska z mężem, o ta to chyba to jego nowa żona..."
"nie no tej nie znam, tam kolo Kowalskiego (grób Kowalskiego) stoją, to musi być Boryna, jego matka - ale się zestarzała!....
"

Cmentarna rewia mody: W tym sezonie królowały jesionki i kozaki na obcasie. Na futra nie pozwoliła pogoda.
Na cmentarzu ponad 200 ludzi, każdy koło grobów się krząta, ksiądz z megafonów i głośników czyta kilkaset nazwisk, ciurkiem lecąc jak z karabinu, aby każdy kto jest na cmentarzu mógł usłyszeć, że to za niego się modlą! Gwarno ludzie gadają, a ksiądz to tło. Potem msza, zero zmian, ludzie chodza czasem ktoś odwazny odmawia "ojcze nas" razem z kapłanem.
Nagle lud pada na kolana - klękamy!
Zimna ziemia mokre liście... zapada cisza.
Komunia, robi sie zamieszanie, a przy grobach wrzawa, kto nie bierze ten wychodzi. I tak tłum idzie do księdza w drugi tłum ucieka z cmentarza "zaraz sie msza skończy" i te 150 aut trzeba będzie wyprowadzić z okolicznych pól, trawników i poboczy.



Ech święta wszystkich... świętych? Chwała tym co czczą zmarłych regularnie, a nie tylko na pokaz gdy wszyscy inni ich widzą.

Wyjazd zakończony obiadem i dojazdem do PKP w deszczu i bardzo silnym bocznym wietrze. Dmuchało wiało i nieomal przewracało. Jak na zakończenie moich zniżek studenckich to przejazd KM ze Studzianek miałem królewski, bo bez biletu;) Nie kwestia to była oszustwa, lecz konduktora. Widać było, że nie chce mu się takiej ilości ludzi pisać druczków, i chodził ile mógł kręcąc się po pociągu, że wysiadając w Legionowie byliśmy bogatsi o kilkanaście złotych. Aby nie gorszyć społeczności rowerowej - chęć zakupu zgłoszona została i wsiedliśmy pierwszymi drzwiami. Cóż prezent na 1 listopada zacny!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Niczym strzała...niczym grom! || 88.72km

Piątek, 26 października 2012 · Komcie(0)
Kategoria Na uczelnie
Nie ma to jak wycieczka, kiedy słońce leje się na ciebie strumieniami.
Zalewa doznaniami i bodźcami,kręcąc pedałami poruszamy
sie po mieście ponad chodnikami taktowani listowia szelestem...


Odbyłem wycieczkę dziś do Warszawy w celu odebrania kolejnej sprawdzo-pokreślonej pracy przez promotora. Tak mnie gwizdło w zad żem pruł ul Modlińską, niczym jakiś popędliwy wariat na rowerze.

No rozpierała mnie energia - być może wiedząc, że muszę znów poprawiać coś w pracy, wolałem, spożytkować nadmiar energii na jazdę z hiper-wiatrem. Max na tym odcinku 52,95km/h i to nie za tiremm tylko ot tak SRU!



No jakby to powiedział mój idol z you-tuba "miota nim jak szatan".
Pracę odebrałem zwoje baty dostałem, znów cos dopisać, coś skreślić, to dobre a to w sumie nie wiadomo po co?

Wracałem do domu dookoła, jako to mam w zwyczaju gdy mnie promotorek nakręci.
Przez Mokotowskie Pole pojechałem sobie ul. Boboli, gdzie na ścieśće przy prawo-skręcie o milimetry minąłem się z samochodem który zahamował z piskiem. Miałem przejazd rowerowy a na pasach byli piesi. Biedni ludzie o takie same milimetry minąłem ich rowerem uciekając w panice przed znawcą manewrów.

Zrezygnowałem więc i przeskoczyłem sobie do równoległej Alei Niepodległości. Snułem się leniwie po chodnikach rozglądając i obserwując ludzi i jesień dookoła.
Kolejno obrałem na cel Aleje Lonitków, którą zakręciłem pętlę i dalej Aleją WIlanowską udałem się na Sikorskiego. Jadąc obserwując medytując i klnąc na właściwośći chodników i ciągów pieszo-rowwerowych skręcam w Lewo w ulicę Sobieskiego. Oj dłuugo jadę ścieżką i nawet mam wrażenie , że całkiem przyjemnie, ale jade akurat tym czerwonym a nie asfaltowym odcinkiem DDR.
Ostatni odcinek poznawania tych rejonów to ulica Chełmska która wiedzie mnie do Czerniakowskiej.

Dalej to już nudy bo znane tereny aż do samego domu.
Do tego cały ten odcinek jadę szybciej i pod wiatr co powoduje, że siły opadają o wiele szybciej niż bym tego oczekiwał. Ogólnie jazda teraz jak im tunel zalało wzdłóz Wisły jest fajna tylko do momentu objazdu zalanego metra, dalej to już kuriozum. Przejścia dla pieszych a na ulicę nie wjedziesz bo albo cie strąbią, albo się tobą zainteresuje straż miejska.

Ogólnie jesień piękna:








Tarchomiński industrialny obraz...


Moje ulubione zakończenie lini tramwajowej na Tarchominie. Co zabawne oni przez most już trakcje elektryczną kładą więc odcinek ruszy. Się zapomni motorniczy to przypierniczy w piach.



A tu jeszcze dla nie znających tej części stolicy, najwęższy przejazd rowerowy:




Wiecie co? Fajnie było dziś! HA!


Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,