Dzień piękny, idealny na rower, gdyby nie wiatr, gdyby nie to, że spraw do załatwienia tyle... Od rana w aucie, od rana kursowanie, nakładanie silikonów na brodziki, mycie sprzątanie. Od rana wszystko, tylko nie rower...
No to złapałem byka za rogi i wieczorkiem usiadłem sobie do książki. Jeśli jednak myślicie, że to było na bujanym fotelu i z okularkami na nosie - niczym arystokrata - to mylicie się. Książa mnie otaczała, a ja przez godzinę zmagałem się z rowerem. Plan w sumie treningowy nie istnieje. POczułem potrzeba skatowania się, upocenia i wytrwania godziny. Perspektywa jeżdżenia tylko z filmami kolarskimi, jakoś mnie dziś nie niosła. Wpadłem na pomysł, aby to książka mnie wprowadziła w nastrój.
No i udało się - godzina pedałowania, co 5 minut zmiana obciążenia i wykręcona średnia 25km/h a morderstwo Winklerowej nadal nie wyjaśnione... Może to jest właśnie sposób, na ten cholerny okres, jesienny? Może to właśnie audiobooki są rozwiązaniem?
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.