Kaszebe Runda - Cz 3 Powrót || 65.00km
Poniedziałek, 26 maja 2014
· Komcie(0)
Kategoria Pojeżdżawki
Nie wiedzieć czemu budze się o 5:10. W pokoju z nami śpią cztery koty. trzy małe ślepe jeszcze kociątka i kotka. Przeciągam się na materacu a kotka już koło mnie i się łasi do głaskania. Biore malucha na materac i głaszczę go palcem a kotka lezy obok i mruczy. Maluch popiskuje słodko a ja nie moge juz spać. Słońce wpada do mieszkania i cały pokój rozświetla piękna jasność. Tak około 6 oddaje kotka mamie i jeszcze na chwilę kładę sie do Agi. Wpadam w letarg i drzemie.
Wstajemy około 7. Pakowanie ogarnianie i czas wyruszać. Żegnamy się z Moniką i juz przed ósmą jesteśmy na trasie. Droga do Nowej Karczmy jest nie dość, że dziurawa to jeszcze ruchliwa. Znów trzęsie nas niemiłosiernie. Jedzie się marnie bo nogi już nie te a ja na plecach mam jeszcze plecak a w sakwie cały majdan. Rower jest mułowaty, ciężki i mało zwrotny. I do tego te dziurawe podjazdy.
Za Nową Karczmą odbijamy na trasę na Gdańsk. Asfalt się poprawia a i morale wzrasta. Czasem mija nas sporo aut, ale jedzie się dynamicznie. Jest spoko bo pogoda słoneczna i nie za gorąco. Czuje spieczone wczorajszym słońcem ramiona a plecak troszkę uwiera. Zmieniamy się w wiezieniu plecaka z Agnieszką i tak jakoś turlamy się do przodu.
W okolicy Jodłowa zaczyna sie super zjazd malowniczymi lasami w dół. Pędzimy po 30-35km/h krętą droga w zielonym szpalerze drzew liściastych. Korony z liści łączą się nad nami tworząc tunel. Asfalt na początku super, potem troszkę słabszy - jednak ciągle w dół. Zakręty to w lewo to w prawo, potem znów w lewo. Łuki pokonujemy jak bobsleiści kładąc się na kierownicach.
Gdańsk witamy z radością. Przedmieścia - zwykłe, nie urzekają, ale wpadamy na główną i szukamy objazdu. Objazd wybiera nam GPS, wczesniej wgrana trasa prowadzi nas bokiem po najgorszym bruku, pod górę i po dzielnicach przypominających Warszawską Pragę. Czerwono-ceglane kamienice jakieś odpadające tynki, i kocie łby z rozjechanego na wszystkie strony bruku. Ulica "Na stoku" jest więc wstawką rodem z Paryż - Roubiax.
Na Dworcu kupujemy bilety i chwilę przed odjazdem odpoczywamy w klimatyzowanym KFC. Pociąg przyjeżdża prawie o czasie, za to na miejsce docieramy z prawie godzinnym opóźnieniem. Najważniejsze, że już w domu. Najważniejsze że burza, którą widzieliśmy z okien pociągu, juz przeszła. Ponoć nieźle wiało i padało. Teraz tylko mokre ulice prowadzą nas do domu.
Herbata kolacja i spać... szkoda, że ten weekend i czas wolny się kończą:(
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew
Wstajemy około 7. Pakowanie ogarnianie i czas wyruszać. Żegnamy się z Moniką i juz przed ósmą jesteśmy na trasie. Droga do Nowej Karczmy jest nie dość, że dziurawa to jeszcze ruchliwa. Znów trzęsie nas niemiłosiernie. Jedzie się marnie bo nogi już nie te a ja na plecach mam jeszcze plecak a w sakwie cały majdan. Rower jest mułowaty, ciężki i mało zwrotny. I do tego te dziurawe podjazdy.
Za Nową Karczmą odbijamy na trasę na Gdańsk. Asfalt się poprawia a i morale wzrasta. Czasem mija nas sporo aut, ale jedzie się dynamicznie. Jest spoko bo pogoda słoneczna i nie za gorąco. Czuje spieczone wczorajszym słońcem ramiona a plecak troszkę uwiera. Zmieniamy się w wiezieniu plecaka z Agnieszką i tak jakoś turlamy się do przodu.
W okolicy Jodłowa zaczyna sie super zjazd malowniczymi lasami w dół. Pędzimy po 30-35km/h krętą droga w zielonym szpalerze drzew liściastych. Korony z liści łączą się nad nami tworząc tunel. Asfalt na początku super, potem troszkę słabszy - jednak ciągle w dół. Zakręty to w lewo to w prawo, potem znów w lewo. Łuki pokonujemy jak bobsleiści kładąc się na kierownicach.
Gdańsk witamy z radością. Przedmieścia - zwykłe, nie urzekają, ale wpadamy na główną i szukamy objazdu. Objazd wybiera nam GPS, wczesniej wgrana trasa prowadzi nas bokiem po najgorszym bruku, pod górę i po dzielnicach przypominających Warszawską Pragę. Czerwono-ceglane kamienice jakieś odpadające tynki, i kocie łby z rozjechanego na wszystkie strony bruku. Ulica "Na stoku" jest więc wstawką rodem z Paryż - Roubiax.
Na Dworcu kupujemy bilety i chwilę przed odjazdem odpoczywamy w klimatyzowanym KFC. Pociąg przyjeżdża prawie o czasie, za to na miejsce docieramy z prawie godzinnym opóźnieniem. Najważniejsze, że już w domu. Najważniejsze że burza, którą widzieliśmy z okien pociągu, juz przeszła. Ponoć nieźle wiało i padało. Teraz tylko mokre ulice prowadzą nas do domu.
Herbata kolacja i spać... szkoda, że ten weekend i czas wolny się kończą:(
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew