Po weekendzie i po jednym (poniedziałkowym) dniu przerwy od proweru, dziś przyszła pora na dojazd rowerem. Jechało się jakoś tak bez polotu, może to pogoda, może nadal zmęczenie. Generalnie jakoś nie grało, a zapowiada sie znów kilka dni autem, bo sprawy się same nie załatwią. Czyli przedwiośnie wypada mi nierowerowo - chyba więcej w śniezne i mroźne tygodnie jeździłem niż teraz;P
Cóż czasem trzeba i tak.
Mój syn przechodzi etap nauki raczkowania, stawania i wygłup[ów. Jeden wielki wulkan energii. Raczkowanie mu nie idzie, ale robi takie podskoki na tyłku, jakby jechał konno. Tak mu się to spodobało, że teraz po tym jak wstaje rano nie tylko sobie GUGA, ale i wierci się na łóżku, czyli witaj poranku od 5:30
Jakoś jeszcze w tym tygodniu mam nadzieje, że uda mi się podjechać rowerkiem kilka razy.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.