Pożywka dla bakterii, mediów i innych hejterów. Nadrabiam, bo nie wyrabiam. Dom praca dom... ciągle. Ostatnio jeden dzień odpoczywałem przymusowo, bo była akcja fryzjer, więc mi się skedżul rozjechał i nie wyrabiam się z wpisami.
Generalnie to sprawa ma się tak. Biżuteria zamówiona i odebrana dla Cherry, na nowy sezon.
Gdyby jeszcze wiosna chciała dotrzeć do nas tak HOP bez okresów odwilży, mgieł i brei, to byłoby już całkiem spoko. Niestety wszystko ma swoje miejsce i najbliższe miesiące to będzie huśtawka plusów i minusów, aż plusy wezmą górę!
Po pracy już w oddali widać blask, szarówka się robi, czyli dnia przybywa. Nawet pobudka do młodego o 5 wydaje mi się "jaśniejsza" a te wstawania po 6:30 to wogle jakby za "dnia". Młodym ojcem być, wstawać rano hyc - zaśpiewałby człowiek, gdyby akurat nie ziewał.
A do pracy dziś ( czwartek) jechałem tak... Śnieg z rana nie padał, i jak w połowie mojego dojazdu się zdecydował, to sypnęło od serca! Do pracy przyjechałem cały biały... a przez okulary nie widziałem nic!
Potem wszystko się rozpuściło i została na ulicach tylko woda.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.