Kryptonim Ś.W.I.T || 130.00km
Janek zanosił się szlochem a tuż obok słychać było glos Agnieszki. Podniosłem się do pozycji siedzącej i spojrzałęm za okno. Było ciemno, z za lini horyzontu majaczyły sie ciemne potężne cielska zabudowań osiedla. Niczym wielkie mroczne stwory wolno wyłaniały się z mroku dominując nad otoczeniem, którego kontrast nadal był bliski zeru.
Nie wiedzieć czemu, świadomość przyszła dość szybko. Sen odleciał jak pył zwiewany silnym podmuchem wiatru. Podniosłęm się i pomogłem żonie w przewijanieu młodego. Szybko udało się "ugasić" pożar żalu syna i już chwilkę potem leżał karmiony przy piersi.
Poszedłem do kuchni, po chwili namysłu zrobiłem sobię kawę i kanapki. Za oknem robiło się widno. Była 4:20. Totalnie już obudzony usiadłem na brzegu łózka patrząc jak synek wymachuje rączkami i łapczywie pije. Nie udało mi się dopić kawy, jak poległ zmożony snem.
Ubrałem się i postanowiłem iść na rower. Za oknem termometr wskazywał 7 stopni. Nie do końca mogłem uwierzyć jego wskazaniom, ale wolałem byc zapobiegliwy i założyłem dodatkową warstwę ubrań. Czas wakacji wolno dobiegał końca, i będą uczniem pewnie odliczać bym zaczął dni do roku szkolnego. W sklepach już fala zeszytów i piórników zalewała półki, znikały leżaki i grile a na pułkach pojawiały się tornistry i pudełka na kanapki dla żaków.
Czy tak wyraża się dorosłość? Gdy z utęsknieniem wspominasz czasy, gdy szybsze bicie serca wzbudał w tobie nowy plecach czy zestaw kolorowych flamastrów? Sentyment mnie czasem zbiera, jak patrze na te wszystkie kolorowe okłądki i piórniki. Człowiek nie starzeje się z dnia na dzień - człowiek dorasta powoli. Po prostu pewnego dnia uświadamiasz sobie, że masz żonę i dzieci i to wszystko to tylko wspomnienia z dzieciństwa, które jeszcze takie niedawno było dniem powszednim.
W piwnicy ostatnie poprawki, książka w uszy i w drogę!
Było już widno, jak jechałem ulicami miasta. Chłód wdzierał się do środka ze wszech stron i uderzyło mnie to jak bardzo zimno jest na dworze. Droga do zapory w Dębę wyciskała ze mnie ostatnie resztki zakamuflowanego ciepła. Mimo, że słońce było coraz wyżej na liczniku termometr z minuty na minutę pokazywał coraz niższe wskazania. 7 stopni, 5 stopni... 4 stopnie. Zapora to było apogeum, wiatr wiejący w twarz od zalewu sprawił, że musiałem stanąć na chwilę i złapać oddech.
Do licha - pomyślałem -planowałem jakieś 100km, a tu wcześnie rano dupę mi tak mrozi, że nie wiem czy 40 zrobię. Widok pary unoszącej się z nad nadal ciepłego zalewu oddawał różnicę temperatur jaka panowała na dworze. Z głowy i ust również buchały tumany pary. Szybko traciłem ciepło. Nie wiedziałem co lepsze jechać i w trybie dynamicznym grzać i chłodzić się utrzymując z trudem bilans optymalny, czy stać i czekać aż ciało nagrzane wtłoczy pod ubrania żar krwi i ogrzeje mnie.
Nie było rady - trzeba było ruszać. Podjazd na zaporę dodał kilka stopni pod ubraniem, jednak nadal przez długie kilometry nie czułem się "dogrzany".
Fabułą Cyfrowej Twierdzy zbliżała się do szczytu - ostateczne rozwiązania, dynamika i zagadki kolejne wątki - zasłuchany w książce nie mogłem się doczekać co będzie dalej. Głowa przestała więc skupiać się na chłodzie. Susan Flether walczyła z Cyfrową zagadką i z każdą minuta napięcie rosło!
Trasa do Chrcynna i Serocka zleciała już w dobrej atmosferze. Zaczęło się robić cieplej (7 stopni). Trasę jechałem na przełajowych oponach z bieżnikiem, więc prędkości nie były powalające. Nie przejmowałem się - nie spieszyło mi się tak, poza tym, liczyłem na to, że odrobina oporu pod nogami to dodatkowa cegiełka do "treningu" przez MPP. Uświadamiam sobie, że maraton jesienny będzie wyzwaniem o wiele większym niż sądziłem na początku. Już o 21:00 jest ciemno a bardzo zimne noce zdecydowanie trudniej przetrwać gdy trwają prawie osiem godzin... Cóż zaplanowałem sobie w sumie pięć dni czasu na całą imprezę, więc nie mam spinki a co będzie to czas pokażę. Zdaje sobie sprawę z bardzo słabego przygotowania kondycyjnego, opieram się wiec na doświadczeniu swoim i rozsądnym dysponowaniu zasobami. Mam nadzieje, że o ile pogoda (deszcz) i kontuzje, nie popsują mi planów to dojadę w limicie. No i rzucam RDK - rękawicę:) On w tym roku zrobił już swoje 300km/24h, a mój reko0rd dobowy to 170km w marcu - słabo, więc wyzwanie tym większe.
Jeśli do skutku dojdą rozmowy z pewną firmą, będziecie mogli na żywo śledzić moją pozycję GPS na trasie maratonu, obecnie prowadzę pewne ustalenia, ale wszystko wskazuje na to, że sprawa ma się dobrze.
W Serocku wpadam na Molo, ale aparat szwankuje i nici ze zdjęć. Chyba baterie z zimna padły, bo już jakiś czas spędzały w środku. Trudno. Siedząc na ławce wygrzewam nogi na słońcu i piszę sms- do Agnieszki. Synek nie wiele dał jej pospać więc jest już na nogach.
Zjeżdżam do domu na śniadanie i kawę a potem na szybkie zakupy i do pracy! W sumie wycieczka około 89km
Wpis łącze z innymi dojazdami do pracy bo nie miałem czasu dodać ich oddzielnie.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew