Nocą to się nogi pocą... || 33.21km
Pojechałem jednak grubciami z Shannon i nie żałowałem. Od razu skręciłem w las i mieliłem sobie po szuterkach i piaskach okolicznych wydm. Plusy - same plusy - raz, że nie wiało, a dwa, że było "sucho". Na ulicach było sporo rozjeżdżonej mokrej wody po sniegu, zaś w lesie, tylko piaseczek.
W pracy zimnica, wyjściowa temperatura 8 stopni. Rozpaliłem w kominiku i ogarnąłem kilka spraw wysyłkowych. Potem zabrałem się do shannon. Okazało się, że trudna praca manetek, była spowodowana, zapieczonymi pancerzami. Naoliwiłem sobie linki nieco, a zmianę całości "okablowania " planuje późną wiosną. Na teraz musi wystarczyć. Manetki chodza płynniej, i zmiana biegów wymaga mniej siły kciuków.
W pracy okazało się, że nie zabrałem lampki swojej. Pozyczyłem więc z pracy oświetlenie USB. Znane mi skądinąd, sprawdziło się świetnie.
Tu kilka słów o lampie
Sprawa oświetlenia sprawiła, że najpierw rozważałem powrót tyko drogami, ale gdy zapadł zmierzch, postanowiłęm sprawdzić, jak się mają moje JAJA. No i najlepszym testem JAJ była jazda noca po lesie. I pojechałem. Wstęp był mroczny, bo w Nieporęcie zanim dotrzecie do lasu, jest najpierw cmentarz. Za ostatnim grobem i końcem muru wjeżdża się w całkowity mrok! Wtedy lampa pokazała sowje możliwości.
W sumie nie tyle dzików się obawiałem, co jakichś pijaczków, ćpunków i innego "tatałakjstwa". Nie spotkałem nikogo, poza dwoma autami jadącymi 20km/h z naprzeciwka. Chyba były równie zaskoczeni moją obecnością, co ja ich.
Póxno to nie było, ale rower, w lesie, po zmroku?
Po wyjeździe z lasu pomknąłem już asfaltami wprost do domu do żony i syna!
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew