Różne z grubcią wylatane akcje kilometrowe || 87.00km
Od maratonowej niedzieli zbierałem siły. Pierwsze dni były spoko, najtrudniej miałem we wtorek i środę, wtedy jakiś mnie kryzys dopadł. Ciężko powiedzieć co mi w zasadzie "było". Ot naszła mnie taka niemoc, że szkoda gadać.
W sklepie sezon ma się w najlepsze. Co dzień zdarzają się głupie rozmowy, bezsensowne tłumaczenia i jeszcze durniejsze odpowiedzi. Ostatnio w szczycie swoich możliwości wpadła pani. Od rana kociołek był bo ludize się nie wiadomo skąd pojawili, jak tylko bramę otwierałem i nieomal na plecach mi wchodzili do sklepu. Udało się rozładować mały zator i lekko zdyszany zwracam się do pani:
- w czym mogę pomóc?
- a co pan taki niemiły?
- słucham?
- pan na mnie tak naskoczył!
- zdawało się pani - odpowiadam starając się ustabilizować oddech i wymusić na sobie spokój i uśmiech, choć to nie było łatwie bo od rana na rowerze, w upale a potem tłum i teraz pani co to "pragnie uśmiechu".
- wie pan bo ja też z tym jak to pan określi pewnie no "starym gratem".
- rower ma pani tak? DO serwisu? - staram się nieco skrócić tą całą opowieść, bo w ciuchach kolarskich jeszcze jestem i nie miałem czasu się przebrać, no i chce mieć już "kolejkę z głowy", a pani jest ostatnia.
- tak jakby pan mógł...
- oczywiście. - wychodzę na dwór. Pani chce abym wycenił jej naprawę. Rower to schwinn chyba ze 20 lat, tak zajechany, że to ciężko określić. Linki pourywane od hamulców, rower w opłakanym stanie.
- proszę pani trzeba się liczyć, że naprawa wyniesie 500-600zł
- i co pan to tak z samego patrzenia wie tak? - pani jest zaskczona szybką oceną. I lekko poirytowana
- tak proszę pani, rower wymaga generalnego przeglądu. Troszkę zaniedbany jest...
- oj da pan spokój - pani niby się wdzięczy, niby bagatelizuje sprawę... - nie jest pewnie tak źle
- jak mówie naprawa o około 500-600zł
- a co do wymiany jest...
- Proszę pani do wymiany są: manetki, bo ani prawa ani lewa nie działa (działają tylko 2-4 biegi w prawej i jeden najniższy w lewej), do tego linki i pancerze, do tego klocki hamulcowe (jeden pękł na pół ze starości) , koła mają luz, jedno nie ma 3 szprych, łańcuch suport, korba...
- oj nie proszę pana ale co pan tak pędzi... nie nie... pan tylko powie mi co naprawdę do wymiany - pani udaje słodką idiotke, którą ewidentnie nie jest, bo to się czuje w jej głosie. Udaje , że ona taka biedna i taka zmarnowana...
- no właśnie wymieniam...
- proszę pana, - pani udaje słodką idiotkę - na pewno coś da się uratować
- wie pani rower pewnie z 10 lat serwisu nie widział, tu się nie da "mniej więcej" naprawić
- I co te 600zł wyjdzie?
- jak powiedziałem...
- oj pan zejdzie coś z ceny...
- droga pani, abyśmy mieli jasność, ja nie wymieniam pani części bo taki mam kaprys, nie robimy przeglądów "tylko trochę" albo robi pani przegląd i wymienia komponenty, albo nie podejmiemy się serwisu, bo jedna rzecz pociąga za sobą olejne. Jak ten rower ma działać, skoro wszystkie części są do wyrzucenia.
- oj ale on jeździ przecież.
- skoro tak, to co pani robi na serwisie? Odwagi życzę i szerokiej drogi.
- pan za bardzo zasadniczy - pani znów kokietuje, ale w takim stylu irytującym, bo to kokieteria na zasadzie "zaraz się ugniesz facet jak ci pomarudzę". Wkurzam się bo stoimy na słońcu a mam od groma pracy w sklepie a pani mi su "mizia i fryzia" jakby sobie na podryw przyszła, lub na jakieś tam pogadanie. Stoimy już pół godziny słońce pali, a pani mnie ciągle o to samo pyta.
- oj to wymieni pan tylko niech pan liczy mniej. No wie pan zniżkę jakąś da...
Po 40 minutach pani obrażona w końcu zostawia rower, na wymianę linki w hamulcu przednim. Jest oburzona, że mało ludzkie podejście mamy i nie "Stawiamy się w jej stuacji". Przestaje być miłą i strzela fochami, że my tylko pieniądze chcemy zarobić, że chcemy z ludzi wycisnąć itp... jej kobieca kokieteria przemija jak po zimie nastaje wiosna...
Po pracy coraz częściej wracam uciekając przed burzą, nie zawsze się to udaje... Mikroklimat Zalewu Zegrzynskiego ściąga nad siebie wielkie nawałnice i czasem leje jak wariat a za chwile cisza i słońce. Nawet ostatnio błotnik z tyłu mam w rowerze, bo szkoda mi było upaćkanego plecaka.
Czasem udaje się jechać do pracy w słoneczku.. to najczęściej rano, gdy jeszcze się fronty nie wzburzą. Wtedy jest przyjemnie ciepło.
Tu zdjęcie z jednego z powrotów, gdzie widać było front burzowy i jego wielką piętrową budowę. Do burzowej chmury wiszącej nisko, schodził wielki komin powietrza innej masy zastygającej wyżej. Zdjęcie nie oddaje w 100% tego, ale z oddali wyglądało jakby to był wielki komin z chmur, a na dole "rozlewał" się na szeroką ciemną gradowo-burzową chmurę...
Na koniec zdjęcie klasyka... Rowerek na serwis... wiek? Jakieś 30-40 lat;)
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew