Do pracy 59 - Wielka Sobota | Księgowy

Do pracy 59 - Wielka Sobota || 48.00km

Sobota, 19 kwietnia 2014 · Komcie(0)
Kategoria Do pracy!
Jak to w narodzie bywa z tradycjami, ma się je w głębokkm poważaniu a chęć zarobku pieniądza przebija wszystkie z kultywowanych świąt. W wielką sobotę, jak na pracownika roku przystało, pojechałem do pracy. W założeniu miało być lekko i przyjemnie, ale jak zawsze coś wynikło. 

Pani Zdzisia, przyszła dziś do sklepu po dwa zarezerwowane rowery. Co w tym by było dziwnego? Pewnie nic gdyby cały background sytuacji. Pani Zdzisia dla wnusiów rowery kupuje już prawie 2 miesiące. Pierwszy raz była sama, i swoimi pytaniami strzelała jak z karabinu ni dając mi dokończyć zdania. Jej ulubione powiedzenie?
"a który będzie dobry - ten? A może ten?" - po czym nie dając mi dokończyć zdania dodawała "aha - czyli ten lepszy bo.. coś tam"
Bardzo uciążliwie umilała mi pewien dzień przez prawie 1,5h. Dodam, że szukaliśmy rowerów dwóch dla dzieci - bez dzieci. Owa zdzisia to babcia i dla wnusiów szukała "wybajerzonych" rowerów - dokładnie tak to określiła: "wie pan bo on musi mieć te teleskopy, i te zrzutki wybajerowane" 

Druga wizyta była już z mężem jakieś 2 tyg po poprzedniej wizycie. Mąż wycofany, cichy spokojny a kobita? Herod stanowcza, zdecydowana, nie dająca sie przekonać do niczego a jednak oczekująca porad. Po kolejnej wizycie 1,5h i wybieraniu znów od początku dwóch rowerów i kasku dla chłopca, miałem już dość. Kask ubił mnie totalnie - "wie pan on musi mieć wentylacje, bo dzieciom się mózgi przegrzewają i mgleją na rowerach". Wybrała oczywiście, najmniej wentylowany kask "łupinę" do BMX. Po drodze cztery razy ją wymieniała na inny bo coś tam. Gdy udało się dojść do kasy, pani zarezerwowała dwa rowery i kask bo za inwestycję miał płacić "zajączek". Chcąc się pozbyć kobity zgodziłem się na rezerwację, bo nalegała strasznie i koniecznie miały być podpisane, żeby czasem nikt nie kupił tego "wybajerzonego", bo to ten jeden jedyny i sobie Antoś czy jak-mu-tam-było wypatrzył. 

Rezerwacja trwała tydzień. Pani, tj zajączek nie pojawiła się po rowery, więc w piątek zerwałem kartki wstawiłem rowery na sklep i koniec. 
Jak na wkurzającą upierdliwa i chamską babę przystało - przyszła w wielką sobotę, to jest dziś! Od razu do mnie wystartowała, bo byłem jej mentorem i dla niej inny obsługujący nie istniał. Zaczęła od tego, że ona jeszcze raz chce te rowery zobaczyć, bo ona się zastanawia, czy "Michasi - nie wybrać innego". Stała, zastanawiała się oglądała i znów mnie meczyła "a czy ten będzie dobry - tak będzie dobry" odpowiadała sobie sama na pytanie. 

Rozmowa zeszła na temat, dlaczego nie są rowery zarezerwowane jak ona prosiła. Wytłumaczyłem, że rezerwacja była do piątku i pani się nei zjawiła. Kobieta zażyczyła sobie kolejnej rezerwacji na jeszcze jeden tydzień, bo: "wie pan na święta dużo pieniędzy poszło i zajączek może przyjść po świętach - do piątku na pewno je odbiorę". Wytłumaczyłem spokojnym i rzeczowym tonem, że zgadzam się na rezerwację, pod warunkiem wpłaty zaliczki. Pani - akurat dziś - nie miała nawet 100zł na zaliczkę i nie zgodziła się na ten pomysł. Chciała rozmawiać z szefem. Poszedłem spytałem wielkiego "D" i w sumie udzielił mi takiej informacji, że do wtorku możemy jeszcze jej zarezerwować rower, ale później to już niech wpłaca zaliczkę. 

"Proszę powiedzieć szefowi, że ja pojadę do Warszawy i tam kupie rowery"
"Dobrze przekażę"

"A dlaczego nie mogę rozmawiać z szefem?"
"Szef jest teraz zajęty i nie może pani poświęcić chwili czasu, ja dostałem od szefa konkretne informację więc proszę potraktować je jakby płynęły bezpośrednio od niego"
"A gdzie ten szef siedzi? Proszę mnie tam zaprowadzić - i maszeruje sobie gdzieś na serwis. Kobieta nie do zatrzymania. 

W końcu skończyła się miotać i poszła ofukana cała, że jesteśmy mało elastyczni dla klientów...

Ubaw na sali ale przynajmniej dzień nie był całkiem nudny. 
Po pracy wróciłem do domu i po zjedzeniu pysznego obiadku, pomknęliśmy z Agą szosami do rodziny. Z wiatrem szło fajnie, bo do nowego dworu średnia 28km/h, potem jak wiatr się odwrócił to już nie  było tak różowo. Ledwie 18 dało się jechać. W sumie wyszła fajna trasa i w pięknym słońcu. Jechałem na krótkie nogawki i czułem się, jakbym jechał nago. Brakowało mi czegoś na nogach.



Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa zikie

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]