Kaszebe Runda - Cz 1 || 54.00km
Sobota, 24 maja 2014
· Komcie(0)
Na ten start czekałem dlugo, chciałem sprawdzić jak to jest wystartować w zawodach długodystansowych w nieco innej odsłonie niz Radlin. Tu jechałem z założeniem, przede wszystkim sprawdzenia swojej formy, oraz treningowym. Jedno i drugie udało się zrealizować w 100%. Jak było? Co się działo? I czemu małosolne - są słabe na zagrychę? O tym w tym opisie.
Dojazd
Wsiadamy do pociągu w Legionowie o 9:38. Mamy wielki przedział rowerowy na 15 rowerów i miejsce w przedziale. Stan błogości psuje tylko kilka rzeczy. Przede wszystkim mega duchota w pociągu i ekipa z wieczoru kawalerskiego bawiąca się w przedziale za nami. Fakt, że w wagonie trzy przedziały od rowerowego sa bez luster i szyb, sprawia, że chłopaki bawią się tuż za moją głowa. Nie mogło się obyć bez wrzasków i rozpijania wódki. Zanim wysiedliśmy w Tczewie, oni mieli już dobrze w czubie, a nasza przygoda się zaledwie zaczynała.
Wyjazd z miasta robimy na podstawie śladu GPS, jest duszno. W powietrzu czuć skwar a droga jakoś się nie klei. Choć może właśnie słowo"klei się" byłoby tu na miejscu. Pierwsze podjazdy idą ciężko. Nie mija półtorej godziny a zbiera się na burzę. W miejscowości Skaryszewy z nieba zwala się ściana wody. Wali gradem i deszczem, a my schowani pod daszkiem sklepu czekamy aż nawałnica przejdzie.
I owszem przeszła... Temperatura w pół godziny spadła z 33 stopni do 23 a w ciągu kolejnych godzin, do 18 stopni. Ruszyliśmy w mżawce. Na dziurawej drodze kałuże pozalewały i tak dość popularne wyrwy. Agnieszka chlapie na mnie niemiłosiernie, a ja klnę bo co chwila bije mnie po nadgarstkach jakiś wybój. Jakby tego było mało, wiatr po przejściu frontu wezbrał na sile i osusza wszystkie liściaste drzewa wprost na nas. Czyli pada, ale nie z nieba - choć równie gwałtownie.
Droga do Nowej karczmy jest Masakryczna. Łata na łacie, dziury popękany asfalt a do tego śliska i mokra szosa. Ani tu robić szybkie uniki, ani pedałować rytmicznie. Na jednym ze zjazdów w ostatniej chwili zauważam "podejrzaną kałużę" i podrywam przednie koło. Tył niestety z impetem wali w krater. Kolejne 30 m to już jazda na obręczy i nagły postój. Pięknie - myślę sobie - tylko rozwalonego koła mi brakowało. Całe szczęście, że Monika - nasza koleżanka z Kościerzyny - wcześniej zaproponowała nas podwiezienie z nowej Karczmy autem. Szybki kontakt i odbiera nas ale jeszcze przed miastem.
Do domu docieramy więc mokrzy, nasze rowery upaćkane a ja mam kapcia. Efekt? Cieszymy się jak nie wiem, że udało nam się z transportem. Podczas gdy ja zmieniam dętkę, Aga ogarnia z Moniką miejsce do spania a potem szybkie zakupy prysznic i wieczór przy winie spędzony na integracji Kaszebskiej i Mazowieckiej ziemi:D Super wieczór, ale planowany start o 7:18 sprawia, że musimy się kłaść spać.
Dzień pełen wrażeń a start dopiero jutro...
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew
Dojazd
Wsiadamy do pociągu w Legionowie o 9:38. Mamy wielki przedział rowerowy na 15 rowerów i miejsce w przedziale. Stan błogości psuje tylko kilka rzeczy. Przede wszystkim mega duchota w pociągu i ekipa z wieczoru kawalerskiego bawiąca się w przedziale za nami. Fakt, że w wagonie trzy przedziały od rowerowego sa bez luster i szyb, sprawia, że chłopaki bawią się tuż za moją głowa. Nie mogło się obyć bez wrzasków i rozpijania wódki. Zanim wysiedliśmy w Tczewie, oni mieli już dobrze w czubie, a nasza przygoda się zaledwie zaczynała.
Wyjazd z miasta robimy na podstawie śladu GPS, jest duszno. W powietrzu czuć skwar a droga jakoś się nie klei. Choć może właśnie słowo"klei się" byłoby tu na miejscu. Pierwsze podjazdy idą ciężko. Nie mija półtorej godziny a zbiera się na burzę. W miejscowości Skaryszewy z nieba zwala się ściana wody. Wali gradem i deszczem, a my schowani pod daszkiem sklepu czekamy aż nawałnica przejdzie.
I owszem przeszła... Temperatura w pół godziny spadła z 33 stopni do 23 a w ciągu kolejnych godzin, do 18 stopni. Ruszyliśmy w mżawce. Na dziurawej drodze kałuże pozalewały i tak dość popularne wyrwy. Agnieszka chlapie na mnie niemiłosiernie, a ja klnę bo co chwila bije mnie po nadgarstkach jakiś wybój. Jakby tego było mało, wiatr po przejściu frontu wezbrał na sile i osusza wszystkie liściaste drzewa wprost na nas. Czyli pada, ale nie z nieba - choć równie gwałtownie.
Droga do Nowej karczmy jest Masakryczna. Łata na łacie, dziury popękany asfalt a do tego śliska i mokra szosa. Ani tu robić szybkie uniki, ani pedałować rytmicznie. Na jednym ze zjazdów w ostatniej chwili zauważam "podejrzaną kałużę" i podrywam przednie koło. Tył niestety z impetem wali w krater. Kolejne 30 m to już jazda na obręczy i nagły postój. Pięknie - myślę sobie - tylko rozwalonego koła mi brakowało. Całe szczęście, że Monika - nasza koleżanka z Kościerzyny - wcześniej zaproponowała nas podwiezienie z nowej Karczmy autem. Szybki kontakt i odbiera nas ale jeszcze przed miastem.
Do domu docieramy więc mokrzy, nasze rowery upaćkane a ja mam kapcia. Efekt? Cieszymy się jak nie wiem, że udało nam się z transportem. Podczas gdy ja zmieniam dętkę, Aga ogarnia z Moniką miejsce do spania a potem szybkie zakupy prysznic i wieczór przy winie spędzony na integracji Kaszebskiej i Mazowieckiej ziemi:D Super wieczór, ale planowany start o 7:18 sprawia, że musimy się kłaść spać.
Dzień pełen wrażeń a start dopiero jutro...
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew