Miało padać po południu, więc zdecydowałem się na rower bo ostatnio zaniedbane są te moje dystanse. Sporo w pracy mam spraw do ogarnięcia. Mam nadzieję że koniec miesiąca będzie bardziej stabilny i uda się wrócić do jazdy nieco częstrzej.
No więc ruszyłem z domu w słoneczny poranek i gdy już byłem w Jabłonnie i skrecalem na Nowy Dwór dostrzegłem, że za plecami minie do mnie wielka chmura. Liczyłem że idzie oba na Warszawę, ale się pomyliłem i w ciągu kilku chwil mnie dopadła.
Zrobiło się ciemno i lunęło z nieba. Uciekam kawałek do przystanku, ale zdąrzylo mnie zlać konkretnie. Waliło deszczem po plecach jak małym kamyczkami.
Morale mi spadlo i po przeczekaniu deszczu pojexhalwm dalej, ale juz na krotsza trasę. Z resztą byłem cały mokry. Wyszlo co prawda słońce i znów grzało, ale jakoś tak wyszło że mnie powietrze.
Nie martw się Księgowy. Ja do 3 lat synka praktycznie w ogóle nie jeździłam. Potem przyszło przedszkole - miałam szczęście bo on bardzo je lubił i często była pretensja że go za wcześnie odbierałam więc troszkę z tego korzystałam. A jak pojawiła się szkoła i zrobił się samodzielny - to już w ogóle. Oczywiście nadal są jakieś ograniczenia, ale jest ich mniej niż na początku.
Znacie mnie z bikeloga jako Księgowy, ale tak naprawdę nazywam się Adam. Jestem grzesznikiem i grzeszę "cyklicznie" od 2007 roku. Nigdy nie wygrałem, żadnego maratonu, ani nie zdobylem podium w niczym co mogłoby sie kwalifikować, choćby do medialnego szumu ale mam kilka rzeczy, które uważam za swoje małe "zwycięstwa"
Moje skromne osiągnięcia.
Najwięcej kilometrów po górach: 300km i 4000m przewyższeń w 24h.
Najwięcej km z sakwami: 255km w 24h 2007r. Szwecja
Najwięcej km w 24h: 503km czerwiec 2014
Najwięcej km "na raz": 528km w 25h25minuth 2014 r.
Najniższa temperatura w jakiej jechałem: -22stopnie
Najwięcej km w silnym mrozie: 100km przy -18stopniach
Łączny przebieg od 2007 - 101 tysięcy kilometrów.