Dziś godzinka na siodełku. POmyślałem, sobie, że wato, i że będzie to lekkie jechania, bez spinki. Taki plan snułem sobie jeszcze w pracy. Jak już jechałem do domu w sumie nie chciało mi się na rower, a jak już zebrałem się do treningu. Dołożyłem obciążenie 4 (było na 3 wczoraj i przedwczoraj) i zrobiłem godzinę pedałowania.
Dla niewtajemniczonych. Po Lewej przełożenie, a pod spodem czas jazdy. Zmęczenie nie tak wielkie co końcówkę odliczałem w głowie byle do końca. Nawet musiałem sobie przełączyć filmik z Giro na inny ze skoczną muzą. Ostatni ostrzejszy podjazd i rozjechanie po treningu to była masakra...
Obciążenie IV
7 bieg 3,3% 6 bieg 21% 5 bieg 41,66% 4 bieg 16,3% 3 bieg 8,3%
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.