Wpis łączy w sobie wyjazd z wczoraj i dzisiejsze rowerowanie. Nie czuje się winny - znowu - bo wczoraj tj w NIEDZIELĘ - przejechałem tylko/aż 15km. Totalna niemoc od wczoraj, dziś nieco lepiej, choć jazda jakoś mi nie idzie. Chyba za dużo dni pod rząd i trzeba będzie jutro zrobić day off.
Mimo, że jesiennie za oknem, to dość ciepło. Dziś termometr wskazywał nawet 4 stopnie. Jakoś jednak to powietrze było takie byle jakie i zmarzłem. Nie tak jak się marznie z zimna, tylko z takiej wilgoci i wieczoru pełnego dymu. Czułem się jakiś taki wypatroszony z ciepła przez te warunki...
Udało mi się w pracy wreszcie poprawić źle ułożoną oponę, którą po niedzielnej zmianie dętki, układałem w domu bezskutecznie. WYstarczyło lekko naoliwić rant i napompować "piątkę" i guma wskoczyła na swoje miejsca. Potem redukcja ciśnienia do 4 atm i bajo:)
ja tam mam problem by wyjść na rower, (nie licząc dojazdu do pracy) ale jak już wsiądę to się cieszę :) Do pracy czasem mi przychodzi do głowy pomysł by pospać dłużej i pojechać autem, ale motywuje mnie to że potem bym pewnie żałowała jak cholera ...
Wczoraj przeczytałem hipkową relację z wyjazdu w Alpy. Jeździli CODZIENNIE średnio 176km, w sumie ponad 4000 km, a Ty piszesz "za dużo dni pod rząd" ?! Nie wierzę...
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.