Zadymka i lód, lud odkupiony! || 33.00km
Dojazd do pracy był osobliwy, w jego trakcie kilka przeszkód stanęło mi na drodze. Pierwszą przeszkodą, był pociąg towarowy, na niestrzeżonym przejeździe. Setki razy przejeżdżam przez to miejsce, ale tylko kilka razy w roku zdarza się, że na plac składu celnego podjeżdża pociąg. Są to najczęściej Lawety z autami, jednak tym razem stały puste. Pociąg dojechał do pewnego miejsca i stanął:
Byłbym pewnie stał jako ten kołek i pół dnia, ale zdecydowałem się na objazd i porzucenie oczekiwania na zwolnienie przejazdu. Inni kierowcy również zawracali, czułem się w tej mierze rozgrzeszony.
Tego dnia poruszanie się rowerem po chodnikach, ściezkach i innych ciągasz pieszych sprowadzało się do Nordic Walking`u. Nie dało się jechać, bo snieg był mokry i oblepiał koła a dodatkowo strasznie woziło. Zmuszony byłem jechać ulicami. "och ja biedny". Obok mnie biegła "śnieżka" rowerowa a ja ulicą.
Ulice Legionowa o 9:15
Wiadukt muszę iśc pieszo pod górę... z górki jakoś się już "sunęło".
Niestety...
Dzisiejsza rozmowa z patrolem policji, który zatrzymał mnie przed samym centrum Wieliszewa:
- ma pan obok ścieżkę rowerową, czemu jedzie pan ulica?
- ponieważ ciąg rowerowo-pieszy jest nieodśnieżony.
- to nie wiedział pan jakie warunki panują na drogach zanim pan wyszedł z domu?
- a co to jak śnieg pada mam zostać w domu?
- wy rowerzyści na siłę próbujecie coś komuś udowadniać, to nie pogoda na rower!
- no cóż, pretensja nie do mnie tylko do służb - mamy 9:30 a chodniki nie istnieją. A jak mi pan zwolnienie do pracy napisze, chętnie wrócę posiedzieć w ciepłym domu.
- dobra dobra, niech pan jedzie bezpiecznie i uważa na drogach, bo sam pan widzi...
I pojechali...
No sam widzę... I co zrobie - przeca się nie położę z żalu!
W pracy oddawałem chołd Bitelsowi. Z zapałem zabrałem się za odwalanie śniegu z placu. Bosche - jak ja się namachałem. O-e-sus!
Ręce mi więdły, a z każdą kolejna łopatą śniegu ubywało. Niestety (jak się okazało później) - umoczyłem. Spociłem się jak szczur. I mnie zawiało. Jeszcze tego samego dnia, czułem że mnie w nosie świdruje.
W sklepie mimo napalenia, początkowa temperatura 10 stopni nie nastrajała pozytywnie, po odśnieżaniu bylo juz p[od 17cie. Nic nie dało siedzenie przy kominku. Gil się zalęgł...
Powrót już po zmroku. Miałem jechać z dokrętką, ale czułem, że mnie coś bierze, więc zdecydowałem się tylko na bezpośredni powrót. Kilka ciągów pieszo-rowerowych było już odwalonych, więc jechałem ścieżkami. Na ulicach bowiem pojawiła się posocznica pośniegowa - zjawisko chorobowe bruzd śniegowych, objawiające się silnym sączeniem się wód na jezdnie.
W okolicach ulicy szwajcarskiej stwierdzam, że przyczepności nie mam wcale i zacząłem zwalniać, ale rower zaczął tańczyć. Usiadłem więc okrakiem na ramie - bez skojarzeń - i dwoma nogami rozkraczonymi na boki szedłem ślizgiem przez dobre 10m. Podróż zakończyłem w zaspie śniegu odrzuconego o poranku przez ekipy sprzątające. Oparłem rower, i kilka razy ślizgałem się na butach, lodowisko 100% ani śladu miejsca, gdzie kostka by "łapała".
Jadąc już 12-15km/h dotarłem do domu.
Pozdrawiam
Księgowy
Organizator:
Legionowska Katorga,
Castle Ultra Race ,
Tour De Zalew