Dziś dzień przełomowy. Dziś pewien trudny okres w moim życiu się zakończył a przychodzi kolejny. Po każdej burzy przychodzi słońce. Szkoda, tylko, że zmiana pracy jest taka trudna i nerwowa. Cóż najważniejsze, że coraz bliżej mi do nowego. Co będzie - czas pokaże.
Aby oczyścić sobie głowę, udałem się na wycieczkę nocną do stolicy. Zabrałem kamerkę, aby sprawdzić jak daje sobie radę ze zdjęciami nocnymi. Wypada słabo. Potrzeba dobrego oświetlenia.
Przez przypadek wpadam na nielegalne spotkanie rowerzystów po odwołaniu masy krytycznej. Oby mnie tylko z tą masą nie utożsamiali czasem:) Dawno jakoś masa przestała mi pasować. Troszkę się chyba pogubili z tymi zgromadzeniami. Realnie nie widze efektów mas, poza oczywiście wkurzaniem kierowców. Wiem, że tymi słowami pewnie obudzę burze w szklance wody, ale taka prawda. Spokojnie masa mogłaby sie odbywać w soboty. Moim zdaniem:) Wtedy nawet dwa razy w tygodniu! Czemu uparli się na ten piątek? Idea fajna, ale czasem odnoszę wrażenie, że po prostu w naszym kraju zgromadzenia, im bardziej utrudniają życie normalnym użytkownikom i ludziom, tym "fajniejsze".
Proponuje jeszcze comiesięczne spędowiska bezdomnych. W geście protestu mogliby blokować tory kolejowe na centralnym. Albo metro w godzinach szczytu - wtedy na pewno zostali by zauważeni:)
Balonowy kulturalny pałac... Zamierzałem pojechać kawałek świętokrzyską, ale skutecznie mi wybili to z głowy pijani wracający/idący z jakiegoś klubu, którzy strasznie krzyczeli. Zrobiłem więc nawrót i pojechałem sobie do domku. Prędkości całkiem znośne, choć nadal chłodne te nocki...
Aha, rower zyskał lekkie sztywne szosowe błotniki, na dojazdy do nowej pracy, aby być wielosezonowym (poza zimą).
Bezdomni nie strajkują i nie będą strajkować. Dzisiaj blokowaniem torów zajmują się tzw rolnicy. Tymczasem wiceprezydent Warszawy już rozważał likwidację pasów dla rowerów na Tamce i Saskiej. Potem pełnomocnik zaprzeczał, ale trudno określić co jeszcze może do przyjść do głowy szalejącego na widok korków urzędnika.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.