Dzień wolny. Urlop trwa, ale urlop to nie tylko czas na rower, ale i też obowiązki domowe. Dziadki zabierają teraz młodego na cały dzień, ale mi pracy nie zmalało. Zakupy, załatwiania., odbieranie telefonów z światowych agencji, które chcą mnie do pracy :D Generalnie niby cały dzień wolny, ale wszystko tak jakoś w pędzie.
Poranek zaczałem dziś rowerowo, bo zapowiadali około 12 burzę i deszcz. Poleciałem na standardową pętle aby posłuchać nowej książki, ale niestety, jest za cicha:( Szum aut uniemożliwia jej słuchania. Muszę nad tym popracować, może się uda ponieść poziom głośności w plikach i da radę przelecieć książkę do końca. A nie banalna lektura, bo to naszego pana Mroza - Expozycja! Fajny początek, ale dialogi ledwo słyszalne. Za to lektor spoko.
Na szosie od Janówka już zaczęło się chmurzyć i wahałem się czy nie pojechać przez WIeliszew prosto do domu. Zdecydowałem się na skok przez Jachrankę i to był dobry pomysł. Na skarpie - nie padało, ba nawet słońce wyszło. Zjazd do Zegrza w dół od jednostki, to klakson jakiegoś nadgorliwca. Któremu przeszkadzało, że jadę szosą po - o zgrozo - szosie!!!
W WIeliszewie spotykam sportowe TICO
Może koleś chce je na drezynę przerobić? Wszak tuz za chodnikiem jest torowisko?:D
Czarne blachy, a sądząc po korozji to jakieś 20 letnie auto:)
Pętlę zamykam w bardzo krótkim czasie. Co jest zaskoczeniem, bo w połowie trasy wiatr zaczał formować fronty i dmuchało dość mocno i to nie w plecy!
Mi się czasem zdarza (bardzo rzadko), że TIR-y przed manewrem wyprzedzania informują mnie klaksonami. Ale to są takie delikatne dwu- trzykrotne sygnały, a nie te przypisane do puszkowych ratlerków uwieszanie się na kierownicy :)
Ten co trąbił zapewne sądził, że jest na drodze ekspresowej, albo autostradzie, a tam rowerom nie wolno. Albo druga ewentualność, która mnie spotkała. Pan się tłumaczył, że trąbił dla mojego bezpieczeństwa (sic!)
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.