Niedzielne Szu(o)sowanie po asfaltach! || 125.87km
Wiatr upierdliwy był dziś strasznie. Niby wiało na niebiesko, a jednak w twarz. Nic by nie było w tym dziwnego, gdyby nie fakt, że gdy tylko my zmienialiśmy kierunek, on też taki manewr wykonywał. I kto tu zrozumie wietrzysko. W dodatku sam imć - wiatr - nie był wcale ciepły.
Ta huśtawka pogodowa troszkę nas mamiła i nie wiedzieliśmy jak sie ubrać. Jak stawaliśmy gdzieś na poboczu, to grzało tak, że aż wysiedzieć w bluzachsię nie dało, gdy zaś ruszaliśmy podmuchy były chłodne i przenikliwe. Ot taka oszukańska pogoda.
Agnieszka zasuwała dziś przepięknie. Ona jest wyraźnie do szosy stworzona, przez cały wyjazd jechała z blatu a mniejszych przełożeń niż 3 ulubione na tylnej zębatce, nie używa. pod górkę, z górki, z wiatrem lub pod wiatr. Ona i jej szosowe trio przełożeń, niezmiennie przez cały wyjazd.
Wiosna w powietrzu i w trawie, w lasach na morkadłach pełno zakwitło białych kwiatków. Jadąc przez taki als ma się wrażenie, jakby był na ziemi przyprószony śniegiem. Każdy z tych małych cudeniek, chyli główkę do słońca, a gdy tylko staje w cieniu jakiegoś drzewa zwiesza główkę w dół, i lekko zbliża płatki. Natura jest niesamowita, a wiosna i jej bujny rozwój roslinności jest i chyba zawsze będzie dla mnie cudem natury!
Szosówka biała jeździ chyba szybciej, od swojego bliźniaka w szarości:P Nie wiem, może po prostu ja mam odczucie, że strasznie mi pasuje ten kolor i nareszcie wszystko gra między mną i maszyną. Wielu z was pewnie się dziwi, myślicie - rower to tylko rower, ma być sprawny i mieć dobry osprzęt. I tu zaskoczenie, moja szosa ma średni osprzęt i średnie wszystko a jednak jeździ się nam super.
Pośród zieleniejących pól i morza kwiatków w lasach, docieramy do Świercza. Tam przerwa na uzupełnienie bidonów.
Od pewnego czasu mam kłopot z żołądkiem. Coś mnie straszne kolki łapią. Odpoczynek na słońcu pomaga. Siadam na rozgrzanej jak w wakacje, kostce bauma i opieram się o sklep. Słońce świeci mi w twarz a ja chłonę ciepło niczym jaszczurka, która właśnie opuściła po zimie swoją norkę. Napełniamy bidony i dalej na trasę.
Na ulicach pusto, bo główne miejsce zgromadzenia aut, to kościoły. Udaje nam się tak przejechać przez wioski, że nie odczuwamy fali aut powracających po mszy. Niemniej jednak kościółek wpada nam w oko i robimy postój aby go sfocić. Ksiądz w tym momencie wygłasza kazanie. Jest taki podniosły i cedzi każde słowo tonem nauczyciela. Ludzie przed kościołem gadają, ziewają prowadzą dyskusje. Atmosfera pikniku:D
Po drodze do domu wpadamy do Mamy Agnieszki na obiad przejazdem. Schodzi nam się chwilę, więc jest szansa odpocząć. Żołądek burczy z głodu, a jednocześnie doskwiera kolka. Odpoczywam więc po obiedzie i przechodzi mi nieco.
Trasa końcowa to desant do domu. Prędkość po 27-30km/h. Z radością witamy Jabłonnę!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew