grubaski - i doktorostwo | Księgowy

grubaski - i doktorostwo || 35.00km

Sobota, 9 kwietnia 2016 · Komcie(6)
Kategoria Do pracy!
Dziś sobota, sobota pełna handlu pełna zakupów i pełna... klientów. Jedni zwykli, inni mniej zwyczajni... jedni z pokorą inni z roszczeniem. Otóż o tych ostatnich chcę napomknąć.

Sytuacja z początku tego miesiąca. Środek tygodnia, chyba wtorek. Telefon się urywa, pani Doktorowa dzwoni do mnie co 5 minut, gdy jadę autem. Wielce oburzona, że nie odbieram dzwoni na numer firmowy. I robi lekką awanturkę, że "telefony to się odbiera" i do pana Księgowego się dodzwonić nie może. Wreszcie się dodzwania i do mnie... Obiecuje więc przyjść, bo został jej mój sklep polecony przez inną panią doktorową i że ona przyjedzie po rower dla córki i czy ja takie rowery mam. No odpowiadam  i tłumacze, pani chce rower przez telefon kupować, żebym jej opowiadał o rowerze, żebym jej wszystko w te pędy wytłumaczał. Rzeczę więc aby ona przybyła i organoleptycznie dla niewiasty rower wybrała. 

Był chyba Czwartek państwo doktorostwo przyjechało z córą, wybieranie roweru rozpoczynają od wejścia do sklepu:
- my do pana Księgowego - pani mówi - Chcemy rower dla tej damy. Ile rabatu dostaniemy? Ten sklep nam poleciła pani doktorowa inna.
- eeee dobrze obejrzyjmy rowery najpierw.
- ale rabat pan nam da? - pan mąż doktorowej wyraźnie liczy na upusty
- jeszcze nie wiem na jaki rower - żartuje aby nie zaczynać rozmowy od wybierania rabatów.
- no wie pan, bo nam powiedziono że u pana tanio i że pan rabat nam da...
Tłumaczę im, że sklep firmowy Krossa itp, ale państwo doktorostwo wyraźnie wyniośle odnosi się do mnie, a pana męża pani doktorowej interesuje tylko czy i ile mu "zrabatuje" rower. Model wybrany, trzeba się przejechać.
- ten hamulec przedni masz ten tylny - mówię
Dziewczyna robi rundę i zarzuca rowerem robiąc długą krechę czarną na kostce. Burkam ją z lekka zwracając uwagę, że to nowy rower i że nie może tak hamować bo niszczy opony. Doktorostwo wyniośle na mnie i bez słowa.
Dziewczyna drugą rundę robi i znów rozpędza się przed końcem - jak na złość - i znów krecha. Tym razem zwracam się do rodziców, że to troszkę niefajnie, i że chyba nie będziemy kolejnych oglądać, bo dziewczynka niszczy rower hamując ostro i że rower ma być nowy, a to tylko jazda próbna. Na to ojciec oschle do mnie:
- chyba musi sprawdzić, czy hamulce dobre prawda?
- no wie pan, ale nie musi zaraz zdzierać opon na asfalcie?
- oj przecież panu tam mocno ich nie wytrze.
- wie pan jakby mi tak każdy hamował to bym w rowerze ogumienie musiał wymieniać co i raz... To że pozwalamy się przejechać to i tak gest w kierunku klienta.
- to jak ma wybrać rower nie jeżdżąc?! - pan mąż pani doktorowej jest oburzony, że mam jakieś uwagi do jego córki. O przepraszam córusi. 

W końcu rower wybrany, proponuje im rabat, pan mąż pani doktorowej wyniośle, że tyle to im dają w każdym sklepie i że chyba z polecania są i że chyba dam większy. Nie daje się za mocno. Mówię jasno jakie mam możliwości, pan znów naciska, że to rower za 2500zł i że z 400zł bym tam im opuścił, i że daj pan coś jeszcze w gratisie. I dyskusja trwa... państwo doktorostwo przyjechali autem za moją dwuletnią pensje, wystrojeni, wyperfumowani, targują się jak przekupka, jak jakiś żyd... o każdą złotówkę.
- nic więcej pan nie da?
- no ja powiedziałem ostatnie słowo...
- no dobrze... bo skoro już przyjechaliśmy to weźmiemy, ale nie ukrywam, że liczyłem na większy rabat,jak my z polecenia...

Zagotowany w środku mówię, że gotówką chce aby zapłacili, że muszę akcesoria do roweru zamontować i potrwa to 15 - 20 minut. I tu znów się zaczyna dyskusja, że pan mąż pani doktorowej nie będzie po pieniądze jechał i że on kartą zapłaci. Na co mu tłumacze, że wtedy rabatu wcale nie dostanie. On udaje, że nie rozumie. Macha mi Visą i mówi, że "to pieniądz i to pieniądz". Cedząc słowa i nieomal chcąc ich już pogonić ze sklepu, tłumacze proces płatności kartą, że są prowizje i że wolałbym aby zapłacili gotówką jeśli chcą taki, a taki rabat jaki pan (swoją drogą wymusił) na mnie.
Państwo obrażeni jadą do bankomatu. 

Montuje akcesoria. Podczas nieobecności państwa w sklepie tłum. Gdy kończę montować akcesoria mam już dwóch klientów. Jeden chce pompkę inny oponę. Normalka. Obsługuje ich podczas gdy wchodzą Doktorostwa. Pan w pół zdania mi przerywa rozmowę z klientem, któremu pomagam wybrać oponę. 
- my chcemy zapłacić.
- dobrze, skończę z panem i zaraz się rozliczymy
- ale my byliśmy pierwsi! - mąż doktorowej się oburza. - jeszcze pan nie skończył naszej sprawy. 
- dobrze jedną sekundkę skończę z panem wybierać opony, pan zapłaci i zaraz się rozliczymy za rower.

Pan mąż doktorowej, znów obrażoną minę robi. Jak to on musi w kolejce czekać, przecież on ma pieniądze, ma gotówkę i ma być już! Przecież on rower kupuje. Dla córci

W końcu opony wybrane klient zapłacił wracam do Doktorostwa. Pan rzuca mi plik pieniędzy na stół. Biorę je i liczę.
- pan nie liczy - jest równo.
- pan pozwoli, że sprawdzę.
- dopsz...... - pan mąż doktorowej jest już wyraźnie zniecierpliwiony zakupami i fuka na mnie jak jakiś nadąsany kot. 
Wreszcie wszystko gotowe. Teraz pan mąż doktorowej rzecze do mnie w te słowa:

- to pójdzie pan z nami i zapakujemy rower do auta.
- dopsz... - odpowiadam równie ironicznie co niedawno pan mąż doktorowej

WIeje, zimno, łeb urywa. Ja i pani doktorowa stoimy i patrzymy jak mąż wlaczy z autem. Fotele nie wie jak w swoim super aucie złożyć, nie wie jak belkę zdjąć, nie wie jak zdemontować siatkę rozwijaną za tylną kanapą. 
- może by mi pan pomógł? - mówi do mnie
- wie pan ja się na autach nie znam - odpowiadam poprawiając sobie kaptur na głowie. 
- no chodź pan, tam musi być jakaś wajha - pan mąż doktorowej sfrustrowany szarpie za wszystkie klamki w aucie a kanapa dalej stoi, a siatka dalej nie złożona. Wreszcie daje rower pani doktorowej i podchodzę do auta. Ja wół, na boku siedzenia jest klamra z obrazkiem pokazującym składanie kanapy. Wielka grafika jak stodoła obrazek na półgłówka. Naciskam kanapa się składa, naciskam inny zatrzask, siatka się zwija do sufitu. Wkładam rower - państwo odjeżdżają. 

Klient dzisiaj wielke szczęście - co by było gdyby dupa była gorąca?


Tym optymistycznym akcentem kończę ten wpis podsumowujący handel z całego tygodnia. 





Dla zainteresowanych ostatnim wpisem. Kilka fot na szybko z serwisu za 1400zł:









Z pozdrowieniami dla wszystkich parkujących swoje rowery na zimę na balkonie;)








Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,

Komentarze (6)

I tak narastają "klasowe" animozje. Doktor nie doktor - buc po prostu... ;)

Goofy601 18:15 czwartek, 14 kwietnia 2016

Doktorek wykłucał się o rabat. Ciekawe ile rabatu daje w swoim prywatnym gabinecie.

Bitels 04:51 poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Jestem pewny, że w carskiej warszawie żaden doktor by się nie szarpał o rabat :)

giovanni 04:40 poniedziałek, 11 kwietnia 2016

Masakra.... klient z polecenia = 50%, że będzie z nim jakiś gnój :)

A teksty: ja u was coś kiedyś kupiłem (w domyśle: 5 lat temu, 5 PLN poszło), więc czekam na rabat dla stałych klientów lub "co macie i czemu tak drogo, he he he" to niestety polski standard na wywołanie presji. Kilka asertywnych słownych prostych i albo tracimy niechcianego klienta, albo zyskujemy spokój. Lub jedno i drugie naraz :)

Trollking 21:40 sobota, 9 kwietnia 2016

Zrób fotę tego Krossa jak będzie już po remoncie (przed i po) :)))

Katana1978 20:03 sobota, 9 kwietnia 2016

Ja pitolę. Za takie teksty, że w każdym sklepie za tyle i tyle kupię rower - to odsyłałabym do tych wszystkich sklepów.
A ten Kross co dla córuni (1 zdjęcie ?) pewnie będzie niedługo tak wyglądał jak ten biedak niżej.
Tacy ludzie nie szanują swoich rzeczy. Założę się że jeszcze do Ciebie przyjadą z reklamacją :D

Katana1978 20:02 sobota, 9 kwietnia 2016
Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa chwal

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]